Niezdolność do odczuwania przyjemności, czyli anhedonia, to jeden z kluczowych objawów depresji, na który cierpi coraz więcej osób. W ramach kampanii społecznej Forum Przeciw Depresji ze znaną aktorką Olgą Bończyk na temat choroby, jej skutków i sposobów radzenia sobie z nią rozmawia redaktor naczelna Medexpress.pl Iwona Schymalla.
Iwona Schymalla: Pani Olgo, towarzyszyła Pani swoim bliskim w zmaganiach z depresją. Proszę o tym opowiedzieć...
Olga Bończyk: Rzeczywiście oba przypadki, z którymi miałam do czynienia, dotknęły mnie bardzo osobiście, bo na depresję zachorował najpierw mój mąż, a obecnie choruje na nią moja najlepsza przyjaciółka. Czas, jaki dzieli te doświadczenia, to około 10 lat i różnica w pojmowaniu choroby, sposobu leczenia jest naprawdę ogromna. Kiedy 10 lat temu okazało się, że na depresję zachorował Jacek, kompletnie nic nie wiedziałam na temat tej choroby. Wtedy o depresji w ogóle nic się nie mówiło. Nie było wiadomo, jak ją rozpoznać, skąd się bierze, kiedy się zaczyna, jakie są symptomy.
Jak Pani mąż został zdiagnozowany?
To było zupełnie przypadkiem. Jeden ze znajomych przyszedł do nas na kolację i zobaczył, w jakim stanie jest mój mąż, jak się zachowywał. Zasugerował, że może to być depresja. Tak się złożyło, że znajomy pracował w jednej z firm farmaceutycznych produkujących leki antydepresyjne, stąd jego wiedza na ten temat.
Jakie to były zachowania, jakie były symptomy, które sugerowały, że jest to właśnie depresja.
Początkowo odbierałam zachowanie męża jako swojego rodzaju obronę przed życiem przy osobie na świeczniku. Wiadomo, że życie aktora obfituje w różne stany emocjonalne, bardzo silnie reagujemy na krytykę i wydawało mi się, że wycofanie, zamknięcie się w sobie mojego męża było reakcją obronną właśnie na taki styl życia.
Myślała Pani, że jest to sposób na odreagowanie codziennego stresu?
Myślałam, że jest to jedna z emocji, która towarzyszy na co dzień naszemu życiu. Nie miałam pojęcia, jakie jest prawdziwe podłoże jego zachowania, tego zamykania się w sobie, chowania, wycofywania z życia. Jacek zresztą zawsze było ogromnym introwertykiem, więc myślałam, że jest to jeden z etapów, jaki właśnie przechodzi.
Czy widziała Pani też ten brak radości życia, który wiązany jest z anhedonią?
Zdecydowanie tak, choć Jacek nigdy nie był wesołkiem. To nie ten typ, dlatego nie odczuwałam, że jego brak radości może zwiastować chorobę. Tak jest zresztą do dzisiaj. Czasami zdarza się, że się otworzy, ale z natury jest osobą skrytą i wycofaną. Więc to nie była katastroficzna zmiana w jego życiu, którą mogłabym zauważyć. Widzieli to natomiast nasi znajomi.
I co zrobiliście dalej?
Oczywiście poszliśmy za radą i rozpoczęło się leczenie. I tu znów kolejna moja osobista porażka, ponieważ nie wiedzieliśmy, do kogo mamy się udać. Nie mieliśmy takiej wiedzy, jaką mam teraz. Zaproponowano nam jakiegoś lekarza. Okazało się, dopiero teraz to wiem, że leczenie mojego męża nie było właściwe. Jego stan ewidentnie się coraz bardziej pogarszał. W tej sytuacji zaczęłam szukać pomocy – dotarłam do lekarza, który prowadził jego leczenie, prosząc go o poradę. I tu zderzyłam się z ówczesną rzeczywistością – oczywiście teraz to się nie zdarza, ale wtedy pani doktor w ogóle nie chciała ze mną rozmawiać, powiedziała mi, że ma taką zasadę, że terapeutyzuje pacjenta z depresją, a nie jego rodzinę. Zostałam z tym zupełnie sama… Oczywiście choroba zaczęła się pogłębiać, a jej skutki były dramatyczne.
Co dało Pani to doświadczenie?
Przeżycia tamtego czasu spowodowały, że przestraszyłam się tej choroby. Przestraszyłam się faktu towarzyszenia takiej osobie, bo ona była agresywna.
A co z Pani przyjaciółką, która obecnie choruje na depresję?
Moja przyjaciółka dziś jest przykładem tej nowej depresji, dotykającej ludzi czynnych zawodowo, aktywnych. Dziewczyna czołg wymyśliła sobie świetny sposób na życie, bardzo ją w tym wspierałam, ja i jej mąż, przyjaciele. Udało jej się zrealizować marzenie życia – otworzyć restaurację. Doprowadziła ten projekt do takiego momentu, że wystarczyło przekręcić klucz, otworzyć drzwi, wpuścić gości i zacząć wydawanie fantastycznych potraw, które świetnie gotuje. Okazało się, że zatrzymała się na etapie otwarcia drzwi. Powiedziała, że dalej nie da rady, nie ma na to siły. Wycofała się z tego.
Na pewno wypytywała ją Pani o kolejne etapy realizacji swojego marzenia. Czy widziała Pani, że jest coraz smutniejsza, cichsza, coraz bardziej wycofana? Że nie cieszy jej to, co robi.
Gdy coraz bardziej zbliżała się do tego punktu – otwarcia restauracji, czyli tego, co powinno dać jej największą radość, szczęście, co powinno pozwolić jej rozwinąć skrzydła, gdzie powinna zacząć gotować i cieszyć ludzi swoim gotowaniem – to gdy go osiągnęła, zwinęła skrzydła i zanurkowała pod wodę. I to dla mnie było ogromnym zaskoczeniem, że dziewczyna czołg, kobieta, która idzie przez życie i bierze to, co jej się należy, bo wie, czego chce, bo ma swój plan, ma swoją drogę, nagle robi zwrot o 180 stopni i ze wszystkiego rezygnuje. Powiedziała, że nie przekroczy tego progu, bo ona sobie nie da z tym rady i nie chce mieć w ogóle z tym projektem nic wspólnego.
I co w tej sytuacji?
W tej chwili sprzedaje tę restaurację. Na całe szczęście znalazł się kupiec, więc finansowo wyjdą z tego obronną ręka. Oczywiście Magda jest pod opieka doskonałych lekarzy. W tej chwili moja wiedza na temat depresji jest zupełnie inna niż te 10 lat temu. Sytuacja jest zupełnie inna, bo rozmawiam z jej lekarzem i się pytam, jak jej mogę pomóc? A on mi daje konkretne wskazówki. Z tą wiedzą jestem silniejsza, bo wiem, co mam robić, wiem, o czym mam z nią rozmawiać.
Czyli takie mądre towarzyszenie komuś polega właśnie na tym, żeby nie zostawać z problemem samemu, tylko pytać, edukować, czytać, zadawać pytania.
Największym problemem osób towarzyszących osobom z depresją jest to, że nie wiadomo, jak należy się zachować, co robić, jak pomóc. Zawsze poruszany jest temat pacjent – lekarz, temat bliskich, towarzyszy życia jest pomijany. Co oni mają zrobić? Jak pomagać mądrze? Obecnie każdy ma szansę, bowiem dostęp do fachowej pomocy jest większy, świadomość społeczeństwa jest również inna.