Pewnego dnia matka chłopca, Solange Santamaria, zauważyła na pieluszce dziecka ślady krwi. Nie czekając na karetkę, od razu zawiozła go do szpitala. Po kilku dniach postawiono diagnozę: ostra białaczka limfoblastyczna. Lekarz przekazał tę wiadomość ojcu czteromiesięcznego Gilberta i jego matce chrzestnej, którzy postanowili nie wyjawiać Solange prawdy w obawie o jej zdrowie. Zamiast tego, wszyscy troje, powiedzieli jej, że chłopiec cierpi na poważny niedobór żelaza. Nietrudno było w to uwierzyć ─ mały Giba nie dawał po sobie poznać, że cierpi na zagrażającą życiu chorobę nowotworową. Matka dbając o dietę syna, podawała mu zamiast mleka w butelce, sok z buraków albo szpinaku.
Jednak nie udało się długo dochować tej tajemnicy. Podczas cyklicznych badań, które polegały na pobieraniu krwi z żyły szyjnej, dziesięciomiesięczny chłopiec był bardzo pobudzony, aż trudno było go opanować. Solange przy pomocy matki chrzestnej chwyciły go delikatnie i zachęciły, żeby raczkował na podłodze w gabinecie. Nagle Giba postawił swoje pierwsze kroki. Lekarz powiedział, że jak na małego pacjenta z białaczką, dla którego raczej nie było nadziei, taki wyczyn jest godzien podziwu.
Gdy Gilberto miał już ponad rok zdarzył się cud. Wyniki badań jasno wskazywały na to, że chłopiec wyzdrowiał. Nowotwór nigdy więcej nie dał o sobie znać, a tym bardziej „poważny niedobór żelaza”. Jak to się stało? Podobno lekarze do dziś nie mają na to jednoznacznej odpowiedzi. Giba w swojej biografii przypomina słowa matki, która uważa, że każdy rodzi się z określonym przeznaczeniem, z wdrukowaną w nasze DNA historią. On swoje przeznaczenie poznał bardzo wcześnie i wypełnia daną mu misję z mistrzowskim zaangażowaniem.
Od wielu lat siatkarz bierze udział w akcjach charytatywnych. Tym razem dołączył do kampanii edukacyjnej „ALL Children Need You”. Giba uwrażliwia na potrzeby najmłodszych pacjentów z ostrą białaczką limfoblastyczną i uświadamia jak ważna jest walka o ich życie. Jak sam przyznaje, jeśli przytulisz choćby jedno dziecko, które spędza całe miesiące na oddziale onkologicznym, nie tracisz swojego czasu. Wygrywasz go. A to z ust „specjalisty od zwyciężania”, jest niepodważalna prawdą.
W latach 80. cudem był mały Gilberthinio. Dziś cudem jest rozwój medycyny celowanej. A zawsze cudem będzie… miłość.