O to, kogo może dotknąć depresja i co wpływa na występowanie tej choroby, Iwona Schymalla, redaktor naczelna Medexpress.pl, zapytała prof. Janusza Heitzmana, wiceprezesa Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego, który był uczestnikiem panelu „Depresja – wyzwania cywilizacyjne” Szczytu Zdrowie.
Iwona Schymalla: Wyznanie Justyny Kowalczyk, że od dłuższego czasu cierpi na depresję, wzbudziło powszechne poruszenie. Okazuje się, że jest to choroba bardzo demokratyczna i może dotknąć każdego.
Prof. Janusz Heitzman: Nas najbardziej porusza depresja, jeżeli mówią o niej osoby znane, które często stoją na podium, w blasku fleszy, świętują swoje osobiste sukcesy i nagle okazuje się, czym te sukcesy są okupione. Depresja jest chorobą mózgu, która powoduje, że czasami, tak jak opisała to Justyna Kowalczyk, brak jest sił do życia. Osoba mająca depresję myśli tylko o tym, żeby oderwać się od wszystkiego - często od dobrych rzeczy: sławy, sukcesu, przeżywania radości. To jest przykład, który wskazuje na to, że depresja nie oszczędza nikogo. Depresja dotyka każdego człowieka i przebiega w różny sposób. Nie od razu człowiek kładzie się do szpitala – może funkcjonować dalej. Stara się pokonywać swoje lęki, walczyć z bezsennością, z poczuciem beznadziei. Niestety, często to nie wychodzi. Nie każdemu się udaje, dlatego trzeba szukać pomocy specjalistycznej – albo jest to psychoterapia, albo psychoterapia z odpowiednio dobraną farmakoterapią. Oczywiście skuteczność leku jest bardzo indywidualna.
Depresja w Polsce dotyka około 1,5 mln osób, ale być może tych osób jest więcej, bo nie każde obniżenie nastroju, nie każde przygnębienie, nie każdy smutek możemy nazwać depresją. O depresji myślimy wtedy, kiedy wali się dotychczasowe życie, kiedy nasza aktywność zawodowa, społeczna czy inna ulega całkowitemu rozłożeniu. Nie jesteśmy w stanie „podnieść powieki”. I wtedy najlepiej jest zwrócić się o pomoc. Często człowiek sam chce walczyć z tym zagubieniem, zamknięciem w poczuciu nadziei, i wówczas przeżywa to jeszcze gorzej. Pojawiają się złe, często samobójcze myśli. Z powodu samobójstw osób chorujących na depresję umiera około 5 tys. osób rocznie w Polsce – to więcej, niż ginie w wypadkach drogowych. Możemy powiedzieć, że depresja jest chorobą śmiertelną, o czym rzadko się myśli. Ale ważne jest to, że coraz więcej mówimy o depresji. Przestajemy się wstydzić tego, że jest to choroba, która dotknąć może każdego. Ale też daje nadzieję, bowiem wsparcie otoczenia, wsparcie najbliższych potrafi nas podnieść z tego szczególnego stanu.
Podczas Szczytu Zdrowie dyskutowano o depresji w kontekście przemian cywilizacyjnych. Czy tempo życia, nawał obowiązków, ale także ilość informacji dostarczanych do naszego mózgu może mieć wpływ na uaktywnienie się choroby?
Oczywiście, że tak. To nie jest problem typowo polski. To, że depresje narastają na całym świecie, jest wiadome. Naukowcy policzyli, że w latach 20. naszego wieku osób chorujących na depresję będzie wiele milionów. Depresja będzie na drugim miejscu po chorobach niedokrwiennych serca. Depresja jest problemem globalnym. Rozwój cywilizacyjny również przyczynia się do tego. Pojawiają się nowe zagrożenia. Człowiek jest coraz bardziej samotny, nie ma oparcia, nie ma bezpośredniego kontaktu z drugim człowiekiem, pozostaje jedynie kontakt w sieci. Żaden portal społecznościowy nie zastąpi nam normalnego, ludzkiego wsparcia. Są to potrzeby uwarunkowane biologiczne związane z deficytami emocjonalnymi, które gdzieś się gubią w codziennym pędzie do pracy, do zarabiania, do pokonywania trudności. I w tym wyścigu szczurów czasami przegrywamy.