- Każda osoba między 18 a 55 rokiem życia może przyjść i zarejestrować się jako potencjalny dawca szpiku i dzięki temu uratować komuś życie. Taka jest rola DKMS – ratować życie, dawać szansę na nowe - mówi Leszek Lewandowski, koordynator ds. rekrutacji dawców. Bez naszej dobrej woli nie będzie to jednak możliwe, dlatego tak ważne jest, żebyśmy zrozumieli jak jest to ważne. - Gdybyśmy wszyscy się zarejestrowali, to każdy z nas miałby bliźniaka genetycznego, który mógłby uratować nam życie. Na obecną chwilę, tylko co piąty Polak znajduje swojego bliźniaka genetycznego. Stąd tak istotne jest rejestrowanie się jako potencjalny dawca szpiku, żeby było takich osób jak najwięcej - mówi L.Lewandowski.
Jednym z czynników mających wpływ na decyzję o zarejestrowaniu się w bazie dawców szpiku, jest kwestia stereotypowych wyobrażeń, że to niebezpieczne. - Tymczasem absolutnie nic nam nie grozi - uspokaja Leszek Lewandowski. Tłumaczy, że są dwie metody pobrania szpiku kostnego. Pierwsza, mniej popularna (wykonywana już tylko w 5-10 procentach) to pobranie szpiku kostnego z talerza kości biodrowej. Nie ma to nic wspólnego z kręgosłupem. W pozostałych 90 procentach to metoda pobrania krwi, które trwa od 3 do 4 godzin (afereza). Zabieg jest zupełnie bezbolesny i bezproblemowy. Wymaga tylko poświęcenia czasu. Idziemy po nim do domu, jak gdyby nic - mówi.
Czasami dawcy chcą poznać osoby, którym uratowały życie. - Są to piękne chwile i niesamowite emocje. - Miałem okazję być przy dwóch takich spotkaniach. Łza się w oku kręci. Bo znaleźć osobę, której się pomogło - uratowało życie, to niepowtarzalne doświadczenie - opowiada przedstawiciel fundacji.
Na liczbę zgłoszeń do bazy dawców szpików miała wpływ pandemia i wojna w Ukrainie. Przed pandemią fundacja DKMS rejestrowała rocznie około 200 tysięcy osób. Obecnie tylko, (albo aż ze względu na pandemię) ok. 100 tysięcy. - Staramy się ze wszystkich sił, by powiększać naszą bazę. Wojna w Ukrainie też miała wpływ, ponieważ ludzie przekierowali swoje emocje, pomoc i uwagę na naszych sąsiadów zza wschodniej granicy. Stąd też mamy mniej wolontariuszy i osób chętnych do rejestracji. A bez nich nasza racja bytu nie ma najmniejszego sensu - dodaje Leszek Lewandowski.