Medexpress: Praca koordynatora scen intymnych w branży filmowej i teatralnej to zupełnie nowy zawód- znak zmieniających się czasów i dostrzeżenia tego, jak ważne są świadomie budowane relacje między ludźmi. A intymność, jak mówisz, jest dla Ciebie połączeniem bezpieczeństwa i zaufania. Opowiedz na czym polega twoja praca.
Katarzyna Szustow: Zaufanie pomiędzy aktorami, które widać w scenie to już efekt końcowy. To ta wisienka na torcie, który wcześniej trzeba wspólnie zbudować. Pierwszy etap pracy zaczyna się od czytania scenariusza. Wszyscy muszą zrozumieć w jaki świat wchodzimy i o czym będziemy opowiadać historię. Drugi etap to narada z reżyserem, reżyserką i zrozumienie ich wizji, by wiedzieć, jaki ma się pojawić w filmie rodzaj namiętności, intymności (albo jej brak) i co chcemy tym powiedzieć widzom. Następny punkt pracy to rozmowa z aktorami i bardzo często pojawia się w niej wątek granic i asertywności, tego, że „nie” jest pełnym zdaniem. Rozmawiamy z nimi o tym, jaka jest rola koordynatorów scen intymnych na planie, w czym pomagamy i czego można od nich oczekiwać, a czego niekoniecznie. Koordynacja scen intymnych składa się z zasad pięciu „C”, a ja dodaję też szóste.
Medexpress: Co się pod nimi kryje?
Katarzyna Szustow: To jest: consent, czyli „świadoma zgoda” lub „przyzwolenie”. Ważne jest, by aktorzy wiedzieli, że nikt nimi nie będzie manipulował, dostaną pełną informację co robimy i po co to robimy, jak budujemy postać i że mają zawsze prawo się wycofać, nawet w ostatnim momencie, kiedy jest już wszystko dopracowane. Miałam taką sytuację dwukrotnie. To zazwyczaj związane jest z ich prywatnym doświadczeniem i trzeba być świadomym, że praca z aktorami, którzy doświadczyli wcześniej traum wygląda inaczej, m.in. dlatego, że pamięć ciała jest pozaracjonalna. Kolejne „C” to context, czyli „kontekst” aktor wie, po co i dlaczego musi się rozebrać w danej scenie, dlaczego ma wykonywać takie a nie inne rzeczy na własnym ciele. Rozmawiamy o postaci, scenie - a nie o życiu prywatnym, chyba, że są to rozmowy związane z ich doświadczeniami, które były dla nich trudne i mogą mieć wpływ na naszą pracę. Następne „C” to communication. Komunikacja powinna być transparentna, oparta na porozumieniu bez przemocy. Jest też „C” jak choreografia, czyli każda ze scen ma wyreżyserowany swój ruch i gest. I closure czyli zamknięcie postaci, domknięcie procesu twórczego. Koordynatorzy proponują ćwiczenia pomagające wyjść z roli – dla mnie to ważne, by aktorzy nie byli pozostawieni sami sobie z „procesem żałoby” po skończeniu realizacji filmu. I do tych zasad dodaję jeszcze jedno „C”, czyli community bo uważam, że praca przy filmie czy sztuce w teatrze jest pracą zespołową. To jedna część, drugą stanowi praca nad scenariuszem, ćwiczenia z aktorami, np. kiedy pracujemy nad wyczuciem ciała. Można powiedzieć aktorom, by sobie zaufali, ale to nie zadziała, to wymaga pracy. Następnie wchodzimy na plan i tam też potrzebna jest koordynacja ustaleń ze wszystkich pionów.
Medexpress: To ostatnie „C”, czyli domknięcie postaci- jak wygląda Twoja praca w tym aspekcie?
Katarzyna Szustow: Zamknięcie postaci to dla aktora bardzo intymny moment. Podpowiadam im ćwiczenia do wykonania samemu w domu. Ale niektórzy aktorzy mają swoje techniki. Dodatkowo po jakichś dwóch tygodniach wysyłam im tzw. „feedback form”, w którym dzielą się swoimi przemyśleniami, uwagami z pracy na planie ze mną. Informacja zwrotna w procesach twórczych to nowość. Do niedawna nikt nie miał prawa nikogo oceniać. Uważam, że ten „sprawdzian” moich kompetencji, jak i sprawdzian dla całej produkcji jest niesamowicie rozwijający. Aktorzy mają możliwość podzielenia się swoimi przemyśleniami z całego procesu. Mamy wgląd, czy dana produkcja spełniła standardy poziomu bezpieczeństwa, ale też możemy rozwijać się tworząc lepszą kulturę pracy, jak i szlifować rzemiosło tego najmłodszego zawodu filmowego.
Medexpress: Czym właściwie jest dla Ciebie praca z aktorami z punktu widzenia koordynatorki scen intymnych?
Katarzyna Szustow: Praca z aktorami to praca z ich granicami, ale też ze wstydem, który każdy w sobie ma i to warto podkreślić: aktor też odczuwa wstyd, mimo że oczekuje się od niego, z racji zawodu jaki wykonuje, by o nim zapomniał. Jest to tak naprawdę praca z tym, jak zostaliśmy wychowani i ukształtowani przez rodzinę i społeczeństwo. Duży wpływ na nasz kulturowy stosunek do ciała ma np. hegemonia polskiego kościoła katolickiego. Po rozpoznaniu granic i potrzeb aktorów pracujemy z wizją reżyserką i to jest najbardziej fascynujące w tej pracy – jak przekazać wyobraźnię reżyserów za pomocą choreografii dotyku.
Medexpress: Jak opowiadasz o sześciu zasadach „C”, myślę o tym, jak wiele z tego obszaru można przenieść do budowania relacji lekarz-pacjent. Niektóre z tych „C” przydałyby się, jako zasady usprawniające wizytę pacjenta w gabinecie specjalisty. Nie mówiąc już o tym, że od pacjenta też oczekuje się, że schowa swój wstyd w czasie badania. Jak sądzisz czego brakuje lekarzom i pacjentom w ich relacjach, które wymagają przecież zaufania i poczucia bezpieczeństwa?
Katarzyna Szustow: Trudno mi wydawać opinię na ten temat, bo to nie jest moja branża. Jestem dość zdrową osobą, ze służbą zdrowia na szczęście mam niewiele styczności. Podejrzewam, że w tym obszarze jest podobnie, jak w innych. Obserwujemy gigantyczną zmianę pokoleniową i jednocześnie konflikt pokoleń. Coraz więcej jest młodych pacjentów, którzy znają takie narzędzia jak porozumienia bez przemocy, zwracają uwagę nie tylko „co” komunikujmy, ale też „jak”. Wynika to z wychowania w innej rzeczywistości geo-politycznej. Ja dorastałam równolegle z systemem kapitalistycznym, który zafundował nam doktrynę szoku, dopiero teraz widzę, jak dużo przemocy ekonomicznej, symbolicznej czy wręcz fizycznej doświadczaliśmy jako nastolatkowie. Często lekarze, którzy nas leczą zaczynali swoje kariery jeszcze w starym systemie, gdzie przemoc była odgórnie zinstytucjonalizowana. Kto był ostrzejszy, bardziej wulgarny, ten był kimś. Pytanie teraz, jak z tym rozdźwiękiem pracować? Jak zbudować komunikację między młodymi pacjentami a np. starszymi lekarzami? Jak korzystać z postawy asertywnej jednocześnie nie narażając się na pominięcie przez lekarza, od którego zależy nasze życie? Sama jestem w szoku, jak mój 11-letni syn często argumentuje czasem swoje „nie”. Wiem, że to nie jest tylko moja praca w domu, ale też szkoły, tego w jakim systemie edukacji wzrasta (wcześniej szwajcarskim, obecnie niemieckim), który go uczy udzielania odpowiedzi w sposób grzeczny, ale asertywny, bez cech przemocy. Ale ciekawe jest styl komunikacji u stomatologów. Za każdym razem otrzymuję informację, co się będzie działo w czasie zabiegu, a lekarz jest uprzejmy i świadomy dotyku. Czy to jest związane z tym, że za opiekę stomatologiczną w Polsce w większości przypadków trzeba płacić? Czy to kwestia tego, że wizyta u stomatologa należy do jednych z bardziej intymnych, delikatnych sytuacji ze względu na pracę z twarzą pacjentów? Otwarte usta i unieruchomienie to sytuacja skrajnie nieprzyjemna, która u niektórych może wywoływać stany lękowe czy napady paniki. Może stomatolodzy wypracowali lepszy sposób komunikacji ze swoimi pacjentami, bo nieprzewidywalne reakcje pacjentów utrudniają im pracę?
Medexpress: Dobre pytanie. Na stronie Rzecznika Praw Pacjenta opisany jest jeden z przypadków naruszenia prawa pacjenta do intymności. W podanej tam informacji czytamy: „17 letnia pacjentka zgłosiła się do poradni ginekologicznej wraz ze swoim ojcem na badanie cytologiczne. Położna wykonująca badanie stwierdziła, że ojciec pacjentki musi być obecny przy badaniu. Pacjentka dwukrotnie, wyraźnie wyartykułowała swój sprzeciw wobec obecności ojca w gabinecie jednak położna stanowczo stwierdziła, że ojciec pacjentki ma być obecny przy badaniu. Jak wskazał ojciec pacjentki położna wykonująca badanie poinformowała go, że ze względu na charakter badania jego obecność w gabinecie jest niezbędna.” Co Twoim zdaniem tu się wydarzyło?
Katarzyna Szustow: To przykład zachowania skrajnie przemocowego, który pokazuje z jednej strony okrutny charakter położnej, ale też brak odpowiednich procedur – osoba pracująca z nagością wg. mnie musi posiadać podstawowe kompetencje w zakresie komunikacji interpersonalnej z pacjentami, oraz musi znać regulacje prawne. Ważne jest przyjrzenie się procedurom – uważam, że w nich jest siła i one potrafią zmieniać rzeczywistość także w odniesieniu do relacji. Pacjentka, która prawdopodobnie jest na początku swojej drogi seksualnej przyszła do lekarza z rodzicem, widocznie tego potrzebowała. Jednak samej już obecności ojca w gabinecie wyraźnie się sprzeciwiała, miała do tego prawo. W Polsce osobom w wieku 16-18 lat wystarczy, że przedstawią zgodę opiekuna i swoją na badanie czy leczenie. Położna złamała prawo wymagając obecności rodzica przy badaniu. Przemoc wydarzyła się tu na wielu poziomach: młoda kobieta została potraktowana okrutnie przez starszą od siebie kobietę (gdzie solidarność kobieca?), jej granice cielesne zostały naruszone w obecności mężczyzny, który jest z nią spokrewniony, jej zdanie/prośba zostało zignorowane (zaufanie do służby zdrowia długo będzie odbudowywane), pogwałcona została autonomia osoby, która za parę miesięcy będzie pełnoletnia. Ale poszkodowany został też ojciec, który w tej sytuacji został zaszczuty, bo nie wiedział, jak się zachować. Zareagował dopiero później i wniósł pozew (co wymagało pewnie wiele odwagi, jak i nieprzespanych nocy). Myślę, że tego rodzaju sytuacje to wszechobecne polskie zamiłowanie do przemocy – jak dla mnie to głębokie echo przez lat nieleczonych traum, począwszy od powstań i wojen, brak poszanowania procedur, zasad oraz niskie miękkie kompetencje polskich „specjalistów”. Kiedyś usłyszałam od swojego ojca mocne słowa, że jestem pierwszym pokoleniem dzieci „nie-morderców”. Warto przyjrzeć się temu, co dostaliśmy od swoich rodziców i co my przekazujemy osobom w koło siebie.
Medexpress: Kiedy mówisz, że w procedurach jest siła, to rozumiem, że w nich możemy znaleźć poczucie bezpieczeństwa, że one nie odzierają nas z emocji i wcale nie są „nieludzkie”.
Katarzyna Szustow: Bezpieczeństwo budowane jest w oparciu o procedury – wiesz, czego się spodziewać. Nie ma poczucia bezpieczeństwa bez jasnych zasad. W przypadku historii nastoletniej pacjentki zawiodła położna, która zerwała świadomie (lub nie) ustalone procedury. Nieświadomość nie tłumaczy wyrządzonej krzywdy.
Medexpress: Jest wciąż niestety wiele przykładów na pogwałcenie prawa pacjentów do poszanowania prawa do intymności i godności. Klasycznym jest obchód w szpitalu, kiedy lekarz wraz z studentami omawia przypadek pacjenta, nie pytając czy ma coś przeciwko temu, by opowiedzieć o jego sytuacji zdrowotnej, tak by wszyscy obok słyszeli i widzieli.
Katarzyna Szustow: Uczenie się z praktyki to element pracy lekarzy. Warto zapytać o zgodę osobę chorą. Ważny jest sposób postawienia pytania oraz powód czy kontekst. Lekarz powinien się przedstawić, powiedzieć np., że towarzyszy mu 20 studentów i studentek, którzy uczą się operacji kolana, a kolano tej pani to przypadek fenomenalny (poczucie humoru oswaja trudne sytuacje). I zapytać: Co pani uważa na ten temat, żebyśmy porozmawiali o pani przypadku? Pytanie zamknięte („Czy możemy…”?), na które można udzielić tylko odpowiedzi „tak” lub „nie” przyciska nas do muru. Zwłaszcza, jak tych 20 studentów czeka na odpowiedź. Mało kto wtedy powie „Nie, nie życzę sobie.”
Medexpress: Jako pacjenci wpisujemy się w pewien system przekonań i oczekiwań. Jestem u lekarza to muszę do badania się rozebrać, zapomnieć błyskawicznie o wstydzie itp. Odsuwamy z automatu na bok swoje granice. Co się kryje pod takim schematem, jaki problem?
Katarzyna Szustow: To pytanie o zaufanie Polek i Polaków do systemu ochrony zdrowia i lekarzy. Z Globalnego Monitora Zaufania Ipsos 2022 wynika, że to zaufanie jest na poziomie 39 procent. Tu trzeba sięgnąć do historii. Polski kapitalizm jest młodym systemem. Poziom biedy, w której wzrastaliśmy był wręcz szokujący. Myślenie o zaufaniu, bezpieczeństwie w tym dawnym ustroju, czy o komunikacji było abstrakcją. Obecnie jesteśmy w okresie wielkich zmian społecznych. Młode osoby, które teraz doprowadzają starszych do szału swoją empatią i emocjonalnością, nazywaniem pewnych przemocowych sytuacji, fundują nam trening z poszanowania siebie nawzajem. Jest to terapia szokowa, biorąc pod uwagę, jak niedawno rozmawialiśmy ze sobą chociażby w urzędach. Jest mega zmiana na lepsze. W zaufaniu na pewno pomocne jest zawsze nazywanie własnych barier, czyli idąc do lekarza mamy prawo oczekiwać, żeby lekarz powiedział jak będzie wyglądać badanie zanim je przeprowadzi. Z drugiej strony, trzeba też myśleć o jego sytuacji, o tym, że w ciągu dnia przyjmuje od 30 do 50 pacjentów i na każdego ma tylko kilka minut oraz też może być przemęczony i boryka się z innymi problemami poza gabinetem.
Medexpress: Ostatnio byłam w szpitalu przez kilka godzin jako pacjentka. Z wieloma osobami się zetknęłam, pielęgniarkami, rejestratorkami, lekarzami. Nikt nie spojrzał mi w oczy.
Katarzyna Szustow: Spojrzenie w oczy w Polsce to ciekawa rzecz. Polacy i Polki nie są kulturowo nauczeni patrzenia sobie w oczy. Był to gest zakazany przez setki lat, na co wpływ ma polska historia – z jednej strony chłopów jako osób zniewolonych, którzy mieli zakaz patrzenia w oczy swoim panom, z drugiej ponad 100 lat zaborów, wojen jak i lata komunizmu ze swoją obsesją kontroli obywatelek i obywateli przez milicję i inne służby. Chociaż Polacy chętniej podglądają ludzi myśląc, że inni nie widzą, jak ukradkiem się patrzą. Szwajcarzy w takich sytuacjach spuszczają wzrok. Zawsze mnie to śmieszy. Pierwsze co zauważyłam po przeprowadzce do Szwajcarii to, że wiele osób na ulicy spogląda sobie w oczy i witają się uśmiechem. Sztucznym czy nie, obojętnie. Było to dla mnie zupełnie nowe: uśmiech dla dziecka i jego rodzica, spojrzenie przelotne w oczy. Nie oczekiwałabym więc w Polsce patrzenia sobie w oczy. Ponadto wzrok komunikuje różne rzeczy – zwłaszcza kiedy jesteśmy nago. Ludzie boją się wzroku, ponieważ łączy nas. Nie każdy gotowy jest na intymność. Bywa, że ktoś nie patrzy w oczy, bo jest zdenerwowany. Czy nie lepiej jest zaproponować takiej osobie rozmowę podczas spaceru? Nie patrzymy sobie w oczy idąc obok siebie, ale łatwiej się rozmawia.
Medexpress: Trudno wybrać się z lekarzem na spacer.
Katarzyna Szustow: Ale można odpowiednio ustawić dwa krzesła w jego gabinecie jedno na wprost, drugie bokiem, obok biurka. Widziałam takie rozwiązanie w Polsce. To świadczy o tym, że lekarz jest świadomy tego, jak pracują emocje w jego gabinecie. Kolejne rzeczy w gabinecie to np. zasłonka, za którą się rozbieramy u ginekologa, a jeszcze lepiej osobne pomieszczenie zamykane drzwiami. Jest wiele rozwiązań, które można zastosować w przestrzeni gabinetu lekarskiego, które sprawią, że komunikacja będzie łatwiejsza.
Medexpress: Susan Sontag powiedziała o chorobie, że jest to nasze „bardziej uciążliwe obywatelstwo”. Kiedy pacjent wchodzi do gabinetu lekarza z tym uciążliwym obywatelstwem, to , domyślam się, że jest zestresowany, jak aktor przed zagraniem trudnej sceny. Z czego moglibyśmy skorzystać, z jakich technik komunikacyjnych, żeby swój stres związany z ciałem i chorobą opanować?
Katarzyna Szustow: Na początek przyjęłabym założenie, żeby nie oczekiwać od lekarzy empatii. Lekarz nie ma czasu, aby współodczuwać ze swoim pacjentem. Nie po to jest. On jest po to, żeby zrozumieć co się dzieje z chorym i wydać szybko poprawną diagnozę, co jest problematyczne w tych ramach czasowych (8-16 minut). I tu wracam do zasad dotyczących komunikacji interpersonalnej: lekarz może je stosować, jeżeli wymaga tego sytuacja, jeżeli widzi, że przychodzi do niego pacjent, który się trzęsie z nerwów np. kobieta, która jest przed badaniem ginekologicznym. Lekarz, by ją uspokoić może powiedzieć, że dostrzega jej emocje, by nie czuła się niewidzialna w gabinecie. To pozwoli pacjentce poczuć się lepiej. Opowiedzenie pacjentowi o tym, co się wydarzy krok po kroku i czemu służą konkretne badania to pewnie dodatkowe 90 sekund. To buduje zaufanie. Podejrzewam, że pacjenci, który ufają lekarzom szybciej zdrowieją, ale to czysta hipoteza. W przypadku pacjentów, którzy boją się badań i wizyt u lekarza dobrze byłoby, żeby popracowali z emocjami np. ponazywali swoje lęki – czego dokładnie się boją: zimnych narzędzi, białego fartucha, niezręcznej atmosfery w gabinecie, diagnozy etc. Postawianie emocji tylko w głowie to trochę jak funkcjonowanie w bałaganie po imprezie. Praca z długopisem i kartką otwiera inne obszary mózgu. Łatwiej zracjonalizować to, czego doświadczamy. Dodatkowo napisanie dla siebie notatki „Kiedy zaczynam się denerwować, to…”, gdzie nazwiemy swoje reakcje (np. szybszy oddech, mokre ręce, przyspieszona akcję serca etc.) pomaga zrozumieć swoje automatyzmy. Warto znaleźć swoje ćwiczenia regulujące – jest ich masa w Internecie.
Medexpress: Mówisz, żeby nie oczekiwać empatii od lekarzy. Tymczasem temat empatii i jej braku po stronie lekarzy pojawia się właściwie na każdym warsztacie z komunikacji lekarz-pacjent. O jej konieczności w relacji z pacjentem mówią choćby wykładowcy uczelni medycznych. Co właściwie powinniśmy rozumieć pod hasłem „empatia”?
Katarzyna Szustow: Większość z nas intuicyjnie rozumie tę kategorię jako współodczuwanie z drugą osobą. Na empatię składają się cztery kompetencje: umiejętność przyjęcia cudzej perspektywy (zaakceptowanie, że każdy ma swoją prawdę), wyzbycie się oceniania drugiej osoby (rezygnacja z porad, podsuwania rozwiązań), rozpoznanie emocji drugiej osoby (potrafimy je zauważyć i nazwać), umiejętność współodczuwania tych emocji z drugą osobą (to trudne, kiedy sami nie rozumiemy swoich emocji). Od lekarza oczekujemy dobrych porad, ale też oceny zachowań ryzykownych, trafnej diagnozy i jasnych wytycznych. W relacji lekarz-pacjent trudno zatem o empatię. Tym niemniej warto widzieć w pacjencie nie tylko chorobę i stosować techniki ułatwiające komunikację.