Jeśli pacjent nie przestrzega zaleceń lekarskich, to niewątpliwie ma to konsekwencje przede wszystkim dla jego zdrowia. Jakie ma to tez konsekwencje ekonomiczne?
Jeśli chodzi o brak współpracy pacjenta w procesie leczenia, to oprócz tych konsekwencji typowo klinicznych, medycznych, mamy też konsekwencje ekonomiczne. Pojawiają się one zarówno po stronie kosztów, jak i efektów, wyników leczenia. Lek nieprzyjęty przez pacjenta nie działa. W przypadku, gdy mamy do czynienia z chorobami przewlekłymi, na które jest mnóstwo często tanich opcji terapeutycznych (np. cukrzyca albo nadciśnienie tętnicze), to podstawowym warunkiem jest przyjmowanie leków, żeby mieć efekt w postaci uniknięcia powikłań. Jeśli te leki są nieprzyjmowane, a tak jest u dużego, sięgającego nawet 50 proc. odsetka pacjentów w przypadku pierwszych zleconych terapii, zwłaszcza w przypadku chorób, które nie bolą, to niesie to za sobą określone konsekwencje ekonomiczne. Szacuje się, że to straty nawet 125 mld euro w całej Europie. To bardzo dużo. Mierzy się to też liczbą nadmiarowych zgonów – 200 tys. Leczenie powikłań w postaci np. zawału czy udaru mózgu jest niezwykle kosztowne. Nie dość, że w wyniku niestosowania się do zaleceń nie mamy efektu terapeutycznego, to jeszcze generujemy dodatkowe koszty.
Co należałoby zrobić, żeby było lepiej?
Myślę, że te działania powinny dotyczyć wszystkich udziałowców systemu – lekarza, który mógłby być wynagradzany za efekty leczenia, np. w postaci wyższej stawki kapitacyjnej. Takie rozwiązanie jest stosowane w Wielkiej Brytanii czy Niemczech. Było rozważane też w Polsce przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Drugim obszarem oddziaływań jest edukacja pacjenta. Jeśli ma pełną świadomość tego, czym ryzykuje nie biorąc skutecznego leczenia, to wie, z jakimi konsekwencjami to się wiąże. Taką edukację mogą zapewniać pielęgniarki czy farmaceuci. Np. we Francji przeglądy lekowe wiążą się zawsze z edukacją. Dużo mniej wyłożylibyśmy na edukację w systemie w stosunku do tego, jakie koszty ponosimy nie edukując.