Subskrybuj
Logo małe
Wyszukiwanie
banner

Kto i jak leczy bezdomnych?

MedExpress Team

Medexpress

Opublikowano 27 marca 2019 15:27

Kto i jak leczy bezdomnych?  - Obrazek nagłówka
Marek Pracz
- W poniedziałkowe i piątkowe wieczory spotykają się przy Dworcu Centralnym po to, żeby pomóc tym, których już nikt nie chce. O pracy "Medyków na Ulicy" opowiada w rozmowie z Medexpressem Anna Jastrzębska, prezes FORTIOR - Fundacji dla Wielu.

W poniedziałkowe i piątkowe wieczory medycy spotykają się przy Dworcu Centralnym po to, żeby pomóc tym, których już nikt nie chce. Skąd się wziął pomysł na projekt „Medycy na Ulicy”?

Pomysł na projekt pojawił zupełnie przypadkiem. Któregoś dnia, idąc z kolegą ratownikiem medycznym, spotkałam obok Dworca Centralnego w Warszawie pana, który miał rozległe owrzodzenia podudzi. Byłam wtedy studentką psychologii. Mój kolega akurat miał ze sobą sprzęt ratowniczy. Postanowiliśmy z tym panem porozmawiać i mu pomóc. Okazało się, że poszło to nam dosyć sprawnie. Pan potrzebował jeszcze naszej pomocy, dlatego umówiliśmy się z nim na kolejny dzień. Wtedy on przyprowadził swoich kolegów, a my swoich. I tak to się zaczęło.

Z jakimi problemami zdrowotnymi zmagają się najczęściej bezdomni? O jaką pomoc proszą?

Osoby bezdomne proszą o wszelaką pomoc. Są to osoby, które nic nie mają. To osoby z brakami we wszystkich potrzebach piramidy Maslowa, w tym podstawowych środków do życia. Bardzo często przychodzą do nas po prostu porozmawiać. A jeśli chodzi o sprawy zdrowotne, to dotyczą one przeważnie problemów związanych z kończynami dolnymi.

Z jakimi najtrudniejszymi sytuacjami miała Pani do czynienia? Które z nich najbardziej utkwiły Pani w pamięci?

Pamiętam pana, który opuścił swój dom. Mieszkał poza Warszawą. Miał problemy organiczne, układu nerwowego, zaburzenia demencyjne, cierpiał na chorobę Alzheimera. Miał problem z powrotem do domu wrócić. Na ulicy spędził około roku. Do nas trafił z bardzo rozległymi owrzodzeniami podudzi, zanieczyszczonymi przez larwy. Na oczyszczaniu jego owrzodzeń spędziliśmy około pięciu godzin. Pan nie pamiętał jak się nazywa. Jeden z naszych kolegów zrobił mu zdjęcie i porównał w internecie z osobami poszukiwanymi i uznanymi za zaginione. Kolega przejrzał całą listę. Okazało się, że ten Pan był na niej. Zgubił się na Pomorzu.

Wiemy, że osoby bezdomne nie mają dostępu do świadczeń medycznych. Czy poza Państwa wsparciem, mogą liczyć na pomoc ze strony innych organizacji?

Mamy cudowne Stowarzyszenie "Lekarze Nadziei" zajmujące się leczeniem osób, które nie mają ubezpieczenia. To fantastyczni ludzie, którzy robią niesamowitą robotę. My tak naprawdę nie leczymy. Możemy jedynie pomóc realizować zadania lekarza. Wielu bezdomnych po operacjach jest wypuszczanych ze szpitali z zaleceniem „do leczenia w domu”. Tylko, że oni tego domu nie mają.

Czy po pomoc do Państwa zazwyczaj zgłaszają się te same osoby, czy też pojawiają się nowe?

Mamy swoich podopiecznych, z którymi znamy się już od kilku lat. Pracujemy z nimi metodą redukcji szkód, czyli staramy się zrobić tak, by nie było gorzej. Czasami jest tak, że człowiek jest w chronicznym kryzysie. Nie do końca da się z tym problemem poradzić, nawet mimo najszczerszych chęci naszych i tego człowieka, ponieważ on ma całą masę różnych zaburzeń współwystępujących. I jedyne co w takiej sytuacji możemy zrobić, to postarać się pomagać mu doraźnie, czekać na ten lepszy moment, kiedy będziemy mogli mu bardziej pomóc. Są też osoby w kryzysie nagłym, ostrym. One się rotują. I z nimi pracuje się łatwiej. A wszystko dlatego, że można moment tego ostrego kryzysu dość szybko wyłapać, wsadzić pana w tzw. proces interwencji kryzysowej, i bardzo szybko z bezdomności wyciągnąć.

Czy spotyka się Pani z gestami wdzięczności ze strony osób bezdomnych?

Czasami jest tak, że przychodzą do nas panowie z kwiatkiem urwanym z klombu, a czasami przynoszą sztuczny kwiat, mówiąc, że jest zima, więc na klombie nie było kwiatów. Bywa, że przychodzą z czekoladą, którą od kogoś dostali. To też jest przeurocze. Ale, najfajniej jest wtedy, kiedy przychodzą nam pomagać.

Co daje Pani ta praca? Czy wzmacnia Panią w jakiś sposób?

Na pewno. Ta praca, to masa satysfakcji, zwłaszcza wtedy, gdy uda się wyprowadzić osobę z bezdomności, ale tak by już nie wracała do niej i kiedy ma już rodzinę. Cieszymy, się kiedy osoba ta ma już lokum, pracę i jesteśmy na jej ślubie.

Prowadzicie zbiórkę na środki opatrunkowe, a także inne rzeczy potrzebne przy udzielaniu pierwszej pomocy. Czy pozyskujecie na ten cel pieniądze z innych źródeł?

Nie korzystamy z grantów ani dofinansowań. Staramy się pokrywać wszystko z środków, które otrzymujemy na bieżąco z darowizn. Jeżeli mamy możliwość, staramy się pokrywać jak najwięcej potrzeb, by nie nadużywać naszego narodu, który jest cudowny i bardzo pomocny.

Dysponujecie sprzętem, dzięki któremu można leczyć osoby, które cierpią na zaburzenia potramatyczne. Czy udało się już znaleźć gabinet?

Jeszcze nie. Szukamy lokalu. Mamy nadzieję, że to się niedługo zmieni.

Na czym będzie polegać terapia?

Jeżeli chodzi o terapię stresu pourazowego jest kilka metod, którymi można to robić skutecznie. Pracujemy m.in. metoda przedłużonej ekspozycji. Stosujemy terapię narracyjną i różnego rodzaju interwencje krótkoterminowe. A sprzęt kupiliśmy do terapii EMDR, która polega na desensytyzacji za pomocą ruchu gałek ocznych.

Ile osób w Polsce cierpi na zaburzenia potraumatyczne?

Jest wiele badań, które pokazują różny odsetek, w zależności od populacji, jaką weźmiemy pod uwagę. Inaczej to będzie się rozkładało w populacji ogólnej, a inaczej wśród samych strażaków albo policjantów. Najczęściej wskazuje się na rozpowszechnienie zdarzeń traumatycznych, czyli możliwość doświadczenia czegoś traumatycznego w ciągu życia na poziomie od 30 do 70 procent, w zależności od tego, za którą populację się weźmiemy. Jeśli chodzi o samą zapadalność na PTSD, to w badaniach jest to zwykle około 10 procent.

Jaki wpływ na zaburzenia potraumatyczne mają czynniki genetyczne a jakie środowiskowe?

Jest masa czynników genetycznych, które mogą wpłynąć na podatność. A czynniki środowiskowe są tutaj bardzo istotne. Jeżeli chodzi o samą zapadalność, zdarzenia traumatyczne mają to do siebie, że wpływają na każdego. Są takie zdarzenia, które każdego ruszą. Nie ma siły, by doświadczenie gwałtu, działań zbrojnych, drastycznej przemocy, nie wpłynęło na człowieka. Tu nie ma twardych ludzi. I to jest właśnie specyfika zdarzenia traumatycznego. Ale, jeżeli chodzi o radzenie sobie z samą traumą, to jest cała masa czynników, które mogą na to wpływać. Ważne jest to, jaką mamy nawiązaną więź z opiekunem podstawowym w okresie wczesnego dzieciństwa. Już to buduje nam sposób postrzegania świata i odbierania go jako bezpiecznego lub nie, pewną podatność na zaburzenia lękowe, po wcześniejsze doświadczenia przemocy i wsparcie społeczne na obecnym poziomie. To istotny czynnik, który wpływa na to, w jaki sposób sobie radzimy. I to jest to, czego naszym podopiecznym najbardziej brakuje.

Jakie „Medycy na Ulicy” mają plany na przyszłość?

Chcielibyśmy kupić karetkę, żeby mieć choć prowizoryczny dach nad głową, dopóki nie uda nam się znaleźć jakiegoś lokalu, w którym spokojnie będzie można prowadzić terapie. Dzięki karetce zapewnilibyśmy człowiekowi trochę intymności. Wiosną i latem poradzimy sobie, nawet jeśli będzie trzeba odsłonić trochę więcej ciała pacjenta. Dwóch chłopaków z kocami osłoni pacjenta. Gorzej jest, gdy na dworze mamy minusową temperaturę. Wówczas nasze działania są ograniczone.

Podobne artykuły

Bartlomiej-Matyszewski
4 lipca 2019
mz-i-nfz
2 lipca 2024
WnD-Raciborska1
2 lipca 2024
Dr n. med. Marek Derkacz
Dr n. med. Marek Derkacz

Analiza lęku wywołanego odstawieniem Ozempicu

2 lipca 2024

Szukaj nowych pracowników

Dodaj ogłoszenie już za 4 zł dziennie*.

* 4 zł netto dziennie. Minimalny okres ekspozycji ogłoszenia to 30 dni.

Zobacz także