Dlaczego warto zarejestrować się jako potencjalny dawca szpiku albo podpisać oświadczenie woli? Jak to jest być „po drugiej stronie”? O wysiłku, jaki wkłada się w przekonanie Polaków do idei przeszczepów, opowiada Urszula Jaworska.
Ostatnio pojawiły się głosy przeciwne przeszczepom: profesora Talara, który postawił tezę, że śmierć pnia mózgu nie istnieje i że pobieramy narządy od żyjących, i profesora Wolniewicza, który porównał przeszczepy do ludożerstwa. Co Pani sądzi o takich głosach?
Jestem zdania, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Z wiedzą profesorów nie chcę polemizować. Mogę wypowiedzieć się z punktu widzenia chorego, który walczy o życie nie tylko dla siebie, ale dla rodziny, czy dla najbliższych. Gdyby nie to, że 16 lat temu skorzystałam z dobrodziejstwa transplantacji, to dzisiaj nie robiłabym tego, co robię, nie pomagałabym tylu ludziom, być może nie udałoby nam się uratować tak wielu osób. Jeśli ktoś tego nie widzi, to niezależnie od wykształcenia, pozycji społecznej i od tego co myśli, musi pamiętać, że człowiek zawsze jest człowiekiem. I mówiąc takie rzeczy, niezależnie od poglądów, trzeba być człowiekiem. Co do samej idei transplantacji, pacjent, jeśli jest w sytuacji zagrożenia życia czy zdrowia, to nie myśli o tym, czy to jest zgodne z prawem, czy ktoś stwierdził, czy to jest etyczne czy nieetyczne. On walczy o życie dla siebie, dla najbliższych. Podobnie było w przypadku sprawy doktora G. Czy to była prawda - nie mnie oceniać, ale jakie były tego konsekwencje – każdy z nas wie. Niedawno trwała walka o życie dziewczynki, która zatruła się grzybami - nawet obcy ludzie chcieli być dawcami. Ze względów prawnych nie było to możliwe. Z jednej strony walczymy o zdrowie i życie obcej osoby, emocje są niesamowite, a z drugiej strony pojawiają się głosy, które są przeciwne przeszczepom.
Przytoczę jeszcze jedną wypowiedź prof. Wolniewicza, który zadaje pytanie: czy koniecznie trzeba dłużej żyć?
Dawno temu we Wrocławiu była dziewczynka, którą przez 11 lat leczono na białaczkę. W końcu rodzicie zdecydowali się urodzić dziecko, które mogłoby być dla niej dawcą szpiku. Okazało się, że Wojtuś urodził się z wrodzoną białaczką szpikową, choć miał być dawcą i ratować życie swojej siostry. Wojtek żyje – miał 6 tygodni, jak zrobiono mu przeszczep. Należy sobie zadać teraz pytanie: czy takie dziecko nie ma prawa dożyć takiego wieku jak pan profesor? Kto daje takie prawo, żeby zabronić rodzicom walczyć o dziecko? Tu nie ma znaczenia, czy dziecko ma 6 czy 40 lat. To zawsze jest człowiek. To jest ktoś, kto ma prawo do tego, żeby żyć.
Czy nie ma Pani poczucia, że praca wielu ludzi, fundacji, lekarzy działających na rzecz zwiększenia świadomości Polaków na temat przeszczepów, przez takie głosy idzie na marne?
Pierwszy raz takie odczucie miałam kilka lat temu przy okazji sprawy z doktorem G. Wkładamy dużo wysiłku i pieniędzy w kampanie, edukację, przekonywanie ludzi, że warto zarejestrować się jako potencjalny dawca szpiku albo podpisać oświadczenie woli, że chce się być dawcą narządów po śmierci. Przekonywanie ludzi do tego, to ogromny wysiłek i fachowców, i organizacji pozarządowych. Dlatego takie słowa bolą. Nie życzę nikomu, żeby stanął po drugiej stronie. Wystarczy pomyśleć: co by było, gdybym był po drugiej stronie, jak bardzo bym wtedy walczył o dziecko, o żonę, o najbliższych, czy o siebie. Ja bym postawiła przed tymi ludźmi wszystkich tych, którzy zostali uratowani dzięki takim operacjom. Postawiłabym również tych, którzy np. oddali szpik, po to, żeby ratować życie.
W Polsce przeszczepy narządów, przeszczepy szpiku obrosły wieloma mitami. Dlaczego Polacy tak sceptycznie podchodzą do przeszczepów, transplantacji?
Za moich czasów, jak ja chorowałam, to była wyłącznie niewiedza, później dołączyły do tego mity. Dziś mamy Internet, media dużo o tym mówią. To powoduje, że wiedza nie jest już mało dostępna. Jeśli ktoś chce być dawcą szpiku, to dotrze do informacji. Jeśli ktoś opowiada bzdury, to pół biedy, jeśli to mówi zwykła osoba. Nadal zdarza się, że bzdury opowiadają lekarze. Pamiętam przypadek, jak dawca wycofał się, bo ginekolog powiedział mężczyźnie, że jak odda szpik, to jego żona będzie miała problem z zapłodnieniem in vitro.
Co by Pani powiedziała osobom, które wahają się, czy zostać dawcą szpiku?
Najpierw zadałabym pytanie, z jakiego powodu się wahają. Jeśli ktoś waha się, nie chce zostać dawcą i na tym kończy, to dobrze. Nie ma co na siłę namawiać, bo potem ludzie się wycofują. Dramat jest wtedy, kiedy ktoś waha się, bo jest niedoinformowany, boi się, a strach wynika z braku wiedzy, bo usłyszał, że dawstwo jest szkodliwe. Wtedy staramy się rzetelnie doinformować. Jeśli ktoś boi się, to powinien tę wiedzę zgłębić, a potem zadecydować. Powinien zapytać transplantologa, hematologa, którzy są przy każdym ośrodku dawców. Natomiast mówię kategoryczne NIE tym, którzy się wahają i opowiadają bzdury, że to jest szkodliwe, natomiast nie chce im się zadać trudu, żeby zgłębić tę wiedzę. Każdy z nas może zarejestrować się i być może komuś uratować życie. Jednak nic na siłę, nikt nikogo nie rozlicza z takich decyzji.
Nie oddałbym nerki własnej córki - opinia prof. Wolniewicza na temat przeszczepów.