- Było widać brak jakiejkolwiek podstawowej wiedzy na temat poradzenia sobie z pacjentem, który znajduje się w stanie ostrych zaburzeń psychotycznych - o niekompetencji personelu medycznego ze szpitala w Rudzie Śląskiej, mówi prof. Aleksander Araszkiewicz, konsultant wojewódzki w dziedzinie psychiatrii.
Iwona Schymalla: Czy mógłby Pan Profesor jako psychiatra ocenić wydarzenie z Rudy Śląskiej, gdzie na terenie szpitala, po interwencji policji zmarł pacjent.
Chciałbym zacząć od tego, że jestem konsultantem wojewódzkim poza tym lekarzem wyznaczonym przez marszałka województwa kujawsko-pomorskiego do oceny zasadności stosowania przymusu bezpośredniego. To w tej chwili niesłychanie ważna sprawa, ponieważ do tej pory przymus bezpośredni był dość powszechnie stosowany we wszystkich jednostkach służby zdrowia oraz domach pomocy społecznej. Restrykcyjnie, w oparciu o Ustawę o ochronie zdrowia psychicznego kontrolowano to tylko w szpitalach psychiatrycznych i w domach pomocy społecznej. Teraz rozporządzenie zostało rozszerzone na wszystkie jednostki zdrowia, w których stosuje się przymus bezpośredni. To my z praktyki wiemy, że wielokrotnie na oddziałach neurologicznych, chirurgicznych i neurochirurgicznych stosowano przymus bezpośredni bez kontroli. To tytułem wstępu. Sprawę z Rudy Śląskiej znam tylko z mediów. Dziś widzę twarz zastępcy dyrektora tego szpitala, który mówi, że nie ma sobie nic do zarzucenia, bo pacjent najpierw się zerwał i wpadł w szał. Użył niemedycznego określenia „wpaść w szał”. Bo jak lekarz mówi, że pacjent wpadł w szał, to znaczy, że był w stanie ostrych zaburzeń, raczej sugerujących zaburzenia świadomości. Zaburzeń, które rzeczywiście powodują zakłócenie właściwego odbioru rzeczywistości. Wygląda na to, że pacjent został przyjęty po jakiejś dramatycznej sytuacji, zdaje się że po pobiciu i dźgnięciu nożem. To ważny element. Pacjent był w istocie w sytuacji traumatycznej. Zostaje przyjęty do szpitala i poddany zabiegowi operacyjnemu, który bardzo często jest traumatycznym przeżyciem fizycznym, biologicznym dla organizmu ludzkiego, ale też często psychologicznym. Na to nakłada się też stosowanie środków znieczulających czy używanych do narkozy, które mają przecież istotny wpływ na stan psychiczny pacjenta. Przecież nie od dziś wiadomo, że pacjent po operacji może być pobudzony. Nie wiemy czy w przeszłości nie używał jakichś środków, czy nie był uzależniony, co przecież zmienia sytuacje. To co się stało w całym opisie, wygląda na to, że ten człowiek nie znajdował się w stanie szału, jak ten „mądry doktor” powiedział, tylko w stanie ostrych zaburzeń psychotycznych. Prawdopodobnie spowodowanych okolicznościami, o których mówiłem, czyli były to zaburzenia świadomości. Zaburzenia świadomości to zaburzenia absolutnie opatrznego interpretowania rzeczywistości. Pozornie zachowywał się zbornie - tak relacjonowano w mediach, że biega od sali do sali, że złapał noże… Być może znajdował się w stanie pomrocznym takim urojeniowo-omamowym, takim w którym widział swoich prześladowców i wszyscy, którzy się do niego zbliżali byli dla niego potencjalnym zagrożeniem. On zachowywał się adekwatnie do swojego postrzegania – psychotycznego widzenia rzeczywistości. Bronił się, wziął dwa noże. Tu sytuacja staje się absurdalna. Służba zdrowia wzywa policję, ponieważ nie wie, jak sobie poradzić z pacjentem będącym w ostrym zaburzeniu psychotycznym. Policja, zamiast np. użyć paralizatora czy innych metod obezwładniających, strzela do człowieka! Mam wrażenie, oglądając relacje medialne, że policja zastrzeliła człowieka będącego w stanie zaburzeń psychotycznych.
Iwona Schymalla: Tak to wygląda Panie Profesorze, chociaż twierdzi się, że śmierć nastąpiła nie w wyniku strzału.
Nie ma to znaczenia. Policja strzelała w brzuch, co grozi potencjalną śmiercią, człowiek w wyniku strzału krwawił. Nie znaleziono innego sposobu zredukowania zagrożenia. To wyglądało mi na to, że ten człowiek funkcjonował w poczuciu zagrożenia i lęku. On uciekał i bronił się przed prześladowcami.
Iwona Schymalla: Jak lekarze powinni byli zareagować Panie Profesorze?
No właśnie… To był szpital zdaje się ogólny, w którym powinien być psychiatra. Co prawda sytuacja przebiegała błyskawicznie. Ten pacjent chyba wstał w nocy, wyrwał się. Jeśli pacjent tak się zachowuje, to jest to już dowód, że coś się z nim dzieje. Wówczas, moim zdaniem, powinna była być zastosowana zasada przymusu bezpośredniego, a nie pozwolenie temu człowiekowi, by szukał środków obrony przed urojonymi prześladowcami, bo widać, że działał w lęku. Kiedy zobaczyłem relację telewizyjną, to pomyślałem, że w tym momencie trzeba szybko spacyfikować tego pacjenta. Wiem, że nie jest to łatwe. Ten przykład pokazuje, że nie jesteśmy przygotowani do stosowania przymusu bezpośredniego w szpitalach pozapsychiatrycznych. W szpitalach psychiatrycznych personel jest w stanie poradzić sobie z „szałowymi pacjentami”. Natomiast w przypadku Rudy Śląskiej było widać brak jakiejkolwiek podstawowej wiedzy na temat poradzenia sobie z pacjentem, który znajduje się w stanie ostrych zaburzeń psychotycznych. Takie zaburzenia mogą wystąpić przecież po zabiegach medycznych.
Czytaj także: Śmierć pacjenta w Rudzie Śląskiej to morderstwo