– Franiu, byłeś dzisiaj grzeczny, proszę, zjedz owocowego żelka z tranem i lizaczka z witaminami.
– Grzesiu, nie podoba mi się twoje zachowanie, jesteś niegrzeczny i nieposłuszny. Proszę, dla ciebie misie, żelki z magnezem. To na pewno pomoże ci się skoncentrować.
Na zdrowie słodycze
Gdyby wierzyć reklamom na większość drobnych infekcji i kłopotów wychowawczych najlepsze są słodycze. Takie wrażenie można odnieść po obejrzeniu reklam suplementów diety i wyrobów medycznych przeznaczonych dla dzieci. Dochodzi do wyraźnego zacierania granicy między leczeniem, suplementacją a złym odżywianiem. Z definicji suplement diety to środek spożywczy, którego zadaniem jest uzupełnienie normalnej diety. Jest skoncentrowanym źródłem witamin lub składników mineralnych, lub innych substancji wykazujących efekt odżywczy, lub inny fizjologiczny. Pierwszym z problemów jest pytanie, jak do definicji suplementu diety, rozumianego jako uzupełnienie normalnej diety, ma się codzienne jedzenie żelków z tranem lub witaminami.
Drugim problemem jest wpływ, jaki ma na świadomość dziecka spożywanie słodyczy obiecujących zdrowie. Dziecko kojarzy, że zdrowie zależy od żelków i lizaków. Przyzwyczaja się do regularnego jedzenia słodkości. Może nawet więcej – jem słodycze, żeby nie zachorować. Jem ich więcej, jak jestem chory. To bardzo niebezpieczny trend lokujący leczenie i dbanie o swoje zdrowie jako usłaną słodkościami łatwą drogę.
Leki płynne i preparaty do żucia mają na ogół bardzo nieprzyjemny smak, co powoduje konieczność dodawania do nich środka słodzącego (często więcej niż jednego), w celu wyeliminowania tej niedogodności. W lekach obecność cukru jest uzasadniona wyższym celem, np. obniżeniem gorączki, leczeniem alergii, padaczki i innych, w suplementach – nie ma żadnego wyższego celu.
Rodzicu, przykład idzie z góry
Tylko w 2016 roku Polacy kupili blisko miliard opakowań leków bez recepty i suplementów diety. Każdy z nas nabył więc statystycznie ponad 26 pudełek. Hodujemy społeczeństwo lekomanów. Z badań firmy analitycznej PMR wynika, że wartość polskich wydatków na leki bez recepty wzrosła w 2016 roku o 16 proc., do prawie 7 mld zł. W tym samym czasie na suplementy diety wydaliśmy 1,7 mld zł, czyli aż o 24 proc. więcej. Łącznie jest to suma niemal dwukrotnie przewyższająca wydatki Polaków na prywatne szkolnictwo wyższe.
Rok później prognozy PMR mówiły o 15-proc. wzroście wydatków na suplementy diety. Największą dynamikę ma dziś sprzedaż suplementów diety. Tak jak wszyscy Polacy znają się na sporcie i polityce, tak stają się też ekspertami od zdrowia. W konsekwencji rodzi nam się zjawisko „leczenia” na własną rękę opartego na reklamach czy informacjach zawartych na forach, słabo weryfikowalnych, często będących po prostu zakamuflowaną reklamą.
Do rzeczywistych zdrowotnych potrzeb Polaków, i do tych wykreowanych przez modę, dodać trzeba stale rosnącą dostępność parafarmaceutyków i suplementów diety. Jeszcze 10 lat temu w przeciętnej polskiej aptece ok. 70 proc. asortymentu stanowiły preparaty na receptę. Dziś – najwyżej 30 proc. W popularnej aptece w dużym mieście codziennie sprzedaje się około stu opakowań leków bez recepty i suplementów diety. Paraleki coraz śmielej wchodzą też do sklepów spożywczych i na stacje benzynowe, a od niedawna także do Internetu i sprzedaży bezpośredniej. W efekcie na każde 100 zł wydane na produkty farmaceutyczne już 34 zł stanowią leki bez recepty oraz suplementy diety.
Pod tym względem – jak wynika z badań firmy IQVIA – pobiliśmy nawet Francuzów, uważanych od lat za największych hipochondryków w Europie. Kolejną poprzeczkę do pokonania wyznacza nam już tylko przeciętny amerykański sklep spożywczy, w którym półka z parafarmaceutykami i suplementami diety jest zwykle kilka razy dłuższa od tej, na której leżą owoce i warzywa. Sentencja francuskiego pisarza Franҫois de La Rochefoucauld – „Jedzenie jest koniecznością, ale jedzenie w sposób inteligentny jest sztuką” – jest nadal aktualna.
Leki nie mogą być tak ważne i niebezpieczne, skoro są lizakami i żelkami
Nie ma konsensusu, czy stosowanie suplementów diety wpływa na rozwój lekomanii. Można jednak sobie wyobrazić, że codzienne częstowanie dziecka słodyczami z witaminami zmienia postrzeganie leku i procesu leczenia. Może zacierać granice rozumienia szkodliwości substancji czynnej zawartej w leku, bo przecież żelki z probiotykiem, które dziecko otrzymało od rodzica po antybiotyku, nie zaszkodziły.
Przyda się wzmożona czujność, bo raport agencji ESPAD (The European School Survey on Alcohol and Other Drugs) przeprowadzony w 2015 roku ujawnił smutną prawdę – nasza młodzież jest jedną z najbardziej uzależnionych od leków w Europie.
Dawno, dawno temu, kiedy nikt jeszcze nie słyszał o lekach i suplementach wyglądających jak słodycze, leki były niesmaczne. Oczywiście było to mniej wygodne dla rodziców, dzieci nie przyjmowały leków chętnie. Nieraz podanie niesmacznego syropu wymagało kreatywności. Wtedy jednak było wiadomo, że stosowanie leków jest przykrym obowiązkiem i nikt o zdrowych zmysłach nie łykał ich jak cukierków.
Źródło: „Służba Zdrowia” 7-8/2020