O tym, dlaczego leki inkretynowe są tak ważne w leczeniu cukrzycy, z prof. Leszkiem Czupryniakiem, prezesem Polskiego Towarzystwa Diabetologicznego, rozmawia Alicja Dusza.
Alicja Dusza: 1 maja pojawiła się nowa lista leków refundowanych. Po raz kolejny nie pojawiły się na niej leki inkretynowe. Dlaczego to takie ważne?
prof. Leszek Czupryniak: To nie są już takie nowe leki. Po raz pierwszy pojawiły się w 2005 roku w Stanach Zjednoczonych. Co roku dochodzą do nich nowe. W tej chwili to już dość duża i ważna grupa leków. Doustne leki inkretynowe, czyli inhibitory DPP-4, stosowane są przez 1/3 chorych w Danii czy Finlandii. Lecznictwo rozwija się przez wprowadzanie nowych metod terapii, które przychodzą do nas ze strony przemysłu czy to sprzętu medycznego, czy farmaceutycznego, bo żaden rząd nie wydaje na to pieniędzy. Wiadomo, że to jest działalność komercyjna. Leki te przez dziesięć lat zrobiły furorę. W wielu krajach zmieniły sposób leczenia cukrzycy. Dlaczego? Leki inkretynowe są tak samo skuteczne jak tradycyjne, które stosowane są od wielu lat. Od starych odróżnia je to, że pozbawione są wielu niekorzystnych działań niepożądanych oraz bardziej fizjologiczny sposób ich działania. Najprościej można wyjaśnić ich działanie, wskazując, że zastosowanie leków inkretynowych powoduje, że organizm chorego ma wrażenie, że pacjent zjadł posiłek. Ich bardzo ważną zaletą jest niezdolność do wywoływania hipoglikemii. Czyli chorzy jedzą trochę mniej i mają niższy cukier. Ponieważ leki te nie powodują hipoglikemii, przy ich zażywaniu nie dochodzi do przyrostu masy ciała (większość naszych chorych ma nadwagę). Dlatego mają one bardzo korzystny profil. Stąd też są dla chorych pewną nowością. Zawsze przy tej okazji powtarzam słowa prof. J. Sieradzkiego, że leki inkretynowe to przełom w diabetologii, który dokonał się w innych niż w Polsce krajach. W innych krajach są one dostępne i refundowane w różnym stopniu dla różnych grup pacjentów, o co i my zabiegamy. Oczywiście nie wszystkie grupy chorych muszą być leczone nowoczesnymi lekami. Jest część pacjentów, u których ich zastosowanie przyniosłoby istotną poprawę i skuteczność leczenia, poprawiłoby komfort i bezpieczeństwo życia tych pacjentów. U nas problem niedocukrzenia jest bagatelizowany. Myślimy, że jak jest nieduży spadek cukru, to pacjent coś tam zje i mu to minie. Tymczasem dla pacjenta niedocukrzenie zawsze wiąże się z bardzo przykrymi doznaniami. Każdy pacjent z ciężkim niedocukrzeniem powie, że uczucie to jest okropne. Dlatego z lęku przed tym uczuciem, wielu pacjentów stara się tak prowadzić swoje leczenie, by mieć poziom cukru we krwi raczej wyższy niż niższy. Takie prowadzenie leczenia nie jest dla niego skuteczne i korzystne. Dla nas, diabetologów, niezrozumiały jest brak dostępności leków inkretynowych . Ministerstwo argumentuje ich brak różnie, np. że są niebezpieczne lub że nie zmniejszają częstości powikłań od cukrzycy. Diabetolodzy wiedzą, że żadne leki jako takie (poza metforminą, ale i tu dane nienaukowe nie są jednoznaczne) nie zmniejszają częstotliwości powikłań cukrzycy. Częstość powikłań zmniejsza dobre leczenie cukrzycy, w stosowanie nowych leków może to znacznie ułatwić. Jeśli pacjent od początku choroby ma dobry cukier, to ma mniejszą szansę na zawał czy udar, niewydolność nerek, ślepotę i amputację stopy. Myślę, że argumenty finansowe nie grają tu też ważnej roli. W ustawie refundacyjnej niewykorzystywane są narzędzia podziału ryzyka. Można umówić się z producentem danego leku o wysokości jego refundacji w danym roku oraz określić grupę pacjentów, która mogłaby je otrzymywać w ramach tej refundacji. W tej chwili robi się tak coraz częściej. Nie widzimy merytorycznych podstaw do tego, by leki te nie mogły być dostępne.
To pokazuje, że w przeciwieństwie do Europejczyków nasi pacjenci mają utrudniony dostęp do tych leków.
Porównanie z Europą w tym temacie wypada ogólnie dla nas na niekorzyść. Nowe kraje unii refundują wiele leków inkretynowych w różnym stopniu. Często nie jest to refundacja stuprocentowa. Nowe terapie są oferowane pacjentom, którzy jej najbardziej potrzebują. Przyjdzie moment, w którym leki te staną się dostępne też u nas. Taki moment musi nastąpić. Tymczasem uważam, pacjenci tracą drogocenny czas, w którym mogliby być lepiej leczeni, z mniejszym ryzykiem i w większym komforcie, co przyniosłoby korzyść dla ich zdrowia na wiele lat do przodu.
Czy leki te to inwestycja na przyszłość?
Tak należałoby na to patrzeć. Wydatki państwa na zdrowie powinny być inwestycją. Wystarczy popatrzeć na Finlandię. Gliptyny, czyli doustne leki inkretynowe w tym państwie stosowane są dość szeroko od 3-4 lat. W tym roku zauważono związany z tym istotny spadek hospitalizacji. Pacjenci leczeni lekami, które nie wywołują niedocukrzenia, nie byli hospitalizowani. To poskutkowało mniejszymi wydatkami na hospitalizację. W dłuższej perspektywie koszty leczenia takimi lekami zbilansowały się. Tylko u nas brakuje odważnej decyzji, oświadczenia, że jest to ważny obszar i należy w niego zainwestować. Leki inkretynowe nie są już jedyną nową grupą leków na cukrzycę. Pojawiły się nowsze leki zwane gliflozynami. Są bardzo interesujące ponieważ, obok poziomu cukru, obniżają również ciśnienie tętnicze. W tym roku będą dostępne z tej grupy trzy nowe leki w tabletkach. Tymczasem nasi diabetolodzy muszą zabiegać o wprowadzenie leków inkretynowych istniejących na rynku od niemalże dziesięciu lat. Trudno racjonalnie uzasadnić postępowanie władz – brak refundacji na te leki.