Wraz z wybuchem pandemii na całym świecie spadła liczba wykonywanych badań przesiewowych. Oczywiście był lockdown, zamknięte przychodnie i hasło „Zostań w domu”, które dla wielu osób było usprawiedliwieniem, aby badanie odłożyć w czasie. Ale jest też druga strona medalu. Aż 40% kobiet w Polsce nie widzi potrzeby wizyty u ginekologa. Statystycznie 27% Polek odwiedza ginekologa po raz pierwszy dopiero, gdy zajdzie w ciążę, 7% nigdy nie miało cytologii, 14% nigdy nie miało USG ginekologicznego.
Ze statystyk wynika także, że co czwarta Polka odwiedza ginekologa rzadziej niż raz w roku. To ok. 3 miliony kobiet. W ich gronie są też te, które wcale nie chodzą do ginekologa. Tymczasem, jak pokazują dane Krajowego Rejestru Nowotworów, w Polsce stale wzrasta zachorowalność na raka. W ciągu ostatnich trzech dekad liczba nowych przypadków zwiększyła się ponaddwukrotnie. Nowotwory narządów płciowych stanowią ok. 20% zachorowań onkologicznych wśród kobiet w Polsce. Najczęstszym schorzeniem są nowotwory trzonu macicy, jajnika i szyjki macicy. Rak piersi stanowi 20% wszystkich zachorowań na nowotwory w Polsce.
Jak pokazują badania Gedeon Richter Polska, inicjatora kampanii „W kobiecym interesie” Polki rezygnują z wizyty u ginekologa głównie ze względu na poczucie wstydu, brak czasu lub obawę przed negatywnym wynikiem badań. 72% Polek wie, że regularne wizyty u ginekologa pozwalają wykryć groźne choroby. Ale co roku chodzi do ginekologa i wykonuje badania tylko 57%. Najczęściej są to młodsze kobiety, w wieku 26–30 lat, 39% regularnie, raz w roku, poddaje się badaniu cytologicznemu, 20% wykonuje badanie dopochwowe USG.
Pandemia i…
W 2020 roku liczba wykonanych cytologii, w stosunku do roku 2019, spadła w Polsce o 80%, a w 2021 o 50%. Skutki tak wysokiego odsetka pominiętych badań kontrolnych z pewnością niebawem pokażą statystyki onkologiczne.
– Dawno nie było tak źle – mówi dr n. med. Jacek Tulimowski, ginekolog położnik. – Obecnie coraz częściej trafiają do mnie pacjentki, które ostatni raz u ginekologa były kilka lat wcześniej. Niestety, po badaniu, dla wielu z nich nie mam dobrych wiadomości. Trudno mi zrozumieć tak duże lekceważenie własnego zdrowia. Ale tak się dzieje. Być może u podstaw takich zachowań leży panujące wśród znacznej części Polek przekonanie, że rak szyjki macicy jest chorobą genetycznie uwarunkowaną , albo… karą za grzechy. Niedawno na własny użytek przeprowadziłem ankietę wśród 100 pacjentek. Pytałem między innymi o potrzebę wykonywania cytologii, konieczność robienia mammografii i USG piersi oraz regularne kontrole ginekologiczne. Kiedy pytałem, dlaczego ostatnia cytologia była wykonana 4–5 lat temu, odpowiedź brzmiała – bo nic mi nie dolegało. Gdy tłumaczyłem, że to ważne badanie i bez niego łatwo można przeoczyć i zbyt późno wykryć chorobę nowotworową, słyszałem – niech mnie pan nie straszy. Z mojej ankiety wynika, że 10–15% Polek przyznało, że zaniedbały ten aspekt ochrony własnego zdrowia, a 40% odpowiadało – proszę mnie nie straszyć. Kolejna grupa pacjentek, które nie badają się regularnie, odpowiada pytaniem – ale dlaczego to ja mam mieć raka.
Edukacja i dostęp do badań
Można sądzić, że kampanie upowszechniające wiedzę na temat nowotworów kobiecych prowadzone przez różne fundacje i stowarzyszenia powinny ugruntować wiedzę na temat korzyści wynikających z regularnego wykonywania badań profilaktycznych. Niestety, rzeczywistość pokazuje, że pacjentki nie czują się odpowiedzialne za własne zdrowie.
– W wielu krajach, choćby w sąsiednich Czechach, pacjentka, która nie robi regularnie badań kontrolnych, a rozchoruje się na raka, ponosi część kosztów leczenia – wyjaśnia doktor Tulimowski. – Niestety, takie prawo w naszym kraju nie ma szans na akceptację. Co więcej, gdy zachęcam do badań, nierzadko słyszę, że chcę więcej zarobić. A tu nie chodzi o pieniądze, ale o zdrowie. Można się leczyć w ramach NFZ i tam też wykonywać cytologię, mammografię czy USG. Tymczasem, jak wynika z danych Katedry i Kliniki Położnictwa, Chorób Kobiecych i Ginekologii Onkologicznej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, tylko 17% pacjentek odpowiada na zaproszenie na bezpłatną cytologię, pozwalającą wcześnie wykryć raka szyjki macicy. Z tego samego źródła dowiadujemy się, że w okresie pandemii częstość wizyt profilaktycznych kobiet u lekarza spadła o 60–80%.
Pandemia ograniczyła dostęp do opieki medycznej bardzo wielu pacjentom, ale pokazała także mizerię systemu ochrony zdrowia. Jeszcze przed pandemią kobiety mieszkające w gminach wiejskich czy wiejsko-miejskich miały utrudniony dostęp do ginekologa. Jak podaje NIK, na podstawie danych GUS i NFZ, w ponad połowie gmin nie ma poradni ginekologicznej. Najgorzej jest w województwie podlaskim, gdzie w ponad 78% gmin brakuje ginekologów. Mazowieckie nie wypada dużo lepiej – tu blisko 62% gmin nie ma poradni ginekologicznej. Średnia liczba kobiet na jedną poradnię też budzi niepokój.
Na przykład w obszarach wiejskich, np. w województwie lubelskim pod opieką jednej poradni znajduje się ponad 27 tysięcy kobiet. Za niezły wynik uznaje się sytuację, gdzie pod opieką poradni jest 7 tysięcy kobiet. W obszarach miejskich jest trochę lepiej – średnio na jedną poradnię przypada 4–5 tys. kobiet.
Nie wystarczy zaproszenie
– Wysyłanie do kobiet zaproszeń na bezpłatną cytologię czy mammografię nie będzie przekładać się na liczbę wykonanych badań, jeżeli nie będzie gdzie ich wykonać – mówi Elżbieta Kozik, prezes Stowarzyszenia Polskie Amazonki Ruch Społeczny. – Zbyt wiele jest poradni, z których kobiety chcące się przebadać odchodzą z kwitkiem. A to nie ma lekarza, a to poradnia nie działa, a to trzeba przyjść w innym terminie. Takie sytuacje zniechęcają wiele kobiet. Czy kobiety lekceważą znaczenie badań profilaktycznych? Część z pewnością lekceważy. Z czasów, kiedy sama organizowałam akcje badań profilaktycznych dla kobiet pamiętam, że młode dziewczyny chętnie z nich korzystały, ale kobiety w okresie menopauzy, zagrożone wieloma schorzeniami, wręcz uciekały lub mówiły – mnie to nie dotyczy.
W naszym społeczeństwie pokutuje pogląd, że o niektórych sprawach lepiej nie wiedzieć. Poza tym każdy wie, że raz w roku należy zrobić przegląd techniczny samochodu. Nikt z tym nie dyskutuje. Ale nie dotyczy to już przeglądu osobistego. Myślę też, że dla wielu kobiet przeszkodą do wykonania badań profilaktycznych w prywatnych gabinetach jest ich cena. W ramach NFZ cytologię czy mammografię można wykonać raz na kilka lat i, jak już powiedziałam, jest problem z dostępem do takich badań. Oczywiście są kobiety, które regularnie się badają, ale w skali całego kraju to wciąż za mało, aby istotnie ograniczyć liczbę zachorowań na nowotwory ginekologiczne. Mamy dobre wzory. Kiedy na badania profilaktyczne kobiety były zapraszane przez centrum onkologii na Ursynowie, miały wyznaczony termin, godzinę. Wiedziały, gdzie mają się udać. Gdy zajął się tym NFZ, wkradł się bałagan, bo kobiety z Warszawy otrzymywały zaproszenie na badanie np. w Legionowie. Wiadomo, że żadna z nich nie skorzystała z tego.
Pandemia nie usprawiedliwia
Prawdziwy obraz szkód w ginekologii, do jakich przyczyniła się pandemia i powstrzymywanie się kobiet od regularnych wizyt u ginekologa, poznamy za kilkanaście miesięcy, a może za kilka lat. Taki scenariusz przewiduje wielu specjalistów.
– To zaledwie dwa lata, jak zmagamy się z koronawirusem, a już obserwuję, że pacjentki przychodzą z bardziej zaawansowanymi zmianami – mówi doktor Tulimowski. – Wiele z nich trafia do centrum onkologii. Jaki będzie ich los? Pewnie nie wszystkim się uda wyjść obronną ręką z opresji. Nowotwór to bezwzględna choroba – nie badasz się, unikasz badań profilaktycznych, musisz za to zapłacić. Niestety, świadomość znaczenia badań profilaktycznych jest wciąż niska. To skutek wieloletnich zaniedbań edukacyjnych i systemowych. Pandemia pogłębiła problem, bo wystarczy powiedzieć, że w 2019 roku pracowało 2475 poradni ginekologicznych, a rok później było ich już tylko 2408. Spadła też liczba świadczeń z zakresu ginekologii. W 2019 r. udzielono 8,5 miliona porad, w 2020 niecałe 7 milionów. To musi się odbić na zdrowiu kobiet i wzroście liczby nowych przypadków chorób nowotworowych.
Źródło: „Służba Zdrowia”