Poważną i zakrojoną na szeroką skalę dyskusję o konieczności ukrócenia działalności szarlatanerii, promującej swoją działalność głównie poprzez aktywność w social mediach, rozpoczęła sprawa Oskara D., mężczyzny wykształceniem gimnazjalnym, który tytułował się "naturopatą" i twierdził, że specjalizuje się m.in. w leczeniu chorób nowotworowych. Prawdopodobnie zarobił na tym ok. 4 mln zł. Jego szkodliwej działalności poświęcony był cykl reportaży red. Michała Janczury, publikowanych w Wirtualnej Polsce. Wynika z nich, że ceną, jaką za wiarę w praktyki niepoparte jakąkolwiek wiedzą medyczną płacili pacjenci, były nie tylko pieniądze, lecz czasem nawet życie, którego nie udawało się już uratować, gdy zbyt późno trafiali do prawdziwych lekarzy.
Przypadek Oskara D. nie był jednak odosobniony. Wśród kilkudziesięciu osób i podmiotów, których działalności przyjrzał się Rzecznik Praw Pacjenta jedną z najbardziej szokujących była ta, w której do wykorzystywano tajemniczy aparat, poprzez okablowanie łączący pacjenta z laptopem i leczący go poprzez tzw. inteligencję biologiczną. Choć trzeźwo myślącemu człowiekowi trudno uwierzyć w skuteczność takich cudownych metod, to jednak klienci się znajdowali, i to liczni. Dlaczego?
– Szarlatani wykorzystują najtrudniejsze, najbardziej dramatyczne momenty w życiu, czyli chorobę, rozpacz. Po drugie – stosują doskonałe techniki manipulacyjne. Umieją przekonywać, potrafią manipulować, mówią absolutnie pewnie, w sposób przekonujący. Nie mają żadnych wahań, żadnych wątpliwości. Trzecia sprawa to niska bariera wejścia. Ktoś, kto ma telefon komórkowy, może zaraz okazać się przecież tak zwanym ekspertem. Wypowiadać się na każdy temat – wyjaśnił Bartłomiej Chmielowiec.
Konieczność nowelizacji ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta oraz ustawy o systemie powiadamiania ratunkowego wynika m.in. z tego, że w obecnym systemie prawnym rzecznik ma tak naprawdę związane ręce wobec działalności szarlatanów. Może analizować tego typu sprawy i składać zawiadomienia do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Głównie z uwagi na wątpliwość prawną, czy osoba leczona przez szarlatana jest pacjentem, czy może jednak klientem.
– Nieskuteczność działań państwa zmusza nas do tego, żebyśmy przeprojektowali trochę, ale chyba zgodnie z prawdą nasz wspólny punkt widzenia i żebyśmy stwierdzili: tak, to też są pacjenci, czyli w związku z tym wykonywane w stosunku do nich są działania quasi-medyczne. Jeżeli są quasi-medyczne, no to wtedy Rzecznik Praw Pacjenta mógłby się włączyć, ale to jest również rewolucja w naszym myśleniu. Z drugiej strony mamy przekonanie, że trzeba coś z tym zrobić – ocenił prezes NRL Łukasz Jankowski.
Na konkretne propozycje rozwiązań legislacyjnych będzie trzeba jeszcze poczekać – przynajmniej do rozstrzygnięcia wyborów prezydenckich. Po nich RPP zapowiada ofensywę informacyjną z konkretnymi przykładami oszukanych pacjentów w roli głównej.