Jak obecnie wygląda sytuacja polskich pacjentów uczulonych na jad owadów? Czy mają oni dostęp do właściwej ścieżki leczenia?
Grzegorz Baczewski: W Polsce pacjenci leczeni są wyłącznie w trybie szpitalnym w 33 ośrodkach. Część z nich z powodu istniejącej pandemii została przemianowana na szpitale covidowe, przez co część pacjentów straciła możliwość leczenia. Tak więc, dziś dostępność do odczulania jest utrudniona. Niestety, około 30-40 proc. pacjentów z 3 tys. odczulających się przed pandemią przerwała leczenie. I przypuszcza się, że w tej chwili odczulanych jest około 1700 pacjentów. Na obniżenie liczby osób odczulających się, wpłynęło również zalecenie konsultanta krajowego dotyczące pacjentów, którzy byli leczeni przez 3 lata, że w związku z pandemią i utrudnieniami w służbie zdrowia, zaleca się wcześniejsze zakończenie terapii. A pamiętajmy, że terapia ta powinna trwać 5 lat. W związku z tym, gdy mówimy o dostępności, to trzeba jasno powiedzieć, że została ona bardzo mocno ograniczona.
Z jakimi obciążeniami zdrowotnymi, psychologicznymi albo też finansowymi muszą się na co dzień mierzyć pacjenci uczuleni na jad owadów?
G.B: Wielu chorych aby dojechać do wybranego ośrodka musi pokonać około 100 -150 kilometrów. To wiąże się z koniecznością wzięcia dnia wolnego w pracy i utratą tego dnia, ale też i z dodatkowymi wydatkami na przejazdy. Takie obciążenia pacjenci muszą pokonywać przez cały okres leczenia, czyli przez 5 lat. W związku z tym, wiele osób, które powinny się odczulać, na dzień dzisiejszy nie decyduje się na tę formę terapii. A pamiętajmy, że odczulanie jest jedyną formą leczenia ratującą życie pacjentom. Nie ma innego sposobu.
Czy pacjenci, u których występuje uczulenie na jad owadów powinni mieć zapewnioną immunoterapię?
G.B: Oczywiście. To jest terapia ratująca ich życie, dająca komfort psychiczny i normalność w egzystowaniu. Pacjenci, którzy doświadczyli anafilaksji, czyli najgroźniejszego odczynu alergicznego ogólnego, często doświadczają lęku, ataków paniki a w okresie letnim zmagają się z lękiem przy każdym wyjściu na powietrze, bo to wiąże się z możliwością użądlenia. Jest to więc dla pacjentów i ich rodzin duży ciężar. Okres letni wiąże się z licznymi ograniczeniami w normalnym funkcjonowaniu. Wielu z tych pacjentów w lecie w ogóle nie wychodzi w ciągu dnia z domu, jedynie wieczorem, kiedy aktywność owadów spada.
Jak udostępnienie immunoterapii w ambulatoriach mogłoby się przyczynić do poprawy jakości życia osób uczulonych na jad owadów błonkoskrzydłych?
G.B: Tutaj warto spojrzeć na leczenie stosowane ogólnie na świecie, które w większości, jeśli jest to możliwe, przesuwane jest z lecznictwa szpitalnego do ambulatoryjnego. Podobnie dzieje się z leczeniem dotyczącym odczulania z powodu uczulenia na jad owadów błonkoskrzydłych, które przesuwa się do lecznictwa ambulatoryjnego. W Polsce niestety od wielu lat stosowane jest jedynie leczenie w warunkach szpitalnych. Ma to częściowo swoje uzasadnienie, natomiast w dobie obecnych leków, które są dostępne przy odczulaniu powinno ono być przekierowywane do leczenia ambulatoryjnego. Ono jest bezpieczne, a dla systemu, uczciwie trzeba powiedzieć, jest dużo tańsze. Czyli, pacjenci, którzy mogą być ambulatoryjnie leczeni, powinni być leczeni właśnie w ambulatorium, bo jest to dla nich komfort i większa dostępność. Poza tym, jeśli leczenie byłoby przeniesione do AOS-u, to byłaby większa dostępność do niego. Pacjent mógłby wybrać sobie najbliższą przychodnię z tą usługą i w niej prowadzić swoje odczulanie. Poza tym lecznictwo ambulatoryjne jest niewspółmiernie tańsze od lecznictwa szpitalnego, co ma znaczenie dla NFZ, ponieważ koszt odczulanego przez 5 lat pacjenta w szpitalu to ponad 60 tysięcy złotych. Natomiast koszt tego leczenia w ambulatorium to około 20 tysięcy. Przy kilku tysiącach pacjentów w okresie pięcioletnim są to więc naprawdę duże oszczędności dla systemu, dzięki którym więcej osób mogłoby skorzystać z leczenia.