Jak poprawić komfort życia u pacjenta chorującego na padaczkę? O tym z Dariuszem Sadowskim, którego syn choruje na padaczkę rozmawia Iwona Schymalla.
Pana syn choruje na padaczkę lekooporną od urodzenia, ale w wieku dwunastu lat był pierwszym pacjentem-dzieckiem, któremu wszczepiono stymulator nerwu błędnego. Jak się wtedy zmieniło jego życie?
Dwunastoletni chłopak był nękany seriami napadów i częstymi wizytami w szpitalach (okresy nawet do dwóch miesięcy). Po wszczepieniu stymulatora jego życie bardzo się poprawiło. Do tej pory syn lądował w szpitalu raz na dwa tygodnie, tak po wszczepieniu zdarzało się to raz na cztery miesiące. Dla nas to był ogromny progres. Ten pierwszy stymulator po pięciu latach po prostu wygasł, jego bateria była na taki okres.
Udało się jednak zamontować u syna stymulator nerwu błędnego po raz drugi, dzięki czemu jego jakość życia rosła.
To było jak cud. W tym momencie syn zaczął czuć się dobrze. Nie miał żadnych zwiastunów, mrowień jak to sam określał jako młody chłopiec. Mógł się uczyć. Skończył liceum wieczorowo i podjął decyzję, że zrobi maturę. Tak się stało. Następnie zrobił studium informatyczne, a teraz ukończył studia. Super sprawa!
Czyli, jest to metoda, którą polecałby Pan innym rodzicom?
Jestem jej wielkim propagatorem. Syn ma dziewczynę, towarzystwo – życie.
Trudno było trafić do lekarza, który taką metodę zaproponował?
Lekarz prowadzący syna od jego ósmego roku życia, w momencie kiedy syn miał już pierwszy stymulator wszczepiony, szukał nowinek na ten temat. Ta postać choroby, kiedy występowały częste napady, w oczach dewastowały syna. Trzeba było coś robić. On to po prostu znalazł.
Jak wygląda leczenie od strony kosztów? Czy Państwo musieli ponosić koszty? Jak wygląda ta procedura?
Żadnych kosztów. Po prostu żadnych. Pozostaje tylko wdzięczność.