O ruchy antyszczepionkowe, niechęć rodziców do szczepienia dzieci i jakie są tego konsekwencje, pytamy prof. dr. hab. n. med. Jacka Wysockiego, przewodniczącego Polskiego Towarzystwa Wakcynologii.
W Polsce z jednej strony Ministerstwo Zdrowia zaleca wiele szczepionek, ale ich nie finansuje, z drugiej coraz silniej dochodzą do głosu ruchy antyszczepionkowe. Gdy rodzic słyszy, że ma zapłacić za szczepionkę całkiem spore pieniądze, zaś z drugiej strony słyszy, że szczepionki wywołują różne choroby, często się zniechęca. Problem robi się poważny, ponieważ rodzice rezygnują w ogóle ze szczepień dzieci, nawet tych zalecanych. Jak zachęcić rodziców, by szczepili dzieci?
Problem ruchów antyszczepionkowych występuje na całym świecie. Problem rezygnacji ze szczepień pojawia się na całym świecie i jest socjologicznie opisany. Wiemy co się dzieje. Jeśli mamy epidemię, wówczas ludzie szczepią się chętnie. W Polsce były przypadki zakażeń meningokokowych. Wówczas ludzie stali w kolejkach w przychodniach, aby się zaszczepić. Jak się szczepionka kończyła, to potrafili wyłamać drzwi do gabinetów. Wszystko przez lęk. Jak choroba zanika, to ludzie mówią: a po co się szczepić? Ja mam kłuć dziecko przeciw jakiejś nieistniejącej chorobie? Zjawisko zaufania do szczepień zawsze było i jest. Uważam to za paradoks, który być może ma w przyrodzie swoje znaczenie. Bywa bowiem tak, że jeśli ludność przestaje się szczepić, pojawiają się epidemie wyrównawcze. Może w naturze ma to sens, ale nie chcielibyśmy tego eksperymentu przyrody przeżywać. Z własnego doświadczenia wiem też, że rodzice po prostu nie znają chorób zakaźnych. Kiedy przychodzi do mnie matka i oznajmia, że nie będzie przeciw pneumokokom szczepić swojego dziecka, pytam ją czy wie co to są meningokoki. Słyszę, że to jakaś bakteria, która zabija tylko dorosłych. Dlatego warto wytłumaczyć rodzicom, jakie jest realne zagrożenie.