Medexpress: Co jest głównym problemem polskich pacjentów ze szpiczakiem?
J.G.: Słaby dostęp do nowych leków. Gdy Europa już wbiega na trzeci stopień schodów, my jeszcze nie stoimy na pierwszym, na którym są trzy leki, które powinny być już dostępne w Polsce – pomalidomid, karfilzomib i daratumumab. W tej chwili w programie lekowym mamy pomalidomid, ale, jak to zwykle bywa po wejściu programu, trzeba poczekać pół roku na to, by znalazły się pieniądze na stosowanie tego leku. Szpitale dostają informacje, że mogą stosować ten lek, ale nie widać zapłaty za to leczenie. Wtedy zależy od dyrektora szpitala, czy to leczenie zostanie zastosowane, czy nie. Niestety, przez pierwsze pół roku po wejściu do programu lekowego, szpitale powiększają sobie długi, póki nie znajdą pieniędzy na leczenie pacjenta, a jemu to leczenie z reguły potrzebne jest natychmiast.
Medexpress: Jakie zmiany w związku z tym powinny Pana zdaniem zostać wprowadzone w systemie ochrony zdrowia?
J.G.: Przede wszystkim powinny się znaleźć pieniądze na hematoonkologię, na nowe leki, które wchodzą do programów, ponieważ nie ma tu możliwości użycia skalpela, tylko to jest leczenie wyłącznie farmakologiczne (…). Dzisiaj możemy powiedzieć, że jakąś tam dostępność mamy, a lekarze próbują „rzeźbić” tak, jak im portfel szpitala pozwala. Ale to wygląda kiepsko – cały czas widoczna jest różnica w przeżyciu pacjentów pomiędzy Polską a Zachodem. W Polsce przeżycie ze szpiczakiem to średnio 7 lat (i tak ostatnio troszkę się wydłużyło), natomiast w Europie to średnio 11 lat. Cztery lata to spora różnica. Cały czas pojawiają się nowe terapie, ale my cały czas pozostajemy w blokach startowych, nie biegniemy, tylko delikatnie idziemy. Tymczasem Zachód od nas się cały czas oddala. Mówiąc o Zachodzie nie mam na myśli tylko bogatych państw jak Niemcy, ale także Czechy, Węgry. Doktor Janusz Meder podkreślał, że byliśmy niedawno na czwartym miejscu od końca wśród krajów UE, a dziś na przedostatnim. Za chwilę będziemy na ostatnim. W Polsce często nazywamy niektóre leki „nowoczesnymi”, podczas gdy na Zachodzie od dawna są one w refundacji. U nas proces obejmowania leku refundacją trwa bardzo długo, a po wprowadzeniu leku do programu lekowego, pieniądze z reguły „znajdują się” dopiero po pół roku. A szpital nie ma środków, aby dokładać do tego leczenia.