Z prof. dr hab. Aleksandrem Skotnickim, kierownikiem Katedry Hematologii Collegium Medicum UJ i ordynatorem kliniki hematologii Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie rozmawia Renata Furman.
Renata Furman: Czy można powiedzieć, że jeśli chodzi o nowoczesne leczenie dogoniliśmy kraje tzw. twardej Unii?
Prof. dr hab. Aleksander Skotnicki: W dużym stopniu dogoniliśmy. Stosujemy te same standardy terapeutyczne, mamy wręcz takie same wyniki w leczeniu np. ziarnicy złośliwej. Oczywiście warunki finansowe są gorsze, jesteśmy krajem mniej zamożnym od zachodnioeuropejskich, nie do wszystkich leków innowacyjnych jest dobry dostęp, są limity finansowe na tak zwane terapie niestandardowe, które na Zachodzie są standardem – np. bendamustyna, lek nie tylko skuteczny, ale i efektywny kosztowo. Coraz częściej jednak wygrywamy tę walkę z przeciwnościami. Na pewno dzisiaj nie muszę się wstydzić, kiedy zapraszamy do kliniki kolegów ze Stanów Zjednoczonych czy zachodniej Europy. Goszcząc u siebie światowych liderów, dzielimy się doświadczeniami, przedstawiamy nasze wyniki leczenia. Nasze badania dotyczą sporej populacji, bo jesteśmy dużym krajem na mapie Europy, więc kilkuset chorych z danym schorzeniem to już jest solidne doświadczenie. Tym doświadczeniem terapeutycznym możemy dzielić się z kolegami z Zachodu i w ten sposób przyczynić się do rozwoju europejskiej medycyny.
Niektóre terapie stosowane powszechnie w UE są u nas określane mianem niestandardowych. Dlaczego?
Wynika to bezpośrednio z niedostatecznego poziomu finansowania. Niestety, niektóre nowoczesne leki możemy stosować dopiero w drugiej czy trzeciej linii leczenia, podczas gdy zastosowane w pierwszej linii dałyby znacznie lepsze wyniki. Te opóźnienia w dostępie nie są tak wielkie, jak niegdyś, w hematologii dzisiaj to rząd kliku miesięcy, do dwóch lat. Kiedyś to bywało nawet dziesięć lat.
Brak dostatecznego finansowania to z pewnością zasadnicza przeszkoda pozamedyczna na terapeutycznej ścieżce. Jakie są inne?
Inne są jej pochodną. Bardzo niepokoją mnie obecne trendy technokratyzacji medycyny. Ważniejszy staje się pesel, procedura, faktury, mniej ważna - niepowtarzalna indywidualność człowieka i jego jedność psychosomatyczna. Samo pojęcie: jednorodne grupy pacjentów jest niezgodne z jakimkolwiek pojęciem medycznym czy biologicznym. Każdy człowiek jest przecież inny, a chorujący na jedną chorobę choruje za każdym razem inaczej. W dzisiejszej technokratyzacji medycyny, gdzie zdrowie jest towarem, jest coraz mniej miejsca na medycynę holistyczną, coraz mniej czasu na to, żeby lekarz zdobył zaufanie pacjenta, przekonał go do leczenia, wziął za rękę po to, żeby razem pokonali kryzys zdrowotny. Nie stosuje się nawet pojęć: lekarz–pacjent, jest natomiast świadczeniodawca – świadczeniobiorca. Brakuje coraz częściej czasu na dotarcie do psychiki pacjenta, na ocenę reagowania na chorobę i leczenie, na zaprogramowanie adekwatnego leczenia, na ocenę czynników złego ryzyka; cały czas jest natomiast poświęcony na ustalenie, w ilu punktach rozliczeniowych zawrzeć leczenie, jak je zakontraktować, jak sprawozdać. Bolączką są również przeciągające się procesy refundacji, utrudniające dostęp do skutecznego leczenia pacjentów – od kilku lat czekamy jako środowisko na udostępnienie takich leków jak bendamustyna, lenalidomid i azacytydyna w refundacji systemowej, a nie chemioterapii niestandardowej. Pomimo tych przeciwności, potrafimy coraz lepiej leczyć choroby onkohematologiczne, chorzy coraz dłużej żyją. W leczeniu stosujemy różne nie tylko cytostatyki, ale leki biologiczne, np. przeciwciała niszczące konkretne komórki nowotworowe, a też tzw. inhibitory biochemiczne hamujące rozwój chorych komórek na różnych etapach ich cyklu biologicznego.
Czy polscy hematolodzy mają dostęp do pełnego wachlarza nowo wprowadzonych leków?
Mamy z tym problemy w przypadku chorych opornych na dotychczasowe leczenie. Leki innowacyjne są przez decydentów zdrowotnych często traktowane jako niestandardowe, są więc limitowane finansowo. Czasami wydaje się to być krótkowzroczne, zwłaszcza, jeśli mówimy o leku efektywnym kosztowo – czyli de facto opłacalnym dla płatnika – przykładem może być bendamustyna, posiadająca pięć pozytywnych rekomendacji AOTM, z których żadna nie przełożyła się na wpis do katalogu chemioterapii.
Jak to wygląda z punktu widzenia Kliniki, którą kieruje Pan Profesor? Czego brakuje?
Są to tzw. leki inteligentne Większość z nich mamy już wprawdzie w programach terapeutycznych, jednak nie wystarcza ich dla wszystkich chorych. W kolejce do „niestandardu” czeka co najmniej kilkunastu chorych wymagających takiego leczenia. Jest to dla nich często jedyna szansa zatrzymania choroby i wyleczenia. Musimy ich odsyłać do innych ośrodków, aby nie przekroczyć naszego budżetu. A jako ośrodek referencyjny powinniśmy mieć możliwość leczenia chorych na najwyższym światowym poziomie.