O dostępie do diagnostyki i leczeniu raka jajnika w rozmowie z Iwoną Schymallą mówi ginekolog-onkolog prof. Mariusz Bidziński.
Jak w tej chwili wygląda dostęp do diagnostyki i leczenia raka jajnika?
W standardowym układzie możemy powiedzieć, że ten dostęp jest obecny. Nie chcę tym samym powiedzieć, że jest to dostęp do nowoczesnych technologii, bo byłoby to nieprawdziwe. Dziś mamy sytuację tego typu, że ilość przypadków raka jajnika nie jest aż tak olbrzymia w skali kraju, by wszyscy musieli się nim zajmować. Powinny jednak być skoncentrowane ośrodki zajmujące się rakiem jajnika i mieć na uwadze precyzyjną diagnostykę, bo od niej dużo zależy, przede wszystkim powodzenie całej terapii. Jeśli dobrze przeprowadzimy rozpoznanie, to będziemy w stanie właściwie czy optymalnie leczyć. Tego w systemie brakuje. W systemach dziś zdefiniowanych przez NFZ np. diagnostyka histopatologiczna nie jest oddzielnie refundowana. Więc dziś dyrektorzy mogą powiedzieć, aby zastosowano najbardziej „prymitywne” metody. Nas nie interesuje nic bardziej szczegółowego, tylko od tego później zależy efekt leczenia. Kolejna rzecz to diagnostyka radiologiczna, która nie jest oddzielnie finansowana, w pełnym tego słowa znaczeniu. Są więc bariery ograniczające tzw. część diagnostyczną, co się później przekłada na koszty leczenia, które nie zawsze przez to są właściwe.
Dlaczego diagnostyka mutacji w genach BRC1 orazBRC2 jest tak istotna i powinna być dostępna dla wszystkich pacjentek z zdiagnozowanym rakiem jajnika oraz ich rodzin?
Oczywiście możemy powiedzieć, że jest to kwestia kilku aspektów. Jeden to wyizolowanie rodzin z predyspozycjami do raka. Możemy powiedzieć, że w tym zakresie profilaktyka jest bardziej skuteczna. Druga rzecz, że te informacje mogą przekładać się już na leczenie. Możemy powiedzieć, że w przypadku mutacji są cząsteczki nowe i stare, które rzeczywiście są bardziej efektywne. Wiedza w tym zakresie jest rzeczywiście potrzebna do wyboru optymalnych technik leczenia. W związku z tym działania w zakresie wykonania badań w kierunku mutacji opłacają się per saldo, jeśli chodzi o całe finansowanie projektu leczenia raka jajnika.
Ale, niestety, lekarze w Polsce nie mają tego narzędzia dostępnego na co dzień.
Nie mają. I to jest znowu pewnego rodzaju pokłosie tego, że w zakresie genetyki my w ogóle raczkujemy. Ile jest dziś osób ze specjalizacją genetyki? Myślę, że dosłownie 200 może 300 osób na cały kraj. To są rzeczywiście dziś bardzo potrzebni specjaliści, szczególnie dla tak wyszukanej dziś diagnostyki jaką jest diagnostyka molekularna. Zresztą część genetyków zajmuje się zupełnie nie onkologicznymi sprawami tylko wadami genetycznymi. To jest pewnego rodzaju problem. A druga rzecz to znowu finansowanie. Bo jeśli NFZ nie wykłada pieniędzy na tzw. projekt, to naturalną rzeczą jest, że środki, które i tak są ograniczone, nie będą „rzucane” w stronę diagnostyki.
A świat idzie do przodu, mam na myśli medycynę spersonalizowaną terapie szyte na miarę, których podstawą jest zawsze genetyka.
Oczywiście. Możemy dziś powiedzieć, że ten tzw. element standardu bardzo się zmienił, że choroba tak samo się nazywa, ale ma swoje „linie papilarne”, gospodarza, który też jest z resztą odmienny. Te elementy dopiero część molekularna jest w stanie rozstrzygnąć byśmy wiedzieli kogo i czym leczyć, aby było to najbardziej efektywne.