Iwona Schymalla: Jakie są założenia kampanii „Tu i teraz”? Do kogo jest ona skierowana?
Agata Polińska: Kampania jest dla tych kobiet, którym media nie poświęcały do tej pory uwagi, czyli żyjącym z zaawansowanym rakiem piersi. Są to kobiety, które nie mają już szansy na wyleczenie albo są one bardzo niewielkie. Dzięki współczesnej medycynie te kobiety mogą jeszcze przez wiele lat żyć. Chcielibyśmy, aby dzięki naszej kampanii „Tu i teraz” to życie dla nich było łatwiejsze. By nie były one obciążone społecznymi stygmatami i problemami życia codziennego. Z badań wśród pacjentek z całego świata, które mają przerzuty przy zaawansowanym stadium raka piersi, wynika, że choroba ma na nie bardzo silny wpływ. Przede wszystkim na ich poczucie tożsamości, na obniżenie własnej oceny oraz własnej wartości. Kobiety te czują się niepotrzebne i odrzucone na margines, zwłaszcza kiedy opuszczają ich bliscy i przyjaciele. Znajomi kibicują tym kobietom, dopóki mogą one wygrać z chorobą. A kiedy już wygrać nie mogą, „kibice” nie wiedzą, jak się zachować i odpuszczają. Myślę, że ludzie boją się sytuacji, kiedy już nie można wygrać. Dodatkowo dochodzi problem ekonomiczny. Istnieje przekonanie, że przewlekła choroba w dłuższej perspektywie generuje duże koszty, z którymi mierzy się cała rodzina. Uważa się, że dotyczą one nie tylko samego chorego, ale również jego rodziny. Koszty tej choroby są u nas wyższe niż w innych krajach. W badaniu problem ten zgłosiło najwięcej pacjentek z Polski. Dobrze by było naświetlić go, by zwiększyć wsparcie społeczne dla tych osób.
Mówi Pani o braku wsparcia społecznego oraz obniżonym poczuciu wartości. O tym, że nie ma zrozumienia ze strony decydentów, którzy podejmują ważne decyzje m.in. o dostępności nowego leku, który przedłuża życie. Czy Pani też widzi brak zrozumienia drugiej strony?
Myślę, że po części ten wzrost kosztów, o którym mówią kobiety z zaawansowanym rakiem piersi, wiąże się z tym, że niektóre terapie wciąż są w Polsce nierefundowane. Pacjentka musi na nie wyłożyć pieniądze z własnej kieszeni. To są bardzo duże sumy - leki są wyjątkowo drogie. W perspektywie populacyjnej przedłużenie komuś życia o pół roku, za duże pieniądze, nie jest nęcącą propozycją. Inaczej perspektywa wygląda ze strony tej chorej i jej rodziny. Oni chcą walczyć o każdy dodatkowy dzień. Dlatego chore chcą poddawać się leczeniu, nie rezygnują. Gdyby było inaczej i pacjentka miała ochotę umrzeć, nie podejmowałaby leczenia. Myślę, że warto docenić ten wysiłek i wolę leczenia. Należy zauważyć też korzyści społeczne wynikające z udostępnienia leczenia nowoczesnymi lekami. Pacjentki będą żyły w komforcie, co odciąży refundację leków przeciwbólowych i tych, które minimalizują objawy choroby. W niektórych przypadkach kobiety będą mogły wrócić do pracy i płacić podatek dochodowy. Nie brać pieniędzy od państwa w postaci renty. I w takim kontekście należy rozważać refundację, bo można sporo zyskać w sferze zarządzania publicznymi pieniędzmi.