10 mln bezpodstawnych zgłoszeń odebrali operatorzy numeru 112. O nieuzasadnionych wyjazdach karetek mówi nam Adrian Stanisz ze Społecznego Komitetu Ratowników Medycznych.
Jak często ratownicy wyjeżdżają do niepotrzebnych i bezpodstawnych wezwań?
Mnie osobiście, zdarzają się takie prawie na każdym dyżurze. Są to wyjazdy, które nie mają nic wspólnego ze stanem bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia. Czyli, biorąc pod uwagę Ustawę o Państwowym Ratownictwie Medycznym, nie są to wyjazdy dla zespołów ratownictwa medycznego (ZRM). To wezwania np. do chorób trwających kilka dni, a nawet kilka tygodni. Uwagę należy zwrócić również na kwestie takich wyjazdów, kiedy ludzie wyolbrzymiają i koloryzują swoje dolegliwości. Bywa, że osoby opisujący ból np. głowy czy brzucha w momencie, kiedy dyspozytor odsyła je i prosi, by udały się do SOR-u lub lekarza pierwszego kontaktu, dodają np. że czują ucisk w klatce piersiowej i duszność. Wtedy dyspozytor nie odmawia wysłania karetki, a na miejscu okazuje się, że wzywający oszukał dyspozytora. Musimy wziąć pod uwagę fakt, że liczba karetek nigdy nie będzie odpowiadać liczbie wezwań, każdy wyjazd karetki musi być więc przemyślany, a przede wszystkim w pełni uzasadniony.
Czy niektórzy ludzie traktują karetkę, jak przychodnię na kółkach?
Można powiedzieć, że w większości interwencji pogotowia, ludzie traktują karetkę jak zwykłą taksówkę. Żądają karetki, ponieważ płacą podatki, a my jesteśmy od tego, aby wozić ich do szpitala. To przykre i egoistyczne postrzeganie systemu, który nie jest „przychodnią na kółkach”. Podczas takich „transportów” do szpitala, nawet nie musimy wykonywać żadnych czynności, gdyż stan pacjent tego nie wymaga. Środowisko ratowników w całym kraju niepokoi fakt, że społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy z powagi sytuacji. Jeżeli karetka pojedzie do skręconej kostki, kto pomoże ofiarom wypadku komunikacyjnego, zawału serca czy udaru mózgu? Taksówka?
Czy dla niektórych pacjentów wezwanie karetki jest sposobem na ominięcie kolejek?
Niestety coraz częściej. Umownie można wyróżnić dwa, bardzo specyficzne rodzaje wyjazdów będące sposobem na szybsze dotarcie do SOR. Pierwszy, kiedy ludzie po naszym przyjeździe i dłuższej rozmowie, przyznają się, że nie chcieli iść samodzielnie do SOR, ponieważ musieliby czekać w kolejce, a z zespołem karetki zostają przyjęci prawie natychmiast. Drugi natomiast to taki, kiedy ludzie na SOR-ze czekają bardzo długo, widząc że karetki wjeżdżają bez kolejki, udają się parę ulic dalej i wzywają kartkę do bólu w klatce, duszności czy zasłabnięcia.
Mógłby Pan przytoczyć najbardziej abstrakcyjne wyjazdy karetki?
„Bo skończyła się recepta”, „bo mąż nie wrócił na noc do domu”, „bo córka ma problemy w szkole, nie wiem jak sobie z tym poradzić”. Przykłady takich wyjazdów można mnożyć.
Takie najbardziej absurdalne, niemieszczące się w głowie interwencje, to np. wezwanie do urazu nogi z silnym krwawieniem, którego nie można zatamować. Po przybyciu na miejsce zgłoszenia okazuje się, że pacjentka chodziła boso po podłodze w dyskotece i wbił się jej w stopę opiłek szkła. Nie trzeba podkreślać, że krwotoku w ogóle nie stwierdzono. Inny przypadek to zgłoszenie: duszność, ból w klatce, złe samopoczucie. Po przyjeździe na miejsce zgłoszenia okazuje się, że młody, dwudziestoparoletni mężczyzna nie może zasnąć, więc wezwał karetkę w środku nocy!
Osoba, która bezpodstawnie wezwie karetkę nie ponosi żadnej odpowiedzialności. Czy wprowadzenie np. kar finansowych poprawiłoby sytuację?
Osobiście uważam, że nie. Niestety, często spotykamy się z sytuacjami, że osoby, które są naprawdę ciężko chore i potrzebują naszej pomocy, bardzo długo zwlekają z wezwaniem karetki, myśląc, że objawy same ustąpią. Boją się, że jeśli bezpodstawnie wezwą karetkę, to będą musieli za nią płacić, a często ich na to nie stać. Obawiam się, że ficjalne wprowadzenie kar finansowych w dużym stopniu dotknęłoby osoby potrzebujące, powstrzymując ich od wezwania karetki.
Moim zdaniem, dobrym sposobem na zmianę mentalności i podejścia społeczeństwa do pogotowia ratunkowego, byłoby przeprowadzenie szerokiej kampanii społecznej mówiącej o tym, że karetki powinny wyjeżdżać tylko do nagłych zdarzeń, stanów zagrożenia życia i zdrowia.
Niezbędne jest również uświadomienie ludzi o szerokim dostępie do podstawowej opieki zdrowotnej oraz nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej. Lekarze z przychodni całodobowych mogą bez problemu dojechać do chorego w domu, w środku nocy, w weekendy, święta czy sylwestra.
Należy zaznaczyć, że bez ścisłej współpracy POZ i Systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego, zmiana obecnej sytuacji jest prawdopodobnie niemożliwa.
Oczywiście zrozumiałe jest, że w sytuacjach kryzysowych pacjenci, ludzie potrzebujący chcą natychmiast otrzymać pomoc.
Nie znajduję jednak usprawiedliwienia dla człowieka, który żąda przyjazdu karetki i transportu do szpitala w trybie pilnym, gdyż nie jest w stanie poradzić sobie z „syndromem dnia następnego”, czyli przysłowiowym kacem. Jest to brak szacunku do ludzi niosących pomoc najbardziej potrzebującym, ale także zagrożenie dla wszystkich pacjentów, którzy takiej pomocy potrzebują.
Czytaj także: Onkolodzy: Konsylia są niezbędne