Pan Robert, podobnie jak wielu innych pacjentów ze szpiczakiem o chorobie dowiedział się przypadkiem. - Miałem zapalenie płuc, którego nie mogła wyleczyć lekarka rodzinna. Dostałem od niej skierowanie do pulmonologa, przepisała mi antybiotyki, zleciła wykonanie zdjęcia rentgenowskiego. Obraz był bardzo brzydki. Zachodziło podejrzenie, że z moim płucem jest coś nie tak. Po dwóch miesiącach okazało się, że to nie płuco, tylko żebro miało już objaw choroby szpiczaka - wspomina bohater reportażu. Jak sam podkreśla, wcześniej na temat tej choroby nie wiedział nic, a informacje jakie znalazł załamały go - Po powrocie do domu usiadłem przed komputerem i wtedy po raz pierwszy rozpłakałem się. Przeczytałem, że to choroba nieuleczalna, nieznane są jej przyczyny, a średnia długość życia to cztery lata. Nagle wszystko zwaliło się z wielkim hukiem - wspomina Robert Kaszak.
Bohater przyznał, że choroba zmieniła jego życie i priorytety. Musiał przejść na rentę, zrezygnował m.in. z jazdy na nartach, siatkówki czy sztuk walki.
- To, co teraz jest istotne, kiedyś było na trzecim planie. Mając świadomość, że choroba jest nieuleczalna, w każdej chwili może powrócić, łaknę tego świata, nie marnuję czasu tak jak wtedy, kiedy byłem zdrowy, nie odkładam spraw na później. Dzisiaj nie ma już kiedyś. Jeśli chcę coś zrealizować, to robię to: jestem motocyklistą, zwiedziłem całą Europę – podkreśla pacjent. Teraz na pierwszym miejscu listy marzeń Pana Roberta jest podróż do Chin.
Wszystko to jest możliwe dzięki odpowiedniemu leczeniu. Od listopada 2017 r. Robert Kaszak przyjmuje carfilzomib, wcześniej lek ostatniej szansy lenalidomid, przestał działać. - Organizm się uodpornił. Wszystkie wskaźniki chorobowe poszły w górę. Dowiedziałem się, że rusza program badań klinicznych z carfilzomibem. Trzy ośrodki w Polsce prowadzą te badania: Lublin, Poznań i Chorzów - mówi Kaszak.
W badaniu wzięło udział 450 osób. Pan Robert miał szczęście być wśród nich: Wyniki są rewelacyjne, poziom białka monoklonalnego wynosił 26 jednostek, w następnym 9, potem dwa, teraz zero - cieszy się i dodaje, że czuje się jak osoba zdrowa. - Jest remisja przez duże R - podkreśla bohater.
- Nie wstaję z łóżka tak, jak kiedyś 15 minut. Wyprawa do toalety przestała być już wyprawą, nie używam balkonika, który był kiedyś niezbędny, mogę zrobić pompki i przysiady, mogę zatańczyć, zaśpiewać. Objawy chorobowe znikły - tłumaczy p. Robert.