Proces leczenia pacjentów ze schizofrenią w Polsce odbiega od schematów terapeutycznych stosowanych w Europie czy na świecie. Czy nowa lista refundacyjna leków poprawia tę sytuację?
Poprawia ją w części, ponieważ nowa lista refundacyjna daje dostęp do nowoczesnych leków, przede wszystkim o przedłużonym działaniu. To dla młodego chorego jest niezmiernie ważne dla jego funkcjonowania społecznego, bo nie daje obciążenia codziennego łykania tabletek. Z drugiej strony lista nie daje nam wszystkich narzędzi, bo jest pewna grupa pacjentów, którzy są na lekach atypowych o przedłużonym działaniu, dawanych raz na dwa tygodnie. Oni dzięki tym lekom czują się bardzo dobrze. A można by dawać im lek do wstrzyknięcia raz na miesiąc, w perspektywie raz na trzy miesiące. W związku z tym byłoby to bardzo duże ułatwienie dla samego pacjenta, opiekunów oraz dla służby zdrowia, ponieważ są to leki, do których nie potrzeba lodówki. To prozaiczne, ale ważne, bo lek nie musi być w lodówce, jest gotowy do wstrzyknięcia, daje się go raz na miesiąc. Dzięki temu młody pacjent ma szansę funkcjonować bardzo dobrze już od początku, bo nie czuje się obciążony psychotropami, leczeniem psychiatrycznym. Nie czuje tak, że jest chory na chorobę psychiczną. To co możemy tym młodym ludziom dać najlepszego, to właśnie takie nowoczesne leki. Mówiła Pani o tym, że nasze standardy leczenia odbiegają. Jeżeli o farmakoterapię to dostęp mamy, bo substancja jest. Chodzi o praktyczne rzeczy, ale też o to, że na Zachodzie bardzo przykłada się dużą wagę do opieki środowiskowej. Szpitale psychiatryczne są tam tylko interwencyjne. Średni czas pobytu pacjenta chorego na schizofrenię w zachodnim szpitalu jest dużo krótszy niż u nas. U nas średnio jest to miesiąc, ale pacjenci chorzy na schizofrenię często są w szpitalu sześć, dziesięć tygodni a wynika to z braku współpracy.
Bardzo dużo mówimy o opiece środowiskowej w Polsce i konieczności rozwijania tej opieki w polskiej opiece psychiatrycznej. Czy leki długodziałające mogłyby pomóc w rozwijaniu tej idei?
Zdecydowanie tak. Jeżeli mówimy o młodych pacjentach chorujących już wiele lat, to ich opieka nie musiałaby być w szpitalu, nie musieliby oni przebywać tygodniami, a nawet miesiącami w szpitalach psychiatrycznych do momentu ustabilizowania terapii. Nie wracaliby tak szybko do szpitali dlatego, że leki długodziałające zapewniają lepszą współpracę i kontrolę. Bo tabletkę może pacjent łyknąć, albo nie. Natomiast jeśli jest wykonana iniekcja, to lek jest w organizmie i działa. To zdecydowanie przyczyniłoby się do tego, że koszty byłyby mniejsze i sama łatwość opieki nad pacjentem byłaby większa. Większa byłaby m.in. kontrola, ale nie musiałaby ona ingerować codzienne aż tak w życie pacjenta. Bo jednak miesiąc od jednej do drugiej iniekcji to czas, w którym pacjent mógłby nawet wyjechać gdzieś na wypoczynek. To niezmiernie ważne.
Jak z punktu widzenia Pani jako lekarza praktyka wygląda funkcjonowanie pacjenta nie leczonego lekami długodziałającymi i tego, który ma dostęp do nowoczesnych terapii?
Oczywiście nie wszyscy pacjenci zgadzają się na zastrzyki z różnych powodów. Czasem dlatego, że mają błędne myślenie o lekach iniekcyjnych. To pochodne dzieciństwa, usłyszane opinie o starych lekach, które zresztą dawały dużo objawów niepożądanych. W związku z tym jeżeli pacjenci albo ich rodziny słyszały o lekach, to czasem mają o nich błędne pojęcie. Tłumaczenie i zaproponowanie leku, a potem jego systematyczne branie powoduje czasem, że pacjenci nie chcą tych leków odstawić, bo czują się jednak na nich dobrze. Pracując w szpitalu, mam pacjentów z pierwszym epizodem schizofrenii, którzy pytają co mają zrobić, żeby kolejny epizod oddalić w czasie, lub by go w ogóle nie było. Tu podstawą, wiadomo, jest systematyczne leczenie, systematyczne branie leków. Tu leki długodziałające bardzo się sprawdzają. Kolejną grupą są pacjenci przewlekle chorzy, którzy mają kolejne nawroty, raz z powodu tego, że choroba postępuje, a dwa, że sami z różnych powodów odstawiają leki. W związku z tym danie leku raz na miesiąc (w perspektywie raz na trzy miesiące) i pilnowanie tego poprawiłoby współpracę i tym samym liczba hospitalizacji spadłaby. Spadłyby też koszty. Pacjent mógłby być w swoim środowisku i nie musiał być stygmatyzowany przez chorobę psychiczną. Z punktu widzenia praktycznego to nawet gdyby rodzina miała poprosić pielęgniarkę środowiskową o zrobienie iniekcji, to zrobiłaby to raz na miesiąc, a nie raz na dwa tygodnie. Im dłuższy czas niezależności pacjenta pod kontrolą leków, tym lepiej dla wszystkich, korzystniejszy także z punktu finansowego. Myślę, że to korzystne również z ludzkiego punktu, czysto ludzkiej opieki nad pacjentem.