Został Pan niedawno wybrany przewodniczącym Warszawskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Stwardnienia Rozsianego. Proszę powiedzieć jakie zadania stawia Pan sobie jako pierwsze do zrealizowania na rzecz chorych na stwardnienie rozsiane?
Opieram się na dotychczasowych doświadczeniach oddziałów i chciałbym ich dobre tony ciągnąć dalej. Pewne rzeczy należało by zmienić czy przyspieszyć, zintensyfikować by nie ciągnęły się.
O jakich sprawach Pan myśli czy np. o dostępie do leczenia, kwalifikacji?
Przykłady Słowacji i Czech mówią same za siebie – jesteśmy na końcu listy krajów jeśli chodzi o tę dostępność. Gama leków obecnie dostępnych w świecie jest ogromna. Natomiast dostęp do nich w Polsce jest trudny.
Czego Panu jako pacjentowi najbardziej brakuje? Czy są jakieś dziury w systemie, które nie pozwalają by mógł Pan czuć, że jest dobrze zaopiekowany od strony medycznej, systemowej?
Okazuje się, że NFZ nic nie może zrobić w tej sprawie. Jest zbudowana machina, ale wszędzie się słyszy o niemożności. Np. by dostać się na rehabilitację trzeba czekać astronomicznie długo. Rehabilitacja jest przecież bardzo ważna. Żeby się dostać na turnus rehabilitacyjny w jednym z dwóch specjalistycznych ośrodków w Polsce trzeba czekać od roku do półtora. Jeśli zdecydować się komercyjnie, czyli zapłacić z pobyt 100 procent, wtedy termin uzyskania tej usługi jest krótszy. Jeśli finansuje to NFZ, a finansuje w 50 proc. to resztę musi pacjent sam zapłacić w kwocie 2800 zł.
Rozumiem, że bardzo istotne jest zapewnienie skoordynowanej i skonsolidowanej opieki nad pacjentem. Nie tylko leczenie, ale też rehabilitacja.
Tak, rehabilitacja, która jest szalenie ważna.