Co to są prawa pacjenta? Pyta retorycznie bohaterka reportażu. Każdy sam znajdzie odpowiedź na to pytanie, po obejrzeniu całości.
Zgodnie z ustawą o prawach pacjenta i RPP, pacjent, którego zdrowie ucierpiało z powodu błędu lekarza ma prawo dochodzenia swoich roszczeń. W praktyce skorzystanie z tego prawa może być trudne.
Annę Kleszcz po raz pierwszy przedstawiliśmy czytelnikom Medexpressu w materiałach nt. leczenia bólu przewlekłego.
Teraz opowiadamy o jej wieloletniej batalii sądowej dotyczącej zdarzenia medycznego. Pani Anna od 10 lat próbuje dowiedzieć się, co wydarzyło się na sali operacyjnej. Jak sama podkreśla, nie chodzi o odszkodowanie, ale o sprawiedliwość. Niestety, jej sprawa o błąd w sztuce lekarskiej toczy się już 10 lat i wkrótce może ulec przedawnieniu. Kolejne rozprawy są odwoływane, zmienia się skład sędziowski, gubione są prześwietlenia, powołani biegli nie znają się na jej chorobie.
Wróćmy jednak do początku tej historii.
Jest rok 2001. Anna Kleszcz ma operację wstawienia płytki Caspara. W wyniku licznych hospitalizacji została zarażona gronkowcem złocistym MRSA, który po latach uaktywnił się, wywołując ekstremalny ból kręgosłupa. Pod płytką doszło do stanu zapalnego i w 2005 r. konieczna była operacja jej usunięcia.
„Wszystko zaczęło się od tego, że po reoperacji okazało się, że mam przebite gardło i niedowład czterokończynowy. Dwa lata wracałam do zdrowia, uczyłam się na nowo chodzić i pisać. Znalazłam pomoc i wsparcie w ramach neurochirurgii lubelskiej. Skutkiem jest choroba syringomyelia, zwana jamistością rdzenia. Uważałam, że jako pacjentka mam prawo zrozumieć co się wydarzyło na sali operacyjnej. Dlatego też napisałam doniesienie do prokuratury. Przed operacją byłam chodzącą osobą, funkcjonującą, jeżdżącą z plecakiem. Sprawa toczy się od 10 lat. Przedawnienie nastąpi według mojej wiedzy w roku 2020. Sprawy dotyczące błędu medycznego trwają długo z uwagi na konieczność napisania opinii. W moim przypadku po raz kolejny opiniuje Zakład Medycyny Sądowej. W sprawie uczestniczy już czwarty sędzia. Dwa razy robiona była apelacja.
Dostałam od wiceprezesa sądu okręgowego odpowiedź na moją skargę, gdzie zgadza się ze mną, że sprawa trwa długo, ale on nie może odpowiadać za chorobę sędziów, pisanie opinii. A właściwie on nic nie może zrobić. Jeżeli więc sąd nie może nic zrobić, to kto?
Moje totalne osłupienie spowodowała korespondencja, jaką dostałam z sądu, który zażądał ode mnie natychmiastowego przekazania pozostałych klisz, których część przekazałam medycynie sądowej, a które, okazało się po latach, z przyczyn niejasnych zostały zniszczone. Będąc na rozprawie w sądzie, czułam się tak, jakbym to ja powinna była być oskarżona. Ja już na nic nie liczę, Uważam, że pacjent jest na przegranej pozycji.
Straciłam wiarę w system sądownictwa i egzekucję prawa.
I gdybym wiedziała, że moja sprawa będzie ciągnęła się tyle lat, nie występowałabym o nią. Bo to 10 lat mojego życia, wydane pieniądze na prawników, moja kompletna bezsilność i całkowita obojętność wymiaru sprawiedliwości.
Problem tkwi w trzech rzeczach: niewydolności sytemu sądowniczego, niewydolność tego systemu jeśli chodzi o biegłych, którzy w ramach solidarności trzymają razem, oraz wiedzy biegłych. Bo jak może opiniować ktoś, kto nie ma wiedzy czym jest jamistość rdzenia. Mamy prawa pacjenta. Ale ja mogłabym tu zapytać, co to są te prawa?”
Jesteś pacjentem? Chcesz się podzielić z nami swoją historią? Napisz do nas.