Jak powinna wyglądać rozmowa lekarza z pacjentem? Co chcą usłyszeć chorzy? O tym z prof. Jerzym Stuhrem rozmawia red. naczelna Medexpress.pl Iwona Schymalla.
Relacja pacjent–lekarz jest relacją szczególną, bo mamy cierpiącego człowieka i fachowca-lekarza, od którego oczekuje się empatii i ciepła. Jakie były Pana oczekiwania wobec lekarzy, kiedy dowiedział się Pan o swojej chorobie i został pacjentem?
Oczekiwałem od lekarzy, by powiedzieli mi całą prawdę. Mówię "ja", bo wiem, że nie jest to zbyt popularne. Chciałem być postawiony przed jasną sytuacją, żebym znalazł i wygenerował z siebie siły do walki. Nie chciałem wiedzieć szczegółów, nie zaglądałem na strony internetowe i nie szukałem jaki to jest rodzaj nowotworu. Chciałem tylko wiedzieć, że jest zagrożenie. Taką informację właściwie dostałem. Wówczas mogłem jakby sam ułożyć plan walki. Podkreślam "sam", bo tego nikt inny nie zagwarantuje. Te siły psychiczne trzeba znaleźć w sobie i taką prawdę oczywistą wyciągnąłem z mojej choroby. Czasem brakowało mi wsparcia od strony lekarza, żebym te siły w sobie podtrzymywał i wzmacniał. Tu raczej chyba z powodu rutyny wkradało się coś takiego pesymistycznego.
Stworzył Pan niezwykły dekalog pacjenta chorego onkologicznie. Ja go obieram jako próbę uratowania się w rzeczywistości szpitalnej i często odhumanizowanych relacjach z lekarzami, sami musimy znaleźć w sobie siłę do walki, bo w tym nikt nam nie pomoże.
Najpierw człowiek się łudzi, że może oni (lekarze) to zagwarantują. Ale lekarze zagwarantują środki, lekarstwa i sposób ich podawania. Zawsze, nawet u tych najbardziej empatycznych, bardzo z resztą sympatycznych lekarzy jakich miałem, była pewna nuta w takim sformułowaniu: "Panie Profesorze siła i wola są bardzo ważne, ale w tej chorobie trzeba mieć jeszcze szczęście." To dla mnie dwuznaczne zdanie.
Bo można go nie mieć.
Albo, bo wczoraj je miałem. Myślę często: "Boże, do wczoraj miałem..." Przecież szczęście to nie jest stan stały! Ważny jest język porozumiewania się lekarza z pacjentem. Lekarz nawet nie wie jak bardzo pacjent jest wyczulony na to, co on do niego mówi. Myśli, że to taka rutynowa rozmowa, ale dla pacjenta każdy przecinek jest analizowany w sposób często paniczny. Po za tym opiekowano się mną w luksusowych warunkach.