Według szacunków Polskiego Towarzystwa Medycyny Seksualnej problem zaburzeń erekcji dotyka nawet 1,7 mln polskich mężczyzn. Z pomocy lekarza korzysta około 5 proc. Jak radzi sobie reszta?
W Internecie jest mnóstwo stron, które oferują wszystkie dostępne w Polsce leki Rx na zaburzenia erekcji bez recepty. Wiele adresów tych stron ma w nazwie słowo „apteka”, a same witryny wyglądają, jak witryny działających legalnie aptek internetowych. Potencjalnego klienta zachęcają hasła: „100 proc. satysfakcji, albo zwrot pieniędzy”, „Wysyłka w 24 godziny”, „Zapewniamy 100 proc. DYSKRECJI”, „Nie ma możliwości zorientować się, co jest w środku koperty bąbelkowej”. Większość tych stron internetowych zarejestrowana jest na Cyprze. Zważywszy na skalę problemu, można stwierdzić, że policja nie radzi sobie z jego rozwiązaniem. Zapytaliśmy producentów leków najczęściej dostępnych na nielegalnych stronach, czy próbują z tym procederem walczyć. Pfizer poinformował, że nie dysponuje dokładnymi szacunkami dotyczącymi strat z tytułu wprowadzania do obrotu sfałszowanych substancji. Jednak w skali firmy są to zazwyczaj ogromne kwoty.
– W przypadku powzięcia informacji o podejrzeniu pojawienia się na rynku fałszywego leku, firma współpracuje ściśle z organami ścigania w Polsce i na świecie. Na swojej stronie internetowej wskazujemy na potencjalne ryzyko stosowania leków z niepotwierdzonego źródła – poinformował.
Również Eli Lilly Polska podkreśla, że wszelkie przypadki oferowania ich leków poza apteką i hurtownią farmaceutyczną mogą rodzić ryzyko nabycia produktu nieoryginalnego i powinny być zgłaszane do inspekcji farmaceutycznej i organów ścigania. Prezes firmy Maksymilian Świniarski podkreśla, że Eli Lilly Polska współpracuje z tymi organami, udzielając wszelkich żądanych informacji. Jednak w Internecie można bez problemu znaleźć nielegalną stronę w języku polskim, która w adresie ma nazwę produkowanego przez firmę leku: www.aptekacialis.pl.
Co sprzedają nielegalne strony?
Część oferowanych produktów może pochodzić z krajów pozaeuropejskich, gdzie leki na zaburzenia erekcji dostępne są bez recepty. Polskie Towarzystwo Medycyny Seksualnej szacuje jednak, że nawet 62 proc. tych specyfików oferowanych w sex-shopach i w Internecie może być podróbkami. Kilka lat temu dziennikarze jednego z dzienników ogólnopolskich dokonali zakupu takiego leku przez Internet. Pokazali go rzecznikowi firmy Pfizer, który na 99,9 proc. stwierdził, że to fałszywka. Brakowało numeru seryjnego i były drobne różnice w kształcie i odcieniu tabletki. Otrzymany specyfik dali też do zbadania w Narodowym Instytucie Leków. Badania potwierdziły, że produkt jest sfałszowany. Zawartość sildenafilu była znacznie mniejsza niż w oryginale. Podróbki powstają najczęściej w Chinach, Indiach i na Bliskim Wschodzie. Ale i w Polsce policji udało się zlikwidować kilka minifabryk fałszywej viagry. Część fałszerzy dodaje do swoich wyrobów substancję czynną zakupioną w Meksyku lub Azji. Kilka lat temu policjanci z CBŚ zamknęli nielegalną wytwórnię w budynkach należących do Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. W ubiegłym roku policjanci rozbili 24-osobową grupę przestępczą, na czele której stał lider zwany „królem viagry”. Sprzedała ona przynajmniej 300 tysięcy sztuk nielegalnej viagry o łącznej wartości ponad 5 mln zł. Ekspertyza Narodowego Instytutu Leków ujawniła, że tabletki zawierały substancje czynne zagrażające zdrowiu i życiu kupujących. Oprócz niedopuszczonych do sprzedaży substancji o niezbadanych konsekwencjach dla zdrowia, można znaleźć w takich fałszywkach składniki toksyczne. W najlepszym przypadku kupujący połyka tabletkę z gipsu zafarbowaną na niebiesko najczęściej barwnikiem do dżinsów.
Dlaczego pacjent nie prosi?
– Większość mężczyzn uważa, że może mieć tyle kobiet i dzieci, ile chce – mówi urolog i androlog, dr Robert Jarema. Panowie wyznają tzw. maczyzm i dlatego trudno im jest nawet przed samym sobą przyznać, że mają problem z erekcją. Również zdaniem prof. Andrzeja Borkowskiego, aby nie zaburzać własnego poczucia męskości, panowie nie rozmawiają na ten temat ani ze swoją partnerką, ani z lekarzem. Łatwiej anonimowo szukać pomocy przez Internet. Urolog i androlog, dr Jan Karol Wolski dodaje, że pacjenci nie zawsze potrafią mówić o swoich dolegliwościach, mają trudności z ich werbalizacją i nie wiedzą, jak je nazwać. Niektórzy używają metafor: „panie doktorze, mój żołnierz nie jest już taki jak dawniej”. Zdaniem lekarza rodzinnego, Roberta Sapy, problemem nie jest wstyd, ale dostęp do podstawowej opieki zdrowotnej, tam gdzie medycyna rodzinna jest słabo rozwinięta, m.in. w stolicy.
– Jeśli pacjent ma swojego lekarza rodzinnego, którego wybrał i któremu ufa, nie będzie miał oporu przed poproszeniem go o receptę. Często przepisuję swoim pacjentom takie leki. Najczęściej mówią, że potrzebują coś na wzmocnienie – opowiada. Jeśli jednak lekarzem rodzinnym jest kobieta, panom trudniej jest się przełamać.
Dlaczego lekarz nie proponuje?
– Z badań wynika, że ponad połowa mężczyzn zgłaszających się z różnych powodów do lekarzy rodzinnych ma problemy z erekcją. Jednak nie informują oni o tych dolegliwościach, a lekarze ich nie pytają – mówi internista, prof. Zbigniew Gaciong.
Zdaniem prof. A. Borkowskiego, lekarz rodzinny i urolog powinni traktować erekcję jako jeden z mierników zdrowia i pytać o nią w standardowym wywiadzie. – Przeprowadzano badania, które pokazały, że blisko 75 proc. mężczyzn ma nadzieję, że to lekarz sam zaproponuje zapisanie leku na potencję.
– Jednocześnie podobny odsetek lekarzy, nie chcąc urazić pacjenta, oczekuje, że ten opowie mu o swoim problemie – mówi dr Wolski. – A u panów, u których problemy z erekcją mają podłoże psychogenne, samo posiadanie tabletki w domu mogłoby rozwiązać problem.
Dr Wolski zauważa też, że gdy lekarz rodzinny zapyta pacjenta, czy ma tego rodzaju problemy, powinien liczyć się z tym, że będzie musiał wykonać kilka badań, m.in. poziomu lipidów i glukozy, czy też próby wysiłkowej serca, ponieważ zaburzenia erekcji często poprzedzają do 5 lat chorobę wieńcową. Urolodzy mają mniejszy problem z rozmawianiem z mężczyznami o zaburzeniach erekcji, bo przyczyną ich wizyty są najczęściej problemy związane ze schorzeniami męskich narządów płciowych.
– Moim pacjentom wspólnie dobieramy schemat przyjmowania tych leków zgodnie z ich potrzebami. Niektórzy przyjmują je „na żądanie”, inni, np. pracujący w Warszawie i jeżdżący na weekend do domu, biorą w piątek te działające do 36 godzin. Jest też grupa zażywających je codziennie w małych dawkach. Leki te proponuję też leczonym chirurgicznie z powodu raka prostaty przed planowaną prostatektomią oraz po niej, bo u niektórych pacjentów – mimo tego okaleczającego zabiegu – pojawia się po ich stosowaniu erekcja – mówi dr Wolski.
Bez recepty
Specjalista w dziedzinie farmakologii klinicznej, prof. Jacek Spławiński zastanawia się, dlaczego sildenafil wciąż jeszcze nie ma statusu leku OTC, bo – jego zdaniem – nie jest wcale niebezpieczniejszy niż niektóre leki NLPZ.
– Przepisy określają cechy, które musi posiadać lek, aby mógł być sprzedawany bez recepty. Oczywiście, jak każde przepisy, nie są do końca precyzyjne. Ważne jest, aby lek nie stanowił bezpośredniego lub pośredniego zagrożenia dla życia i zdrowia, nie zawierał substancji, która może wymagać dalszych badań, nie wchodził w interakcje z powszechnie stosowanymi lekami, a stan chorobowy, jaki ma leczyć był łatwo rozpoznawalny. Nie powinien też wywoływać nasilonych działań po przedawkowaniu lub reakcji nietypowych – mówi. – Powtórzę więc za Paracelsusem, że to nie substancja, a dawka czyni truciznę – wyjaśnia. Profesor uważa, że gdyby w Polsce dobrze funkcjonowała opieka farmaceutyczna, byłoby mniej wątpliwości. W Wielkiej Brytanii, gdzie działa ona lepiej, nawet statyny kupuje się bez recepty. Urolog dr J.K. Wolski zgadza się z prof. Spławińskim, ale zaznacza, że oprócz opieki farmaceutycznej, dobrym rozwiązaniem byłoby zamieszczenie ostrzeżenia na opakowaniu Przypomina, że w momencie wejścia viagry na rynek amerykański, rząd fundował weteranom wojennym trzy darmowe tabletki w miesiącu. Wtedy odnotowano kilka zgonów po tym leku. Dochodzenie w tej sprawie pokazało, że weterani, kiedy nie mogli osiągnąć pełnej erekcji po jednej tabletce, brali następną. A niektórzy na wszelki wypadek wszystkie od razu. Również zdaniem prof. Andrzeja Borkowskiego sprzedaż leków na zaburzenia erekcji w małych dawkach bez recepty to dobry pomysł. – Mężczyźni nie musieliby wtedy kupować nielegalnych leków o nieznanym składzie, podszywających się pod inhibitory fosfodiesterazy oryginalne lub generyczne, takie jak sidenalil, tadalafil czy wardenafil, a także wątpliwej skuteczności afrodyzjaków. Przed zakupem leku po raz pierwszy polecałbym jednak konsultację z lekarzem lub farmaceutą. Należy pamiętać, że leków na zaburzenia erekcji pod żadnym pozorem nie można łączyć z nitratami ze względu na możliwy efekt hipotensyjny grożący poważnymi konsekwencjami. Należy być także ostrożnym w stosowaniu tych leków u chorych z niewydolnością nerek, wątroby czy niewydolnością krążenia. Pacjenci muszą być świadomi tych obostrzeń – mówi.
Czy jest szansa?
Kilka lat temu producent viagry rozpoczął starania, by w Europie mogła być ona sprzedawana bez wizyty u lekarza. Jednak Pfizer wycofał wniosek o zmianę statusu leku w Unii Europejskiej. Niektórzy spekulują, że przygotowuje nowy, lepiej udokumentowany. Zwłaszcza że konkurencja nie śpi. W zagranicznej prasie pojawiły się wypowiedzi przedstawicieli Lilly Bio-Medicines, producenta Cialisu, sugerujące, że zmiana statusu leku umożliwiłaby jeszcze większej liczbie chorych uzyskanie wygodnego dostępu do bezpiecznego i wiarygodnego produktu bez recepty. Część ekspertów twierdzi, że z punktu widzenia bezpieczeństwa, Cialis jest nawet lepszym kandydatem na lek bez recepty niż viagra, choć z drugiej strony, ona jest na rynku dłużej. Zważywszy, że około 70 proc. mężczyzn mających problem z erekcją w ogóle nie próbuje sobie pomóc, a wśród pozostałych większość szuka rozwiązania swoich kłopotów w Internecie, gra jest warta świeczki.
Źródło: „Służba Zdrowia” III/2016