Czy czescy pacjenci mają tak samo jak Polacy ograniczony dostęp do nowoczesnego leczenia szpiczaka mnogiego? O tym z prof. Romanem Hajkiem hematonkologiem z Uniwersytetu Ostrawskiego rozmawia Alicja Dusza.
- Szpiczak mnogi - co to za choroba? Czy jesteście w stanie wyleczyć pacjenta, czy przedłużyć mu życie tak, żeby to stała się choroba przewlekła?
Szpiczak mnogi jest drugim co do częstości nowotworem układu krwiotwórczego. Charakteryzuje się zmianami kostnymi, niewydolnością nerek i niedokrwistością. Czy można wyleczyć pacjentów? Jakieś 2-3 lata temu odnieśliśmy w tej mierze pewien sukces. Wydaje się, że 10 procent młodszych pacjentów może być wyleczonych, czekamy jeszcze na ostateczne dowody, które to potwierdzą, ale sądzę, że rzeczywiście tak jest.
Natomiast mamy pacjentów, którzy przechodzą leczenie w kolejnych rzutach po kolejnych wznowach choroby - nawet sześciokrotnie i jesteśmy w stanie przedłużyć im znacząco życie. I tak jak w latach 90. tylko 5 proc. pacjentów przeżywało 10 lat, obecnie jest to już 40 proc.
Czy można powiedzieć, że to leczenie jest przełomowe ? No właśnie - co zmieniło się w leczeniu szpiczaka mnogiego w ciągu tych kilku lat?
Rzeczywiście doszło do ważnych zmian, które mają wpływ na przebieg choroby. Dawniej mieliśmy tylko pięć kluczowych leków, wśród nich były kortykosteroidy i leki alkilujące. Z czasem w latach 90. doszły autologiczne przeszczepy szpiku kostnego i ostatnio pojawiły się nowe leki. Co jakiś czas dochodzi nowy lek do tej listy; zaczęło się od talidomidu, bortezomibu, lenalidomidu. Następnie był polamidomid, korfilzomib. Dzięki posiadaniu długiej listy nowych terapii możemy przedłużać życie pacjentom, ponieważ gdy okazuje się, że choroba jest oporna na dotychczas stosowany lek mniej więcej 1/3 pacjentów będzie mogła pozytywnie zareagować na nowy lek. I dzięki temu w ciągu ostatnich 10 lat mamy zupełnie inną sytuację w leczeniu szpiczaka mnogiego.
Proszę powiedzieć czy czescy pacjenci mają dostęp do tych leków? Jak wygląda dostępność do nowoczesnego leczenia onkologicznego w Czechach?
Rzeczywiście kwestia dostępności jest wyzwaniem, bo z jednej strony mamy postęp i poprawę w dziedzinie dostępnych sposobów leczenia, dostępnych teoretycznie, natomiast ciemną stroną całej tej sytuacji jest bardzo wysoki koszt. I to jest temat, który musimy sobie wszyscy wspólnie omówić w ramach Europy. W Czechach sytuacja jest względnie dobra i możemy powiedzieć, że po dopuszczeniu danego leku przez europejskiego regulatora w Czechach czekamy mniej niż rok na to, aby znalazł się na naszym rynku. W tym czasie dochodzi do dyskusji między Ministerstwem Zdrowia, regulatorem, ubezpieczycielem. Dyskusja dotyczy ceny, poziomu refundacji, a także pewnych ograniczeń dotyczących wskazań do stosowania. Ten ostatni temat jest akurat dość trudny, podstępny i z niego się absolutnie nie cieszę. Uważam, że jest on szkodliwy dla pacjentów. Natomiast mamy w tej chwili w Czechach dostęp do talidomidu, lenamidomidu i bortezomibu. Nowsze leki jeszcze nie zostały dopuszczone do stosowania przez europejskiego regulatora. Tak naprawdę trzeba jakiegoś czasu po tym, kiedy amerykański regulator dopuści leki, zawsze z opóźnieniem dochodzi do dopuszczenia do stosowania na terenie Europy.