Jak powinny wyglądać relacje lekarz-pacjent? O tym z ks. Arkadiuszem Nowakiem założycielem Instytutu Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej rozmawia Iwona Schymalla.
Jakie znaczenie w relacji pacjent - lekarz ma kontekst etyczny?
Myślę, że bardzo istotny, jeżeli mówimy o tym, aby pacjent poczuł się dobrze i bezpiecznie w sytuacji, w której stoi trochę na przegranej pozycji. Przegranej w sensie takim, że przychodzi do lekarza z obciążeniem, bo jest chory i będzie musiał zastosować się do tego, co mu lekarz zaleci. W związku z tym, bardzo ważne są wartości niewymagające zaangażowania finansowego, ale ludzkiej strony lekarza, pielęgniarki, ale też przedstawicieli pozostałych zawodów medycznych. Po prostu empatii. Bo potrzeba współodczuwania pozwala na to, że ktoś może się postawić na miejscu człowieka chorego. W tym przypadku lekarz czy pielęgniarka, którzy próbują odczuć jakie w danym momencie są potrzeby drugiej strony. Wrażliwość i umiejętność wysłuchania pacjenta są bardzo ważne. Równie ważne jest, by pacjent miał przynajmniej odczucie, że współdecyduje o tym, co się z nim będzie działo w najbliższym czasie, czyli od momentu pierwszej wizyty u lekarza, postawienia pierwszej diagnozy i podjęcia terapii. By pacjent miał wrażenie, że on aktywnie uczestniczy w tym procesie. Ale, żeby mógł aktywnie uczestniczyć w tym procesie, to musi zrozumieć co lekarz do niego mówi. Więc jest bardzo ważne, by lekarz mówił do pacjenta w sposób zrozumiały. Tu jest więc kilka czynników, ale moim zdaniem, podstawą jest empatia i wrażliwość.
Mówimy o intymnym spotkaniu lekarz – pacjent i o poszanowaniu godności człowieka. Z drugiej strony, jeśli popatrzymy systemowo na ochronę zdrowia w Polsce, to zobaczymy, że to poczucie godności nie zawsze można zachować – kolejki, brak dostępu do lekarzy, specjalistów. Jak z perspektywy Księdza wygląda dziś to zjawisko w Polsce?
W zasadzie niewiele się zmienia, pomimo tego, że w systemie proponuje się różne rozwiązania, które mają pozwolić pacjentowi czuć się lepiej, kiedy potrzebuje pomocy i mógł ją jak najszybciej uzyskać. Teoria teorią i zmiany prawne, to jedno. One muszą być, bo bez nich nie można wprowadzić w życie dobrych pomysłów, ale od pomysłu i zmiany prawnej do realnego wykonania pomysłu jest długa droga. Sam prowadząc duży podmiot leczniczy na Śląsku, jako przedstawiciel zakonu posługującego chorym, sam spotykam się z wieloma przypadkami oczekiwań pacjentów, które są inne od możliwości jakie możemy zaproponować. Pomimo tego, że nas trudno posądzić o to, że nie chcielibyśmy działać jak najlepiej i na korzyść pacjenta, to rozwiązania systemowe nam często to utrudniają. W humanizacji medycyny po prostu przeszkadzają nadmierne procedury. Im więcej procedur i absurdalnych często wymogów płatnika, który jest monopolistą i dyktuje warunki, z którymi nie da się dyskutować tylko trzeba je przyjmować, tym trudniej mówić o humanizacji medycyny. Owszem, kultura osobista, to żeby być uśmiechniętym i mówić do pacjenta językiem dla niego zrozumiałym, to jedno. Z drugiej strony trzeba mieć komfort pracy. Bo jeśli więcej czasu zajmuje wypełnianie różnych biurokratycznych obciążeń, to siłą rzeczy dla pacjenta ma się mniej czasu. To na pewno złożony problem i dobrze, że zaczynamy dyskusję o humanizacji medycyny, czy wręcz o jej dehumanizacji.