Medycyna pracy mogłaby pełnić o wiele ważniejszą rolę w systemie ochrony zdrowia. Ale prace nad przedefiniowaniem jej zadań, toczące się przy resorcie pracy, nie przynoszą na razie efektu.
W Polsce mamy 2,5 tys. lekarzy medycyny pracy. Dla części osób to jedyni lekarze, z którymi mają regularny kontakt. Mogliby zadbać o profilaktykę i prewencję ich zdrowia, np. zlecając kontrolne badania krwi, wypisywać recepty np. osobom chorym przewlekle, kierować do specjalistów czy szpitala, zamiast odsyłać do POZ – ponieważ pracownicy to osoby ubezpieczone. Ale tak się nie dzieje.
Dyskusję na temat zmian w zakresie ich zadań rozpoczęli Pracodawcy RP podczas debaty „Zdrowie w miejscu pracy – diagnoza i oczekiwane zmiany”. Wzięli w niej udział przedstawiciele resortów zdrowia, polityki społecznej, świadczeniodawców, pracodawców, lekarzy.
– Współczesna opieka nad pracownikami powinna zajmować się całkowitym zdrowiem pracownika, od problemów związanych z bezpośrednio wykonywaną pracą po sprawy niezwiązane z zagrożeniem zawodowym, ale mające ogromny wpływ na możliwość wykonywania pracy, jak obciążenie psychiczne, czynniki psychospołeczne, wszystko to, co wiąże się ze stresem – mówiła prof. Jolanta Walusiak-Skorupa z Instytutu Medycyny Pracy w Łodz. Jej zdaniem, lekarz medycyny pracy jest tym, który jako pierwszy może wskazać czynniki ryzyka, skierować na dodatkowe badania. – Nie powinno się to odbywać wyłącznie na koszt pracodawcy, ponieważ pracownicy mają ubezpieczenie w NFZ – dodaje profesor.
Zdaniem ordynatora Oddziału Kardiologii Centrum Medycznego Ostrobramska, prof. Jerzego Adamusa, lekarz medycyny pracy powinien spełniać taką rolę jak rodzinny: zbadać, zdiagnozować, ocenić, wysłać dalej do specjalisty, jeśli jest to potrzebne.
– Powinniśmy w zakładach pracy, zwłaszcza dużych, mieć szeroką reprezentację lekarzy rodzinnych, wdrażać szeroką profilaktykę – dodaje. Także Danuta Koradecka, dyrektor Centralnego Instytutu Ochrony Pracy, podkreślała, że profilaktyka jest ważniejsza niż leczenie. I muszą zdawać sobie z tego sprawę i pracodawcy, i pracownicy. Zdaniem ekspertów poza kwestiami prawnymi, ważne jest też podejście pracodawców. Jedni inwestują i chcą mieć lekarza na miejscu. Inni jak najtaniej chcą „odhaczyć” wymogi kodeksu pracy.
– Z badań wynika, że blisko dwie trzecie kieruje się głównie ceną, a 35 proc. jakością usług medycyny pracy – podkreśla J. Walusiak-Skorupa. Ponadto medycyna pracy utrzymywana jest wyłącznie z pieniędzy firm, a to może wpływać na niezależność lekarskich decyzji.
Neumann: potrzebne PPP
Wiceminister zdrowia Sławomir Neumann uważa, że profilaktyka w publicznej służbie zdrowia będzie przegrywała zawsze z medycyną naprawczą i trzeba szukać innych rozwiązań systemowych. Ustawa o zdrowiu publicznym i programy profilaktyczne, które mają być pod nią „podpięte” mają to ułatwić.
– Ani państwo, ani pracodawcy nie zapewnią samodzielnie zdrowia pracownikom. Potrzeba partnerstwa, takiego jakie działa w wielu krajach. Wszystkim nam się opłaca mieć zdrowych pracowników, którzy wytwarzają PKB, a zmiany demograficzne przyśpieszą dyskusję na ten temat – uważa wiceminister. Dodał, że trzeba pokazywać, że nakłady na zdrowie przynoszą oszczędności wynikające z mniejszej absencji w pracy, niższych wydatków na leczenie, rehabilitację oraz zyski w postaci wyższej produkcji.
Z badań Bupy (właściciela LUX MED-u) wynika, że 2/3 pracowników twierdzi, iż pracowałoby wydajniej, gdyby byli zdrowsi. Blisko połowa (45 proc.) oczekuje od firmy świadczeń z zakresu profilaktyki zdrowia psychicznego – to znacznie więcej niż w trzech innych badanych państwach. Zdrowie psychiczne uplasowało się wyżej niż np. choroby serca czy dieta.
Z kolei z raportu „Praca. Zdrowie. Ekonomia. Perspektywa 2009 – 2013” przygotowanego przez Medicover, wynika, że pracownicy z prywatnymi pakietami „dostają” o jedną trzecią krótsze zwolnienia lekarskie. Medicover chwali się, że u osób będących pod jego opieką, w przypadku nadciśnienia tętniczego koszt absencji i prezenteizmu na jednego pracownika w ciągu roku jest 5 razy niższy niż średnio w Polsce (odpowiednio 16 zł i 80 zł). W przypadku bólów kręgosłupa o 3,2 razy niższy (171 zł wobec 551 zł).
Krótsze kolejki dla wszystkich
Trudno nie zauważyć, że wzmocnienie medycyny pracy to „wyciągnięcie” z systemu kolejnych osób i skrócenie innym kolejek. Gdyby wszyscy posiadacze abonamentów i polis zdrowotnych wrócili teraz do systemu, byłaby katastrofa. Polisy i abonamenty ma kilka milionów Polaków.
Tocząca się dyskusja to świetny argument do powrotu prac nad systemem zachęt dla pracodawców. W badaniu Bupy mamy informację, że jedną z głównych barier objęcia pracowników opieką medyczną jest cena. I oczekują ulg podatkowych lub innych zachęt, które odciążą ich budżety.
W czasie prac nad ustawą o dodatkowych ubezpieczeniach zdrowotnych zastanawiano się nad ulgami w PIT lub finansowaniem polis z funduszu świadczeń pracowniczych. Ale prace nad ustawą zamrożono. Nie jest tajemnicą, że resort zdrowia chce wrócić do tych prac, ale musi mieć zielone światło „z góry”. Gdyby, powołując się na ideę polityki ponadresortowej, wykazał, że MF dając ulgę zaoszczędzi (m.in. wzrośnie PKB, spadną wydatki funduszu chorobowego ZUS, liczba hospitalizacji np. z powodu zbyt późnej diagnozy) to szansa na jakieś ustępstwo by była. Jeśli jesienne wybory parlamentarne nie wywrócą sceny politycznej do góry nogami.
Bez poprawy systemu opieki nad pracownikami legnie w gruzach cały system ubezpieczeń społecznych. W 2035 r. prawie co trzeci Polak będzie miał powyżej 65 lat, a w 2050 r. już co trzeci. Kluczową kwestią jest zatrzymanie ich na rynku pracy. Jednak, jak wskazują dane NATPOL 2011, blisko co czwarty Polak traci zdolność do pracy przed 65. rokiem życia.
Źródło: „Służba Zdrowia”