W Szpitalu w Tworkach pacjent zabił pacjenta. O tragedii Iwona Schymalla rozmawia z dyrektor szpitala Lidią Rudzką.
Pani dyrektor czy dzisiaj więcej wiadomo o przyczynach dramatycznego wydarzenia w państwa szpitalu?
Właściwie ta wiedza nie jest jakaś szersza. Wiadomo, że przyczyną była nagła agresja poważnie chorego pacjenta. Miałam np. informację, że absolutnie trudno było przewidzieć z przebiegu leczenia, że taki akt może wystąpić.
Czy były jakieś sygnały wcześniej, że ten pacjent jest szczególnie agresywny?
Nie było takich sygnałów. Prawdą jest, że miał taki moment agresywnego zachowania w kierunku innego pacjenta. Zachował się agresywnie, wtedy – z tego co wiem – został zastosowany przymus bezpośredni, podane stosowne leki i kiedy ustąpiło to jego wzmożone napięcie, był normalnie w oddziale hospitalizowany w pobliżu innych pacjentów.
Pani dyrektor, a czy w Pani szpitalu jest odpowiednia liczba personelu, odpowiednia do liczby pacjentów i to często właśnie trudnych pacjentów?
Ja uważam, że jest odpowiednia, że ta liczba jest zgodna z normami, które określa, jeśli chodzi o lekarzy umowa z Narodowym Funduszem Zdrowia, ale w przypadku pielęgniarek to określają inne normy. Tam gdzie tych norm nie udaje się dotrzymać są zlecane dodatkowe dyżury. W odniesieniu do takich uregulowań to te wymogi spełniamy. Natomiast oczywiście praca byłaby bezpieczniejsza gdybyśmy mogli zatrudniać większe grupy personelu. Myślę tutaj szczególnie o personelu pielęgniarskim czy o sanitariuszach, bo są to nieocenione dwie grupy poza personelem lekarskim. Oczywiście są dwa najważniejsze problemy: jeden – że na rynku trudno jest o te grupy zawodowe, szczególnie o pielęgniarki. A chcąc pozyskać pracownika trzeba też móc zaproponować odpowiednie warunki pracy, w tym też finansowe. Spełniając normy, mamy świadomość, że łatwiej by się pracowało, gdybyśmy mogli zatrudnienie zwiększyć.
Czy macie Państwo określone procedury w sytuacji, kiedy personel spotyka się z agresywnym pacjentem. Czy są procedury, które zna personel, znają wszyscy, którzy są w szpitalu zatrudnieni?
Mamy takie procedury. Te wszystkie procedury zostały jak gdyby odświeżone i dopracowane w ostatnim okresie. Przystąpiliśmy do projektu uzyskania akredytacji Centrum Akredytacji – w jednostce, która jest podległa Ministrowi Zdrowia. Kończymy proces przygotowania, przejrzenia i dokonania pełnego zbioru tych procedur. W tym miesiącu spodziewamy się wizyty akredytacyjnej. Dramat wydarzył się w momencie kiedy w zasadzie uważaliśmy, że wszystko zostało uporządkowane i opisane. Dodam że w chwili tego tragicznego zdarzenia zadziałały procedury, że w ciągu kilku minut w miejscu wypadku było kilkanaście osób, które zespołowo udzielały pomocy. Poza lekarzami to ratownicy, to sanitariusze, którzy musieli zająć się pacjentem, wykazującym agresję. Tak że tutaj sprawdziła się ciężka praca na procedurami w tym tragicznym momencie.
Pani dyrektor, czy uważa Pani, że tej sytuacji można było jakoś zapobiec?
Myślę, że personel pracuje rzetelnie, że doświadczony personel lekarski i pielęgniarski, który rozpoczął poranną pracę, nie zaniedbał niczego. To pacjent wszedł do sali, zamknął drzwi – nie do swojej sali, do sali swojej ofiary. Dopiero nieswoisty hałas spowodował, że pielęgniarka oddziałowa natychmiast otworzyła drzwi. Niestety spotkała już tego sprawcę, kiedy przyciskał do ziemi swoją ofiarę. Postura pacjenta- agresora – monstrualna, więc nawet momentalna reakcja pierwszych osób była utrudniona. Niestety on dokonał tego czynu działając sam, powiedział że tego nie pamięta, nie wie co się stało. Będą na pewno na tę okoliczność przeprowadzane stosowne badania. Być może dokonał tego aktu w zaniku świadomości.
Bardzo kryzysowa i trudna sytuacja pokazała, jak wszyscy się zintegrowali, natomiast też pokazała jak bardzo obciążająca jest ta praca i jak trudno nam było nawet wieczorem zebrać pełen zespół, żeby zabezpieczyć pracę szpitala i tego pacjenta, który jednak u nas pozostał. Ponieważ nie mogliśmy prawnie tego pacjenta skierować poza szpital.