Subskrybuj
Logo małe
Wyszukiwanie
„Służba Zdrowia”

Każda zaraza kiedyś się kończy

MedExpress Team

Martyna Tomczyk

Opublikowano 1 marca 2021 14:47

Każda zaraza kiedyś się kończy - Obrazek nagłówka
Thinkstock/GettyImages
Z dr Katarzyną Pękacką-Falkowską z Katedry i Zakładu Historii i Filozofii Nauk Medycznych Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu na temat historii epidemii w Polsce oraz sposobów ich zwalczania rozmawia Martyna Tomczyk.

Martyna Tomczyk: Epidemia SARS-CoV-2, która towarzyszy nam od roku nie jest pierwszą i z pewnością nie ostatnią. Jakie epidemie chorób zakaźnych występowały w Polsce w przeszłości?

Katarzyna Pękacka-Falkowska: Przez stulecia nie tylko Polska, ale i inne kraje kontynentu regularnie padały ofiarą epidemii chorób zakaźnych. Dżuma, zwana czarną śmiercią, morem albo pestilencją, ospa prawdziwa, rozmaite „zgniłe gorączki” – to tylko niektóre z długiej listy chorób nękających mieszkańców naszego kraju do końca XVIII w. W XIX stuleciu modelową chorobą epidemiczną na ziemiach polskich pod zaborami stała się cholera.

W latach 1918–1919 mieszkańców odrodzonej Rzeczypospolitej dziesiątkowała hiszpanka. Jeden z lekarzy walczących wówczas z epidemią, doktor Karol Rozenfeld-Rożkowski, z rozbrajającą szczerością opisywał, jak on i jego koledzy po fachu stawali do nierównej walki. „Zaskoczeni znienacka, staliśmy wszyscy bezradni w obliczu klęski, której ogromu ani zmniejszyć, ani nawet w przybliżeniu określić nie byliśmy w stanie”, mówił zrozpaczony. W trakcie II wojny światowej w Polsce szalały m.in. gruźlica, dur (wysypkowy i brzuszny) i czerwonka. Z kolei w latach 1948–1957 odnotowano gwałtowny wzrost zachorowań na błonicę, natomiast w latach 1951–1963 trwała epidemia polio.

Podsumowując, niemal 500 lat temu w wydanej w Krakowie niewielkiej książeczce Rurale iudicium, to jest ludycje wieśne na rok 1544 jej autor, niejaki Maciej Zajcowic, napisał, że zarazy będą powracały nieustannie. I rzeczywiście, do wynalezienia i upowszechnienia szczepień ochronnych, a potem odkrycia chemioterapeutyków i antybiotyków nasz świat był regularnie nękany epidemiami. Niemniej trzeba także zaznaczyć, że każda epoka historyczna miała swoją zarazę par excellence.

M.T.: Epidemie, które Pani wymieniła, występowały tylko w Polsce czy także w innych krajach?

K.P.F.: Kiedy na jakimś sąsiadującym z Polską terytorium albo obszarze, który utrzymywał z naszym krajem bezpośrednie kontakty – czy to handlowe, czy to np. związane z prowadzeniem wojny – pojawiała się epidemia jakiejś choroby zakaźnej, zaraza trafiała także do nas. Na przykład w 1528 r. na statkach handlowych z Londynu, Amsterdamu albo Hamburga przypłynęły do Gdańska „angielskie poty”. Nie wiadomo jednak, co kryło się pod tą nazwą. Pierwszy w Polsce przypadek syfilisu odnotowano w 1495 r. w Krakowie, zaledwie dwa lata po powrocie Kolumba z pierwszej wyprawy do Nowego Świata. Pacjentem zero miała być żona jednego ze służących burgrabiego zamku wawelskiego, która zaraziła się tą chorobą podczas pielgrzymki do Rzymu. Epidemia czarnej śmierci, która pustoszyła ziemie Korony w pierwszej dekadzie XVIII w., gdy toczono III wojnę północną, rozpoczęła się w Pińczowie wśród żołnierzy szwedzkich. Zaraza w kolejnych latach została rozwleczona przez kupców, uciekinierów i wrogie armie nie tylko po całej Rzeczypospolitej. Niebawem trafiła także na Łotwę, do Estonii, Danii i na terytorium północnych Niemiec. Takich przykładów przenoszenia się epidemii chorób zakaźnych z jednych krajów do drugich można wymienić dużo więcej.

M.T.: Jak długo trwały te epidemie?

K.P.F.: W danym mieście od kilku tygodni, jak w przypadku „potów angielskich” czy „zgniłych gorączek”, do nawet kilkunastu lub kilkudziesięciu miesięcy, jak zdarzało się w sytuacji wybuchu epidemii czarnej śmierci. Na przykład epidemia dżumy, która wybuchła w Toruniu późnym latem 1708 r. uderzała falami i ostatecznie wygasła w tym mieście dopiero w połowie 1711 r.

M.T.: Czy obserwuje się jakieś znaczące różnice między epidemiami w Polsce i w innych krajach?

K.P.F.: W samej Europie? Nie sądzę. Ale w przypadku dawnych krajów kolonialnych, takich jak Wielka Brytania czy Francja, trzeba pamiętać o epidemiach chorób zakaźnych szalejących na terytoriach zamorskich i o sposobach zwalczania takich chorób wśród tamtejszej ludności.

M.T.: Być może obserwuje się zatem jakieś różnice w występowaniu epidemii pomiędzy regionami w Polsce?

K.P.F.: Przez wieki najbardziej narażone na nawroty epidemii chorób zakaźnych były najlepiej usieciowione regiony dawnej Polski, gdyż zarazy przywlekali tam przemierzający kontynent kupcy albo inni podróżujący. Na przykład średniowieczna czarna śmierć do znajdującego się pod władzą Krzyżaków Gdańska „przypłynęła” na pokładach statków handlowych związku hanzeatyckiego, do Torunia „przyjechała” z kolei w wozach kupców z Frankonii i Westfalii. Dopiero stamtąd „ruszyła” w górę Wisły. Z kolei w czasach wczesnonowożytnych dżuma pojawiała się zazwyczaj najpierw na południowo-wschodnich rubieżach kraju.

M.T.: Epidemie na ternie Polski pojawiały się niespodziewanie?

K.P.F.: O tym, że zaraza zbliża się do danego terytorium wiedziano zazwyczaj z wyprzedzeniem. Działo się tak dzięki wymianie informacji: zarówno oficjalnych, jak i nieoficjalnych. Między miastami krążyły liczne listy – prywatne i urzędowe – gazetki rękopiśmienne oraz różne opowieści przekazywane ustnie.

M.T.: Czy można powiedzieć, która z tych epidemii była najgroźniejsza w Polsce?

K.P.F.: W czasach wczesnonowożytnych chorobą zakaźną, która zbierała największe żniwo śmierci, była z pewnością dżuma; w XVIII w. – ospa prawdziwa; natomiast w wieku XIX – cholera. Nie można jednak zapominać o gruźlicy, tyfusie, hiszpance. W różnych wiekach na różnych obszarach naszego kraju palmę pierwszeństwa dzierżyły różne choroby.

M.T.: Czy coś wiadomo na temat sposobów zwalczania tych epidemii?

K.P.F.: Kiedy wybuchła epidemia SARS-CoV-2 w mediach zaczęto mówić coraz więcej o tzw. non-pharmaceutical interventions (NPI). Izolacja, kwarantanna, ograniczenia w przemieszczaniu ludności, lockdown gospodarki, zamknięcie granic – to tylko niektóre ze środków zapobiegania pojawianiu się epidemii chorób zakaźnych i walki z nimi, które znano od stuleci i które wiążą się przede wszystkim z historią dżumy.

M.T.: Kto dokładnie wydawał takie nakazy i zakazy w przeszłości w naszym kraju?

K.P.F.: W czasach wczesnonowożytnych były to najczęściej władze miejskie. Regularne służby przeciwepidemiczne wykształciły się bowiem przede wszystkim w wielkich miastach Prus Królewskich – Gdańsku, Toruniu i Elblągu – które to miasta przejmowały w tej materii rozwiązania stosowane w miastach Rzeszy. W tym czasie to właśnie na barki magistratów spadał cały ciężar walki z epidemiami, natomiast finansowanie tej walki w dużym stopniu zależało od ofiarności lokalnej ludności. Zaczęło zmieniać się to dopiero w ostatnich dekadach istnienia Rzeczypospolitej Polsko-Litewskiej. Rzeczywista centralizacja walki z epidemiami chorób zakaźnych w Polsce to jednak wiek XIX i lata zaborów.

M.T.: A jak było we wcześniejszej epoce?

K.P.F.: Kiedy w XVII–XVIII w. do danego miasta docierały informacje o szalejącej gdzieś zarazie, magistrat nakazywał ostrożność w kontaktach z podejrzanymi okolicami oraz, jeśli takie podejrzane miejsce utrzymywało z owym miastem kontakty handlowe, zaczynał publikować rozmaite zarządzenia. Z kolei władze kościelne kolportowały specjalne druki z modlitwami o oddalenie morowego powietrza. Żeby zaznajomić jak największą liczbę mieszkańców z postanowieniami władz miejskich, zarządzenia przeciwepidemiczne ogłaszano ustnie z ambon, odczytywano je w gospodach, na placach i na ulicach oraz przybijano je do drzwi kościołów i do bram wjazdowych do miasta – nie było przecież wtedy ani radia, ani telewizji, ani Internetu. Powoli zamykano także bramy miejskie i obsadzano je specjalnymi strażnikami tzw. bronnymi. Starano się bowiem kontrolować przepływ ludności. Ludzie, którzy chcieli opuścić miasto, otrzymywali od rajców specjalne opieczętowane paszporty zdrowia. Z kolei osoby przyjezdne, zaopatrzone rzecz jasna w analogiczne dokumenty, poddawano kwarantannie w specjalnych budach kilka mil od miasta. Kwarantanna obejmowała także wiezione przez kupców towary, przede wszystkim wełnę, pierze, skóry i rzeczy używane. Natomiast osoby, które nie miały wymaganych dokumentów przepędzano siłą i grożono im śmiercią, jeżeli wrócą.

Miejscowej ludności zakazywano udzielania noclegu ludziom spoza miasta: kupcom, podróżnym i członkom własnych rodzin. Wprowadzano liczne ograniczenia w miejskim handlu: ograniczano liczbę dni targowych, zamykano wyszynki, ławy mięsne i chlebowe. Miasto usiłowało także rozwiązać problemy sanitarne, toteż rozpoczynało się sprzątanie ulic i likwidowanie nielegalnych wysypisk śmieci. Starano się także wybić bezpańskie zwierzęta błąkające się po ulicach.

M.T.: A kiedy zaraza wkroczyła już do miasta?

K.P.F.: Kiedy zaraza wkraczała do miasta, wszystkie wcześniejsze zakazy zaostrzano i wprowadzano kolejne. Całkowicie zawieszano handel i rzemiosło, zamykano szkoły, gospody, niektóre kościoły i inne miejsca kultu religijnego. Zakazywano wszelkich zgromadzeń publicznych, co dotyczyło także spotkań organizacji cechowych. Zaczynano wreszcie organizować specjalne służby przeciwdżumowe. Między innymi zatrudniano lekarzy i balwierzy dżumowych, pastorów „czasu powietrza”, specjalnych strażników, grabarzy itd. Organizowano również miejsca izolacji chorych. Najbiedniejszych izolowano w specjalnych szpitalach miejskich, tzw. lazaretach oraz stawianych ad hoc budach w polu. Z kolei zadżumionych ludzi zamożnych wraz z najbliższymi zamykano na wiele tygodni w ich prywatnych domach, a domy te oznaczano w określony sposób, aby każdy mógł zobaczyć, iż przebywają w nich chorzy.

M.T.: Czy wiadomo coś na temat nastrojów społecznych panujących podczas epidemii? Jak nasze społeczeństwo odbierało epidemię?

K.P.F.: Przed odkryciem bakterii i powstaniem bakteryjnej teorii chorób istniało wiele koncepcji tłumaczących, skąd biorą się zarazy. W koncepcji teurgicznej epidemia była każdorazowo karą za grzechy indywidualne lub zbiorowe. Stąd towarzysząca zarazom intensyfikacja praktyk religijnych, niechęć wobec innowierców, pojawianie się nowych ruchów religijnych itd. Ludzie uważali, że zarazy będą z nami zawsze, ponieważ wypływa to z ludzkiej grzesznej natury – i niewiele można z tym zrobić.

W koncepcji astrologicznej za pojawienie się epidemii odpowiadały zmiany w świecie astralnym oraz zaburzenia w świecie przyrodniczym. Tych nie można było skontrolować inaczej niż dzięki interwencji boskiej, a Bóg nie zawsze miał ochotę przestać karać swoje dzieci; dlatego tak chętnie szukano „winnych” wśród swoich. Podczas epidemii kozłami ofiarnymi zostawali najczęściej ludzie zatrudniani w służbach przeciwepidemicznych, mający kontakt z chorymi i zmarłymi. W Polsce w XVIII w. odbyły się co najmniej trzy procesy pokazowe tzw. mazaczy dżumowych. Niemniej kozłami ofiarnymi zostawali także Żydzi oraz ludzie wykonujący brudne rzemiosła. Polowano też wtedy na czarownice.

Ponadto aż do początku XIX w. wierzono w miazmaty – twierdzono, że choroby powstają z miazmy, zatrutych wyziewów parującej ziemi. Dlatego podczas epidemii chorób zakaźnych niekiedy wpadano w „szał sprzątania” i starano się uprzątać miasta z zalegających w nich nieczystości. Czyszczono rynsztoki, studnie i fosy; zakazywano wyrzucania śmieci na ulice, wylewania przez okno wody po solonych rybach itd.
Z kolei w myśl koncepcji kontagionistycznej, która czynnikiem odpowiedzialnym za powstawanie zarazy czyniła jej „nasiona” przenoszone m.in. na przedmiotach, ograniczano przewóz i sprzedaż niektórych towarów. Palono wiezioną przez kupców wełnę, płótno lniane, pierze, starą pościel.

Podsumowując, przez stulecia epidemie traktowano jako dopust boży, z którym trzeba sobie jakoś radzić. Doświadczenie uczyło bowiem, że każda zaraza kiedyś się kończy.

M.T.: Wspomniała Pani wcześniej, że podczas epidemii zabijano zwierzęta. Dlaczego?

K.P.F.: Odnośnie do zwierząt, uważano, że te mogą nie tyle przenosić choroby, co rozwlekać śmieci i dekompletować świeżo pogrzebane zwłoki. Dlatego w miastach zabijano przede wszystkim bezpańskie psy oraz biegający bez kontroli inwentarz gospodarski, głównie świnie.

M.T.: Jak wyglądały pochówki zmarłych z powodu choroby zakaźnej podczas epidemii?

K.P.F.: W przypadku ofiar epidemii dżumy taki pogrzeb musiał odbyć się w ciągu doby od zgonu chorego. Ciała grzebano zazwyczaj bez trumny w masowych grobach – początkowo na cmentarzach przedmiejskich, a gdy wyczerpywało się tam miejsce, zakładano specjalne cmentarze morowe w szczerym polu. Wraz z nasileniem się zgonów pochówkom przestawały towarzyszyć ceremonie religijne, już wcześniej zredukowane do niezbędnego minimum. Jama grobowa miała głębokość odpowiadającą wzrostowi dorosłego człowieka. Świeże zwłoki posypywano niegaszonym wapnem i deponowano w grobie jedne na drugich. Następnie jamę grobową zaciągano plandeką. Czekano aż grób wypełni się kilkoma warstwami trucheł i dopiero wtedy zasypywano je ziemią.
Problemy logistyczne pojawiały się przy tym w trakcie srogich mrozów. Wówczas ciała zrzucano na stos w jakiejś ustronnej części miasta i czekano, aż mróz puści, żeby wykopać nową jamę grobową. Rzadko kiedy przygotowywano bowiem jamy grobowe na zapas. Wiek XIX i epidemie cholery nie przyniosły w zasadzie nic nowego w kwestii pogrzebów ofiar zarazy.

M.T.: Czy coś wiadomo na temat zachowań w Polsce po zakończeniu epidemii? Czy była to zupełnie „nowa rzeczywistość”, czy raczej wszystko było tak jak wcześniej?

K.P.F.: Po zakończeniu każdej epidemii świat starał się szybko wrócić do normalności: dzięki migracjom odbudowywano potencjał demograficzny danego regionu, następnie starano się odbudować potencjał gospodarczy. Wdowy i wdowcy wchodzili w nowe związki małżeńskie, do miasta przybywali nowi rzemieślnicy. Zatrudnieni w służbach przeciwepidemicznych ludzie niewpisani do prawa miejskiego uzyskiwali obywatelstwo, co wielokrotnie dotyczyło czeladników chirurgicznych. Życie toczyło się dalej.


Źródło: „Służba Zdrowia” 2/2021

Tematy

epidemie / pandemia

Szukaj nowych pracowników

Dodaj ogłoszenie już za 4 zł dziennie*.

* 4 zł netto dziennie. Minimalny okres ekspozycji ogłoszenia to 30 dni.

Zobacz także

iStock-1022885722
„Służba Zdrowia”

Kiedyś będziemy zaskoczeni tym, jak leczyliśmy

17 października 2023
iStock-688480164

Zmierzch bezkarności

24 września 2019
iStock-867848454

Zagadka LGBT

13 listopada 2019
synergo
19 lutego 2021
Grazyna-Wojcik
„Służba Zdrowia”

Pielęgniarka polska w XXI wieku

4 czerwca 2021
IMG-20210601-WA0014
„Służba Zdrowia”

Jak z niepiśmiennego Pigmeja zrobić ratownika?

20 sierpnia 2021
jodek-potasuxx
„Służba Zdrowia”

Jodek potasu ma sens tylko w odpowiednim czasie

14 października 2022