Od debaty upłynęło już kilka tygodni, Narodowy Program Szczepień przeciw COVID-19 ruszył. Na początku lutego przekroczyliśmy 1,5 miliona wykonanych szczepień, a ponad 300 tysięcy osób zostało zaszczepionych już dwiema dawkami. Choć na przestrzeni tego czasu wyraźnie wzrosła gotowość Polaków do zaszczepienia się przeciw COVID-19 (o przyczynach i okolicznościach szerzej piszemy w ramce obok), problemy poruszane w trakcie debaty nie straciły na aktualności. Co więcej – część wątków wręcz już zdążyła potwierdzić praktyka. Nie zmienił się też podstawowy problem: mimo wzrostu postaw „proszczepiennych” propaganda antyszczepionkowa cały czas przybiera na sile. I nie chodzi bynajmniej wyłącznie o szczepienia przeciw COVID-19. Dość powiedzieć, że w 2020 roku NIZP-PZH tylko do 31 października zanotował ponad 50 tysięcy odmów szczepień obowiązkowych dzieci i młodzieży, gdy przez cały 2019 rok było to nieco ponad 48 tysięcy. Jak zmienić tę sytuację? Jak wyhamować, a może wręcz odwrócić niepokojący trend?
– Potrzebna jest przede wszystkim bardzo rzetelna i bardzo spokojna akcja informacyjna, bo szczepienia nie cieszą się dużym zaufaniem. Trzeba pamiętać, że Polaków charakteryzuje brak zaufania do właściwie każdej instytucji państwowej, publicznej. W przypadku szczepień przeciw COVID-19 dochodzi jeszcze lęk przed nieznanym. Ponieważ szczepionki są nowe, ten lęk może być skutecznie podsycany – tłumaczył prof. Adam Antczak. – Trzeba rzeczowo i spokojnie informować, przede wszystkim o tym, że choć badania nad szczepionkami były prowadzone szybko, wszystkie elementy badań klinicznych zostały bardzo starannie wykonane i nie musimy się bać jakiejś niedoróbki.
Ekspert, od lat promujący szczepienia przeciw grypie, podkreślał jednocześnie, że w tym przekazie zachęcającym do szczepień nie można ukrywać, że szczepionki – jak każdy lek – mają objawy niepożądane. – One mogą się zdarzać, choć są rzadkie. Na przykład anafilaksja, jako pojęcie szersze niż wstrząs anafilaktyczny, występuje w jednym na ponad 1,3 mln przypadków szczepień.
Prof. Marcin Czech, były wiceminister zdrowia, zwracał uwagę, że od kilku lat instytucje rządowe zmieniają sposób komunikacji w sprawie szczepień. Przykłady? Szczepienie ministra zdrowia Konstantego Radziwiłła i ministra Jarosława Pinkasa, a także marszałka senatu Stanisława Karczewskiego przed kamerami, które wręcz uruchomiło modę na dokumentowanie szczepień (wcześniej przeciw grypie, teraz również przeciw COVID-19) i publikowanie zdjęć w mediach społecznościowych przez osoby publiczne, a także pracowników ochrony zdrowia. Większy nacisk był również położony na komunikację za pośrednictwem Internetu, przez stronę internetową Państwowej Inspekcji Sanitarnej i jej media społecznościowe. Ale czy to wystarczy? – Nie wiem, czy my w dobrym gronie rozmawiamy o komunikacji dotyczącej szczepień, skoro Polska pod względem gotowości do szczepień zajmuje przedostatnie miejsce w Europie, wyprzedzając tylko Rosję (badania z grudnia 2020 roku). Być może inne kanały komunikacyjne powinny grać rolę większą niż klasyczne, których my używamy. Może o szczepieniach powinni mówić celebryci, którzy byli chorzy, liderzy młodzieży, tzw. gwiazdy, które spotkało nieszczęście, bo ktoś w ich rodzinie zmarł z powodu choroby zakaźnej – zastanawiał się. – Powinniśmy wyjść z enklawy, w której rozmawia się merytorycznie, w której liczy się spokojna argumentacja, by w ogóle mieć szansę trafić do tych, którzy komunikują się w sposób dla nas niezrozumiały i wręcz niewyobrażalny. Nastolatek, który chce napisać, że się zgadza, nie pisze OK, tylko stosuje skrót: K – podawał przykład swojego syna.
Prof. Ernest Kuchar zwracał z kolei uwagę na problem nastawienia części środowiska lekarskiego wobec szczepień. – Mam podstawy przypuszczać, że to lekarze są hamulcem szczepień. Często od pacjentów słyszę, że im taki czy inny lekarz powiedział, żeby lepiej się nie szczepić. Niski odsetek lekarzy, którzy szczepią się w Polsce na grypę, chyba najlepiej świadczy, że z nastawieniem do szczepień nie jest najlepiej – mówił. – Robiliśmy badania wśród studentów pierwszego roku medycyny i oni byli przekonani do szczepień. Natomiast studenci szóstego roku już nie. Oczywiście to jedno tylko badanie ankietowe na kilkuset studentach, więc byłbym ostrożny z uogólnianiem, ale coś w tym musi być. Podejrzewam, że ci studenci przechodzą przez różne kliniki specjalistyczne, a tam neurolodzy mówią: hm, nie wiadomo, różnie mówią, potem są autoagresje itd. I student wychodzi z uczelni z ostrożnym nastawieniem do szczepień ochronnych – tłumaczył. Zdaniem eksperta część lekarzy na szczepienia patrzy również jak na potencjalne ryzyko kłopotów, jeśli pojawią się poważne odczyny poszczepienne. – Musimy przebudować system, bo obecny w ogóle nie sprzyja działaniom profilaktycznym – podsumował.
– W gronie pielęgniarek od dawna dyskutujemy o tym, że brakuje w Polsce akcji piarowskiej propagującej szczepienia – przyznała Zofia Małas, prezes Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych. To powoduje, że choć duża część społeczeństwa już uświadomiła sobie, jak duże znaczenie ma zdrowy styl życia, dieta czy aktywność fizyczna, rola szczepień dla życia w zdrowiu ciągle nie jest doceniana. – Dlatego tak niska jest wyszczepialność przeciw grypie. W tym sezonie wskaźniki pewnie trochę wzrosną, bo chętnych było więcej niż zwykle, ale cały czas na tym polu jest bardzo wiele do zrobienia, i to przez fachowców od PR, a nie przez medyków. Profesjonaliści medyczni mogą i powinni rozwiewać medyczne wątpliwości, ale nie jest naszą rolą robienie akcji propagujących szczepienia.
Prof. Marcin Czech stwierdził, że w akcje promocji szczepień ochronnych powinno się angażować zarówno Ministerstwo Zdrowia, jak i Narodowy Fundusz Zdrowia, ale również pracodawcy – w pierwszej kolejności pracodawcy ochrony zdrowia, uczelnie wyższe, apteki. – Może trzeba również przemawiać do emocji. Może powinniśmy bardziej odwoływać się do obaw, uświadamiając, czym grozi brak szczepień. Choćby obecne statystyki pokazują, że umiera nas dużo więcej niż rok wcześniej, właśnie przez chorobę zakaźną, którą jest COVID-19. Może trzeba pokazać powikłania po grypie – ludzi z niewydolnymi sercami, czekających na przeszczep. Lista jest długa. Myślę, że trzeba by po prostu zbudować silną koalicję i różnymi drogami edukować społeczeństwo.
– Będę mniej dyplomatyczny. Poza kilkoma organizacjami czy kilkudziesięcioma osobami, nikt nie traktuje tematu szczepień poważnie, a na pewno nie traktował do momentu wybuchu pandemii COVID-19. W tej chwili temat szczepień stał się tematem numer jeden, czyli dokładnie takim, jakim powinien być już od długiego czasu. Cały świat debatuje, Komisja Europejska się pochyla nad tematem antybiotykooporności, tematem poziomu wyszczepialności. Od lat! U nas te tematy były traktowane do tej pory po macoszemu – oceniał Michał Byliniak, wiceprezes Naczelnej Rady Aptekarskiej. W jego ocenie podjęte w ostatnim czasie decyzje – jak choćby objęcie 50-proc. refundacją szczepionek przeciw grypie dla osób 65+, czy w tym sezonie 100-proc. refundacja dla osób 75+ to kroki we właściwą stronę, ale niewystarczające. Zwrócił również uwagę, że brakuje podstawowych mierników, do których można byłoby się odwoływać – choćby tego, że nie wiemy, ile tak naprawdę osób w tym sezonie zaszczepiło się przeciw grypie. – Jeżeli próbujemy zdobyć dane z NFZ o liczbie szczepień wykonanych, nie uda się. Jednocześnie część danych z PZH nie pokrywa się z rzeczywistością – wyliczał problemy. Jego zdaniem nawet jeśli mielibyśmy dobry pomysł, jak zaangażować do promocji szczepień np. celebrytów, i tak trzeba oprzeć się na fundamencie, którym są osoby merytorycznie przygotowane do edukacji związanej ze szczepionkami. – Nie może być tak, że ktoś ze średnim wykształceniem opowiada nam o zaletach szczepionki, a ktoś z podstawowym to neguje. Bo to wtedy dyskusja rodem z bazaru, a nie z EBM – podkreślał.
Mówił również o rozwiązaniach systemowych, które pozwoliłyby w stosunkowo prosty sposób ułatwiać podejmowanie decyzji pozytywnych odnośnie do szczepień: przypomnienia esemesowe czy mailowe. – W Belgii, kiedy pacjent z odpowiednim PESEL-em przychodzi do apteki, pojawia się przypomnienie np. o szczepieniu. W Belgii się nie szczepi w aptekach, ale się w nich informuje o szczepieniach – podawał kolejny przykład.
Zdaniem Michała Byliniaka w kolejnym sezonie znów możemy mieć problem ze szczepieniem przeciw grypie. Początkowy pęd do szczepionek, notowany od września do listopada, zakończył się frustracją dziesiątków, jeśli nie setek tysięcy osób, które nie były w stanie kupić szczepionek w aptekach. – Te osoby zaczną się w kolejnym roku zastanawiać, czy warto się szczepić, bo i tak szczepionek może nie być. A jednocześnie jeśli wyszczepialność nie będzie rosła, to firmy nie będą dawać więcej opakowań na nasz rynek, bo im się to wszystko zutylizuje – przypominał.
Eksperci zgodzili się, że pandemia COVID-19 powinna przynieść refleksję nad całym kalendarzem szczepień. – Trzeba myśleć o szczepieniach osób starszych. Polskie społeczeństwo się starzeje i już czas, by narodowy program szczepień nie kończył się w 19. roku życia, ale był kontynuowany – podkreślał prof. Ernest Kuchar. Jego zdaniem zbliża się też konieczność podjęcia decyzji dotyczącej finansowania szczepionek skojarzonych. – Dla większości rodziców liczy się przede wszystkim liczba wkłuć. Biorąc pod uwagę potrzebę rozszerzenia kalendarza szczepień, jedynym sposobem zminimalizowania wkłuć jest wprowadzenie szczepionek skojarzonych – mówił, akcentując również konieczność zwrócenia większej uwagi na grupy ryzyka, jeśli chodzi o dostępność do części szczepień. – Warto też przemyśleć likwidację niektórych absurdalnych barier. Szczepienia są wręcz przesadnie regulowane. Choćby przez to, że nie wszyscy lekarze mogą kwalifikować do szczepień, że wymagany jest specjalny kurs. Że pielęgniarki z tytułem magistra i wieloletnim doświadczeniem nie mogą kwalifikować do szczepień. Nie można wszystkich szczepień traktować jednakowo. Kryteria, kto może szczepienie podać i w jakich warunkach, muszą być zróżnicowane. W tej chwili, zgodnie ze stanem prawnym, nie można pacjenta zaszczepić w domu! Ma być zaszczepiony w zakładzie opieki zdrowotnej, w punkcie szczepień. Trzeba więc zlikwidować przeszkody administracyjne, które przez lata narosły, i zróżnicować kalendarz szczepień – tłumaczył.
Ekspert zwrócił też uwagę, że od lat tłumaczono, że co prawda rozszerzanie kalendarza szczepień ochronnych byłoby ważne i zasadne, ale brakuje pieniędzy. – Teraz widzimy, że w ciągu trzech miesięcy można na nie wydać trzy miliardy złotych. Jeśli nie było pieniędzy na wprowadzanie nowych szczepień, to raczej dlatego, że wszyscy w Polsce, łącznie z decydentami, znaczenia szczepień nie doceniają – podsumował.
Temat uprawnień pielęgniarek do kwalifikacji podniosła również Zofia Małas, przypominając że już cztery lata temu samorząd pielęgniarek i położnych złożył projekt zmian w przepisach, które umożliwiłyby pielęgniarkom dokonywanie kwalifikacji do szczepień osób dorosłych. – Chodzi o szczepienia przeciwko grypie, pneumokokom, meningokokom, krztuścowi. Projekt leży w szufladzie. Było kilka konferencji, powtarzaliśmy, że środowisko jest gotowe do kwalifikowania do szczepień. Mamy kompetencje do badania fizykalnego, w którym kluczowy jest przecież wywiad. Jeżeli z wywiadu wynika, że pacjent ma wiele chorób, a pielęgniarka ma wątpliwości, to skieruje takiego pacjenta do lekarza celem konsultacji. Jednak w 90 procentach nasza populacja to zdrowe osoby dorosłe, które nie mają większego ryzyka w zakwalifikowaniu do szczepień. I na pewno pielęgniarka, jako osoba przygotowana, może taką kwalifikację zrobić – podkreślała prezes samorządu pielęgniarskiego.
– Nie ma żadnego uzasadnienia, by kwalifikacja do szczepień podstawowych była wykonywana tylko przez lekarza. To marnowanie zasobów ludzkich. Taką kwalifikację i szczepienie może spokojnie przeprowadzić pielęgniarka i wręcz powinno być to w zakresie jej kompetencji. Kwalifikacja do szczepień przez lekarza powinna być zarezerwowana wyłącznie do sytuacji wątpliwych – wtórował prof. Antczak, który postulował nie tylko oddanie kwalifikacji do szczepień pielęgniarkom, ale również dopuszczenie do tego zadania farmaceutów. – Mamy ich prawie 30 tysięcy. Również oni mogliby dokonywać kwalifikacji do szczepień osób dorosłych – podkreślał, wskazując zarówno szczepienia przeciw grypie, jak i szczepienia przeciw COVID-19. – Dwie dawki, miliony ludzi do szczepienia. I mają do niego kwalifikować tylko lekarze? Kiedy jedynym przeciwwskazaniem jest choroba gorączkowa, czyli wystarczy pacjentowi zmierzyć temperaturę albo zapytać, jaką miał rano temperaturę i go zaszczepić – mówił ekspert. – Nie ma żadnych przesłanek obiektywnych, które stałyby przeciw włączaniu pielęgniarek i farmaceutów do kwalifikowania na szczepienie – zgadzał się Michał Byliniak, stwierdzając, że utrzymywanie status quo w sprawie kompetencji związanych z kwalifikacją i wykonywaniem szczepienia to wynik oporu ze strony środowiska lekarskiego, oddziałującego silnie na Ministerstwo Zdrowia.
Istotną rolę w zmianach dotyczących szczepień ochronnych będzie, zdaniem specjalistów, odgrywać Fundusz Kompensacyjny. – To jest rodzaj zabezpieczenia, potrzebny zarówno osobom szczepiącym, jak i tym, które są szczepione – mówił prof. Antczak, podkreślając jednocześnie, że poważne zdarzenia po szczepieniach zdarzają się incydentalnie.
Projekt ustawy o Funduszu Kompensacyjnym został przygotowany przez Ministerstwo Zdrowia i poddany wstępnym konsultacjom publicznym, jednak do początku lutego nie trafił jeszcze do Rządowego Centrum Legislacyjnego i ścieżka legislacyjna jeszcze się nie rozpoczęła.
Więcej: https://www.ioz.org.pl/dobre-praktyki-w-szczepieniach
Śledź nas na kanałach social media: