W placówkach POZ pomoc otrzymało ponad 235 tys. uchodźców, w AOS – ponad 74 tys. Hospitalizowano nieco ponad 40 tys. osób, a uchodźczynie urodziły w tym czasie 4,3 tys. dzieci.
Suche dane niewiele mówią, ale można domniemywać, że skala korzystania z systemu ochrony zdrowia przez uchodźców nie jest czymś, czym rząd chciałby (mógłby) się przesadnie chwalić, bo gdyby było odwrotnie, niewątpliwie przedstawienie takich danych odbyłoby się z należytą atencją, na tle flag i w świetle jupiterów, a nie, w sumie – pokątnie, w odpowiedziach na pytania mniej lub bardziej dociekliwych mediów.
O tym, że dane przedstawiają się raczej skromnie, świadczą choćby wydane środki – w pierwszych tygodniach pełnoskalowej wojny w Ukrainie minister zdrowia Adam Niedzielski wielokrotnie powtarzał, że dostęp do świadczeń zdrowotnych dla uchodźców, niemal identyczny z tym, jakim cieszą się polscy obywatele, to koszt 300 mln zł miesięcznie na każdy milion uchodźców. A ponieważ ze statystyk wynika, że liczba ta jest bardzo zmienna, ale można przyjąć, że co najmniej od wakacji uchodźców przebywających w Polsce na stałe (czy też na dłużej) jest między milionem a dwoma milionami, pół miliarda złotych wydane w ciągu dziesięciu miesięcy to kwota niewspółmiernie niska wobec ministerialnych szacunków. Które, notabene, wydawały się mocno zawyżone – być może na potrzeby nacisków na Komisję Europejską, bo warto pamiętać, że późną wiosną i latem Polska mocno wiązała fakt swojego zaangażowania i finansowego obciążenia pomocą dla uchodźców z Ukrainy, również w wymiarze zdrowotnym, z negocjacjami na temat możliwości odstąpienia od płatności za szczepionki przeciw COVID-19.
Biorąc pod uwagę profil demograficzny uchodźców – są to głównie młode kobiety z dziećmi, w dużej części z dziećmi małymi oraz stosunkowo nieliczna grupa seniorów – można byłoby zakładać, że korzystanie z systemu opieki zdrowotnej będzie dużo bardziej intensywne. Nie jest, bo (...)
Cały artykuł dostępny jest bezpłatnie TUTAJ.