Ostatnio zrefundowano wiele nowych terapii w raku piersi. Czego nam jeszcze brakuje, żeby faktycznie dopełnić standardów europejskich?
Myślę, że brakuje nam trzech rzeczy: wiedzy, pieniędzy, organizacji (bo organizacja też jest leczeniem). I to właśnie organizacji w tej chwili brakuje nam najbardziej. Jeśli chodzi o leki, to oczywiście zawsze można znaleźć takie, które są nierefundowane lub dostępne w ograniczony sposób. Jest zbyt dużo biurokracji związanej z programami lekowymi, które muszą być sprawozdawane w odrębny sposób, co angażuje nadmiernie cały zespół lekarzy, asystentów lekarzy i sekretarki. I myślę, że też brakuje nam tego, co podczas konferencji zarysował minister Sławomir Gadomski, czyli narodowej strategii, która powinna być stabilna przynajmniej na 10 lat, powinna mieć stabilne finansowanie i być odporna na przedwczesne reformowanie i notoryczne zmiany. Natomiast pacjenci oczekują z całą pewnością tego, żeby dostęp do ośrodków, w których mogą uzyskać pomoc, był łatwiejszy, żeby to nie było związane z nadmiernym podróżowaniem, zaangażowaniem członków rodziny, znajomych itd., żeby leczenie było prowadzone nowoczesnymi lekami, o których obecnie pacjenci doskonale wiedzą, żeby dostępność do diagnozy i czasu lekarza była dużo lepsza, niż ma to miejsce teraz. To wymaga trzech rzeczy: pieniędzy, organizacji, edukacji. Edukacji rozumianej jako społecznej, wszystkich grup zawodowych, zajmujących się tym. Na konferencji (przyp. red. Medyczna Racja Stanu - Czas w onkologii) była mowa o lekarzach, ale przecież niezbędnie są pielęgniarki, diagności laboratoryjni, rehabilitanci, psycholodzy itp.
A jak Pan ocenia działanie Breast Cancer Unitów?
Jestem prezesem Towarzystwa do Badań nad Rakiem Piersi, byłym prezesem Światowego Towarzystwa Senologicznego i nasze Towarzystwa akredytują ośrodki zgodnie z międzynarodowymi standardami na całym świecie. Dla ośrodków, które w Polsce zostały zaakredytowane przez nas ochotniczo, nie przełożyło się to na żadne warunki finansowania. Sprawozdania, jakie ośrodki są zobligowane składać corocznie, wskazują, że od czasu akredytacji pożądane parametry są coraz częściej spotykane. Czyli akredytacja wymusza doskonalenie. Krok, który wykonało MZ oraz NFZ wprowadzając breast unity, zasady tam obowiązujące są identyczne, są tylko niewielkie różnice, mam nadzieję, spowoduje poprawę jakości funkcjonowania i skrócenie czasu pomiędzy węzłowymi działaniami. Ten czas jest w Polsce jeszcze za długi, biorąc pod uwagę całą populację pacjentów.
Czy wiemy ile jest Breast Cancer Unitów?
Akredytowaliśmy osiem. Myślę, że w najbliższych miesiącach będą jeszcze akredytowane dwa lub trzy. A ile ośrodków zgłosiło się do tego planu ministerialnego, tego nie potrafię powiedzieć.