Skierowania do pracy przy zwalczaniu epidemii reguluje ustawa o zapobieganiu zakażeniom, konkretnie artykuł 47 tejże ustawy. Był on w marcu pilnie nowelizowany, zmieniono katalog wyłączeń w punkcie dotyczącym rodziców, tak by w sytuacji, gdy oboje rodzice wykonują zawód medyczny i wychowują niepełnoletnie dzieci, po ukończeniu przez nie 14. roku życia do pracy mógł być skierowany jeden rodzic (poprzednio ochrona przed skierowaniem dotyczyła obojga rodziców do 18. roku życia). Jednak rząd – najwyraźniej – nie zauważył, że artykuł ustawy jest „pusty” – brakuje rozporządzenia, które regulowałoby tryb wystawiania skierowań, a na rozsądek urzędników w czasie pandemii liczyć nie można. Wojewodowie wydają więc decyzje „na ślepo” – wojewodzie mazowieckiemu Konstantemu Radziwiłłowi zdarzyło się powołać matkę karmiącą dziecko, samotną matkę niepełnoletniego dziecka. Były też powołania kierowane do osób powyżej 60. roku życia, wyłączonych ustawą. Mimo że takie osoby nie miały prawa być powołane, otrzymały też decyzję o dotkliwych karach finansowych za niestawienie się do pracy przy zwalczaniu epidemii.
Rząd zapowiada, że każdy przypadek będzie badany indywidualnie, a wojewodowie – że jeśli zdarzają się sytuacje skierowania do pracy osób wyłączonych z mocy ustawy, mogą się one od tej decyzji odwołać (i również od kary). To wyjaśnienie budzi konsternację prawników – bo decyzje obarczone wadą prawną nie są wiążące i to organ ją wydający powinien ponosić odpowiedzialność.
Ale już w czwartek minister rodziny, pracy i polityki społecznej, odpowiadając na pytania posłów o sytuację w domach pomocy społecznej mówiła, że 80 proc. pracowników medycznych, skierowanych do pracy przez wojewodów, przedstawiło zwolnienia lekarskie – wystawione w dniu otrzymania decyzji. ZUS będzie, jak mówiła minister Marlena Maląg, dokładnie sprawdzał zasadność zaświadczeń lekarskich.
Piątkowa konferencja Zbigniewa Ziobry to sygnał, że ewentualne kłopoty z ZUS to nie wszystko, z czym muszą się liczyć medycy. Ziobro zapowiedział, że będą wszczynane śledztwa w sprawie lekarzy, pielęgniarek i pracowników DPS, którzy odmówili pracy z zakażonymi. - Podjąłem decyzję o tym, żeby uruchomić śledztwa mające na celu zadanie zbadać, czy nie doszło do naruszenia procedur związanych z gwarantowaniem bezpieczeństwa dla zdrowia i życia znajdujących się tam osób poprzez rozprzestrzenienie się na dużą skalę wirusa czy wręcz opuszczenie tych zakładów przez pracowników tychże – powiedział minister sprawiedliwości.
- Obowiązkiem tych pracowników jest troska, dbanie o zdrowie i życie osób, którymi się opiekuje – podkreślał Zbigniew Ziobro. - Wyzwania weryfikują lekarza, wszystkich ludzi związanych z obszarem zdrowia i opieki właśnie wtedy, gdy jest ryzyko z prowadzeniem działalności. My nie możemy się zgodzić na sytuację, gdy osoby powołane doświadczenia opieki nagle znikają i tej opieki nie gwarantują. To są odosobnione na szczęście przypadki, ale w takich przypadkach prokuratura musi pełnić swoją rolę i te postępowania są prowadzone. Pierwsze śledztwo zostało zainicjowane na wniosek wojewody mazowieckiego, Konstantego Radziwiłła – poinformował.
Nie wiadomo, jak środowisko medyczne zareaguje w takiej sytuacji na apele, które od czwartku kierują do pracowników ochrony zdrowia wojewodowie – do poniedziałku czekają oni na ochotników, którzy dobrowolnie „dadzą się skierować” do pracy w placówkach zagrożonych Covid-19. Co się stanie, jeśli listy ochotników się nie zapełnią? Minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński zapowiedział w czwartek, że gotowość do pracy przy epidemii (czyli brak ustawowych wyłączeń) będzie sprawdzana przez wojewodów przed wydaniem decyzji.
To by oznaczało, że nie dokonując takiego sprawdzenia, w ostatnich tygodniach wojewodowie postępowali bezprawnie. Jednak nic nie wskazuje, by w związku z tym premier czy szef resortu spraw wewnętrznych i administracji chcieli wyciągać jakiekolwiek konsekwencje. Apel posłów opozycji o odwołanie Konstantego Radziwiłła z funkcji wojewody mazowieckiego raczej przejdzie bez echa.