– Solidaryzujemy się z obywatelami z Ukrainy, którzy potrzebują naszej pomocy. Pomagamy jak możemy, ale nadal nie dostaliśmy żadnych instrumentów prawnych, by robić to systemowo i długofalowo. Więc teraz uchodźcom z Ukrainy należy się tylko pomoc doraźna, nic więcej – mówił podczas konferencji prasowej Jacek Krajewski, prezes Federacji Porozumienie Zielonogórskie.
Eksperci podkreślali, że bardzo liczyli na specustawę. Na to, że doprecyzuje ona wiele spornych kwestii, problemów, z którymi teraz na co dzień spotykają się lekarze POZ. Tymczasem nic takiego nie dostali. A kluczowa teraz jest dla lekarzy sprawa refundacji leków. Często specjalistycznych i bardzo drogich.
Pacjenci z Ukrainy, którzy trafiają do gabinetów lekarzy rodzinnych, to często ludzie starsi, z wieloma dolegliwościami, z zaostrzonymi chorobami, bo zdarza się, że od kilkunastu dni nie biorą leków, które powinni przyjmować na stałe. Do tego – nie mają ze sobą nie tylko leków, ale także dokumentacji medycznej. To w czasie wojny jest zrozumiałe, ale powoduje poważne konsekwencje.
– My nie mamy podstaw, by takiemu choremu wystawić leki refundowane. Z naszej dokumentacji nie wynika bowiem, że pacjent jest przewlekle chory, został zdiagnozowany, wykonano mu specjalistyczne badania i na tej podstawie wystawiono receptę z odpowiednim poziomem refundacji. Nic takiego nie możemy zrobić, bo jeśli to zrobimy, to rozliczy nas z tego NFZ, nawet za kilka lat dostaniemy za to kary – mówi Tomasz Zieliński, ekspert Porozumienia Zielonogórskiego.
To podstawowy problem lekarzy, który natychmiast powinien być rozwiązany, bo spowoduje gigantyczne problemy polskiego systemu opieki zdrowotnej. Bo jeśli pacjent z Ukrainy nie dostanie refundowanego leku, tylko pełnopłatny, zapewne go nie wykupi. Jego stan zdrowia, w przypadku np. cukrzycy czy nadciśnienia pogorszy się, choroba się zaostrzy i trafi on do szpitala na SOR, gdzie są problemy z kadrą i kolejki już teraz. Za chwile takich pacjentów będą setki i zawali się system opieki. Refundacja leków jest lepsza i tańsza, ale trzeba lekarzom umożliwić zapisywanie na receptę takich medykamentów. Specustawa tego nie reguluje.
Lekarze podkreślają, że takie przepisy są potrzebne natychmiast, bo podobny problem dotyczy opieki nad dziećmi, które trafiają do lekarzy bez książeczek zdrowia i nie ma żadnego potwierdzenia szczepień profilaktycznych.
– Często rodzice twierdzą, że dziecko było szczepione, ale nie mają żadnych dokumentów i ja nie mam podstaw do tego, by podać kolejną dawkę jakiejś szczepionki – dodaje Anna Osowska, ekspert PZ.
Do tego dochodzi bariera językowa. Pacjentowi trzeba wszystko dokładnie wytłumaczyć, zebrać wywiad dotyczący zdrowia, a przecież najczęściej uchodźcy rozmawiają wyłącznie po ukraińsku.
– Jest totalny chaos. My chcemy leczyć, zobowiązaliśmy się do tego, ale nikt z nami nie konsultuje, co możemy zrobić, a czego nie i efekty są dramatyczne – mówi Joanna Szeląg, ekspert PZ.
Lekarze koniecznie potrzebują formularzy dwujęzycznych, by móc komunikować się z ukraińskimi pacjentami, jasnych przepisów – nie komunikatów z konferencji NFZ i ministerstwa zdrowia. Kluczowa jest także możliwość refundacji leków.
– My mamy umowy podpisane z NFZ i to co ustala ministerstwo zdrowia z NFZ, nas naprawdę nie dotyczy. MZ to nie jest nasz pracodawca. My lekarze podlegamy NFZ, a ten potrafi nas skontrolować i ukarać po kilku latach. I robi to skrupulatnie – dodaje Marek Twardowski, wiceprezes PZ.
inf pras