Martyna Chmielewska: Jak się ma zachować pacjent, jeśli lekarz pomimo jego próśb, nie chce skierować go na badania diagnostyczne?
Krzysztof Ostrowski: Pacjent może poprosić o badania, ale o skierowaniu na nie decyduje lekarz. Pacjentowi pozostaje tylko jedna droga – zmiana lekarza rodzinnego (można tego dokonać dwa razy w roku). Niestety w małych miastach i ośrodkach wiejskich często brakuje lekarzy rodzinnych zatem zmiana lekarza pozostaje tylko teoretyczna.
M.C.: Czy pacjent może zażądać od lekarza skierowania na badania diagnostyczne?
K.O.: Pacjent nie może ich zażądać. Może tylko o nie poprosić. O skierowaniu na badania diagnostyczne decyduje lekarz. Sytuacja jest skomplikowana. Nie można stwierdzić, że lekarze rodzinni są źli czy pacjenci zbyt wymagający. Po prostu system opieki zdrowotnej, w którym funkcjonujemy, jest źle skonstruowany. Jest na to wiele dowodów.
M.C.: Proszę je podać…
K.O.: Pierwszy dowód to raporty NIK z zakresu medycyny. Jeden z nich dotyczy funkcjonowania diagnostyki laboratoryjnej w Polsce. Wynika z niego jednoznacznie, że badania diagnostyczne, czyli podstawowe źródło informacji o pacjencie, nie są Polsce wykorzystywane. Poziom ich wykonywania jest 3-4 niższy niż w krajach zachodnich czy nawet w Europie Południowej. NIK stwierdziła, że poziom finansowania badań diagnostycznych w POZ wynosi 3,3 proc. kosztów POZ. W konsultacjach specjalistycznych to jest 6,3 proc. Lekarz rodzinny dostaje pieniądze na pacjenta w tzw. stawce kapitacyjnej. Jest to określona kwota przeznaczona na jednego pacjenta. Do tego są współczynniki korygujące – kwota 140-240 złotych. Taki system jest trochę deprawujący. A wszystko dlatego, że lekarz, mając pieniądze na koncie, jeśli chce skierować pacjenta na badanie diagnostyczne, to płaci niejako ze swoich środków. Sprawozdawczości właściwie nie ma żadnej. Wniosek NIK jest taki, że badania diagnostyczne w Polsce często są w mniemaniu lekarza rodzinnego niepotrzebnym kosztem, a nie źródłem dodatkowych informacji. Zalecenia NIK to zmiana sposobu organizowania finansowania badań diagnostycznych bądź wyodrębnienie osobnej puli na badania diagnostyczne oraz ultrasonograficzne, czy radiologiczne.
M.C.: Co jest dla Pana źródłem wiedzy o pacjentach?
K.O.: Jestem lekarzem praktykiem. Źródłem mojej wiedzy o pacjentach jest mój gabinet. Wiem, że koledzy lekarze potrafią leczyć przez rok niedokrwistość, nie oznaczając poziomu żelaza we krwi. Pozostawię to bez komentarza. Podkreślam, że system jest deprawujący i należałoby go zmienić. Stanowisko krajowych konsultantów ds. diagnostyki laboratoryjnej (rok 2014, 2015) jest jednoznaczne i zbieżne z raportem NIK. Był to apel do Ministerstwa Zdrowia o zmianę sposobu zorganizowania świadczeń z zakresu diagnostyki laboratoryjnej.
Pytanie do posłów: co robią, żeby to zmienić? Próbujemy przekonać MZ, że warto zmienić tę sytuację. Dwukrotnie zorganizowałem Parlamentarny Zespół ds. Praw Pacjentów, na który przyszło najwięcej posłów. Wniosek był jednoznaczny: trzeba zmienić sposób finansowania. Z rozmów z byłym ministrem zdrwoia Konstantym Radziwiłłem oraz obecnym Łukaszem Szumowskim, wynika, że jest nadzieja, ale „materia” jest bardzo oporna. Środowisko lekarzy rodzinnych nie do końca jest zainteresowane tą zmianą. Jest tu opór, ale wierzę, że uda nam się to zmienić. Pacjent, któremu lekarz odmówi ewidentnie należnych mu badań diagnostycznych, bez zmiany sposobu wydawania pieniędzy na diagnostykę laboratoryjną, jest bez szans.
Gdy powstała kasa chorych, to w kilku województwach, też w wielkopolskim, ze stawki kapitacyjnej wyodrębniono bodajże 15 proc. i przeznaczono na badania diagnostyczne. Proszę to porównać z obecną stawką, czyli 3,3 proc. według NIK. Przepaść jest ogromna. Wtedy badania dla pacjenta były naprawdę dostępne. W umowie było również zastrzeżenie, że jeżeli środki na badania diagnostyczne nie zostaną wykorzystane, to muszą wrócić do kasy chorych. Nie twierdzę, że należy przywrócić taki model. Niestety system desygnowania środków na badania diagnostyczne, który obecnie obowiązuje, jest nieetyczny, deprawujący i wymagający zmian.
M.C.: Jakie zmiany w systemie powinny nastąpić, by pacjenci nie mieli problemu z dostępem do badań diagnostycznych? Chodzi o to, aby lekarz w przypadku podejrzenia bakterii, wirusa czy infekcji nie przypisywał choremu leków „na chybił trafił”, ale skierował go na badania...
K.O.: Moim zdaniem są dwa rozwiązania. Po pierwsze, aby w ramach istniejącej stawki kapitacyjnej, czyli z kwoty przypadającej na jednego pacjenta, wyodrębnić procentową pulę środków, które zostaną przeznaczone tylko i wyłącznie na badania diagnostyczne, radiologiczne. To właśnie z tych środków lekarz powinien się rozliczyć. Jeśli środki nie zostaną wykorzystane, to powinny zostać zwrócone do NFZ. Nie twierdzę, że trzeba to robić w obrębie puli, którą teraz mają lekarze rodzinni. Lekarzom rodzinnym co jakiś czas MZ dodaje środki. Należy negocjować w trakcie takiej podwyżki z lekarzami rodzinnymi. Nie jest to łatwa negocjacja. Zdaję sobie z tego sprawę. Ale należy stawiać warunki i dbać o jakość świadczeń.
Po drugie można byłoby zapewnić środki na badania diagnostyczne poza stawką kapitacyjną tak, by skierowanie na proste badania: morfologię, kał, żelazo, CRP, mocz, nie było kosztem lekarza rodzinnego, lecz niezbędnym źródłem wiedzy o pacjencie, którego lekarz ma leczyć. Sprawa nie jest łatwa. W Sejmie odniosłem wrażenie, że środowisko lekarzy rodzinnych jest przeciwne takim rozwiązaniom. Trzeba rozmawiać i przekonywać medyków w tej kwestii. Widzę na co dzień, że lekarzom rodzinnym. MZ oraz posłom zależy na dobru pacjenta. Ten wspólny mianownik jest powodem do wspólnego spotkania i rozmowy o zmianach.
M.C.: Jak Pan sądzi, czy w najbliższym czasie może nastąpić poprawa sytuacji pacjentów?
K.O.: Mój optymizm, w ostatnim roku, okazał się nieuzasadniony. Niemniej jednak wiem, że prace na ten temat trwają. Chciałbym, abyśmy jeszcze w tej kadencji parlamentu ten problem rozwiązali.