Martyna Chmielewska: Przewodnicząca pielęgniarek zaapelowała pod koniec lipca o przerwanie kampanii nienawiści prowadzonej przez zawody medyczne. Czy spodziewała się Pani takiej reakcji?
Iwona Borchulska: Nie spodziewaliśmy się takiej reakcji, dlatego, że porozumienie, które podpisaliśmy z ministrem zdrowia było na kanwie porozumienia z 2015 roku, czyli tzw. porozumienia z ministrem zdrowia Marianem Zembalą. Dziwi nas to, że inny związek wyraził niechęć do tego porozumienia. Pracujemy w systemie i cieszymy się, gdy związki negocjują dla wszystkich pracowników ochrony zdrowia. Reprezentujemy pielęgniarki i położne. Dbamy o te zawody. Pielęgniarek podobnie jak lekarzy jest coraz mniej.
M.C.: Jakie Pani zdaniem mogą być skutki deficytu pielęgniarek i położnych?
I.B.: Braki w tych zawodach mogą doprowadzić do załamania się systemu ochrony zdrowia. Staramy się negocjować warunki z MZ w taki sposób, aby zawód pielęgniarki czy położnej stał się atrakcyjny. Chcielibyśmy choć w części pokryć lukę, która powstanie w najbliższych czterech latach po nabyciu przez pielęgniarki prawa do emerytury (tj.1/4 obecnie pracujących). Deficyt pielęgniarek zagraża dobru pacjenta. Pielęgniarka powinna czuwać przy pacjencie przez 24 godziny na dobę.