W.L.: W ciągu ostatnich pięciu lat wysokość nakładów na programy lekowe w SM zwiększyła się ponad dwukrotnie. Ale dwukrotnie też wzrosła liczba pacjentów, którzy są w tych programach lekowych. Skąd w takim razie problem kolejek, które nadal istnieją? Jak można im zaradzić?
Z.H.: Kolejki wynikają z potrzeb zdrowotnych, a nie z możliwości ich zaspokojenia. Możliwości, owszem, narastają i to w tak dużym tempie, jak pan redaktor wspomniał. Ale potrzeby są jeszcze większe. Ludzie, niestety tracą zdrowie, życie, czekając w kolejkach. Skoro podczas dzisiejszej debaty [ „W SM Liczy się czas! Sytuacja pacjentów ze stwardnieniem rozsianym w województwie dolnośląskim” – przyp. red.] nad salą unosił się duch dobrej zmiany, wierzmy w to, że przyniesie ona efekty. Dopuszczono bowiem do głosu ordynatorów i lekarzy reprezentujących potrzeby zarówno białego personelu, w dobie katastrofy kadrowej, która dotyka nasz kraj, jak i pacjentów. Dla lekarza, który przesuwa zwłaszcza młodego pacjenta z SM do bliżej nieokreślonej kolejki, to wręcz uszczerbek na honorze zawodu. Dziś reprezentujący ten zawód mieli możliwość wypowiedzieć się w interesie pacjentów.
W.L.: Jak sformułowałby Pan najważniejszy postulat, jeśli chodzi o zracjonalizowanie zarządzania dostępem do leczenia w SM?
Z.H.: Najważniejszym postulatem jest szanowanie czasu pracy lekarza, odciążenie go od biurokracji, zrezygnowanie z prawdopodobnie tylko historycznie uzasadnionych rozwiązań biurokratycznych, które pilnują złotówek, przy okazji tracąc miliony. Miliony na nieszczęściu ludzkim, na opiece nad człowiekiem chorym, który nie wraca do samodzielności, jest utracony jako specjalista w swoim zawodzie. A wręcz ten rachunek ekonomiczny jest niezbędny we wszystkich decyzjach ekonomicznych dotyczących zmian finansowania leczenia na czas, które pozwoli człowiekowi w odpowiednim czasie wyjść z jakiegoś nieszczęścia, by stanąć znowu w szranki płatników i podatków, płacących składki. Być znowu aktywnym budowniczym naszej ojczyzny.