Panie profesorze, jak w pana opinii będzie wyglądać sytuacja polskiej kardiologii w najbliższych latach w sytuacji, kiedy obniżone są wyceny i wchodzi sieć szpitali? Czy są jakieś zagrożenia z tym związane?
Myślę, że pewne zagrożenia są dla tych ośrodków, które nie znalazły się w sieci. Miały być ogłoszone konkursy, ale na razie ich nie ma. Została przedłużona kontraktacja dla tych ośrodków. I myślę, że jest to taki ruch, który zdaje się wynikać z tego, że nie ma za dużo pieniędzy do podziału. One mają się pojawić w przyszłym roku, jak zapowiadał minister Morawiecki. W tym roku ich nie ma. I myślę, że dlatego te kontrakty dla ośrodków poza siecią przedłużono, by dać im przetrwać. Potem się zobaczy czy będą pieniądze na kontrakty, czy nie. To oczywiście zawiera w sobie element niepewności i niebezpieczeństwa, bo nie wiadomo czy rzeczywiście konkursy się odbędą. Jeżeli nie odbędą się to ośrodki te mogą po prostu upaść. A trochę ich poza siecią się znalazło. Sieć leczenia ostrych zespołów wieńcowych jest dość gęsta. I dobrze, bo zapewnia to szybki transport chorego - z zawałem serca czy stanem przedzawałowym czyli niestabilną dusznicą bolesną - do ośrodka kardiologicznego, gdzie można mu zrobić zabieg angioplastyki. I jeżeli ten transport się wydłuży na skutek tego, że ośrodki znikną albo zostaną wygaszone, to wtedy będziemy mieli wyniki leczenia gorsze niż mamy, a mamy jedne z najlepszych w Europie.
Jest to więc niebezpieczeństwo realne?
Tego właśnie nikt nie wie. To jedno z zagrożeń, które może się zrealizować jeżeli te ośrodki, które nie będą w sieci, nie dostaną szansy by wystartować w konkursach i dostać pieniądze na leczenie chorych. To są często ośrodki, które rocznie leczą i wykonują zabiegi angioplastyki u tysiąca czy więcej chorych na zawał i chorobę wieńcową. Nie są to więc banalne liczby w skali kraju.
Wspomniał pan o pacjentach z niestabilną dusznicą bolesną. Oni nie zostali ujęci w trybie nielimitowanym. Co to oznacza dla tych pacjentów i kardiochirurgów, którzy się zajmują tą grupą?
Myślę, że jest to krok w złym kierunku i wymaga, moim zdaniem, naprawy. Dlatego, że niestabilna choroba wieńcowa, kiedyś nazywana stanem przedzawałowym, bardzo dobrze odzwierciedla stan tych chorych. To są chorzy, którzy jeszcze nie mają zawału, ale za chwilę mogą go mieć. Jeżeli oni teraz wypadną z procedur nielimitowanych tylko wejdą w procedury limitowane, to można sobie wyobrazić, że jeśli w jakimś szpitalu wyczerpie się kontrakt, a może tak być, to wtedy ci chorzy będą musieli być przyjmowani poza kolejką. Chorzy będą oczywiście leczeni, ale to wpędzi szpitale w długi, bo finansowanie planowych zabiegów jest dwukrotnie niższe w stosunku do zabiegów wykonywanych w trybie nagłym, ostrym. Myślę, że jest to niedobre i dla chorych, i dla szpitali. Dla chorych dlatego, że grozi im zawał, a z jakichś przyczyn mogą nie trafić do szpitala na leczenie. Dla szpitali dlatego, że będą miały ujemny ekonomiczny wynik, bo NFZ zapowiada, że nie będzie płacił już za nadwykonania. W związku z tym, jeśli ktoś będzie leczony w trybie planowym poza kontraktem, który się wyczerpał, to dla szpitala stanowić będzie wtedy koszt, co wcale nie jest dobre.