Piotr Wójcik: Skoro wszyscy się składamy na system ochrony zdrowia, zarówno osoby aktywne zawodowo, jak i przedsiębiorcy, to pojawia się pytanie, czy przedsiębiorcy w równym stopniu korzystają z tego systemu?
Szymon Ostrowski: Jeżeli mamy przedsiębiorców, którzy płacą w tym momencie dużo więcej na publiczną służbę zdrowia to wydawałoby się, że będą chcieli korzystać z niej chętniej. Ale jak sobie spojrzymy na wszelkiego rodzaju badania i statystyki, to się okazuje, że przedsiębiorcy sami siebie wypychają do prywatnej służby zdrowia, bo uważają, że tam będą mieli wizytę szybciej i łatwiej. Oni w dużej mierze nie mogą czekać. Jeżeli mamy jednoosobowego przedsiębiorcę, to on na zwolnienie lekarskie nie pójdzie, bo musi pracować. Musi się bardzo szybko postawić na nogi, więc będzie chciał szukać lekarza, który zaradzi mu jak najszybciej.
Wielu przedsiębiorców ma prywatne ubezpieczenia zdrowotne, które w jakimś stopniu są w stanie to zrekompensować. Kiedyś spróbowałem sprawdzić, czy mamy na rynku dostępne zdrowotne ubezpieczenie prywatne, które w 100 proc. byłoby w stanie zapewnić te same świadczenia, jakie daje nam publiczna służba zdrowia. Okazało się, że nie, takiego rozwiązania w tym momencie nie ma. Nie widzę na razie, co można w tym przypadku zrobić. Domyślam się, że nawet gdybyśmy wyszli z takim rozwiązaniem, to w pewnym momencie byłoby tak, że i tak podmioty komercyjnie realizujące najdroższe usługi, bardzo niechętnie chciałyby to robić, bo nie bylibyśmy w stanie z pojedynczych składek sfinansować takiego kosztu.
Być może doszłoby do modelu, w którym częściowo pacjent musiałby opłacać sobie takie świadczenia?
To też nie byłoby złe rozwiązanie. I tutaj można byłoby na przykład w pewnym momencie połączyć to z prywatnymi ubezpieczeniami zdrowotnymi, gdzie mamy jakąś niewielką część składki, którą płacimy wszyscy (niezależnie od tego jak korzystamy z publicznej służby zdrowia, bo mimo wszystko żyjemy w jakimś otoczeniu społecznym, państwowym i trzeba pewne organizacje utrzymywać). Ale też żebyśmy sobie byli w stanie te braki uzupełnić, chociażby prywatnymi ubezpieczeniami zdrowotnymi.
Nie jest tajemnicą, że płacimy wszyscy, a korzysta we wzmożony sposób zaledwie część tych, którzy uczestniczą w tym całym rynku. Jakie to są mniej więcej proporcje?
Tutaj działa, jak z resztą w wielu innych dziedzinach, zasada pareto, która mówi o tym, że 80 proc. budżetu na leki i świadczenia, jest wykorzystywanych przez 20 proc. tych, którzy są do tego uprawnieni. W związku z tym potrzebujemy tak naprawdę 80 proc. budżetu, żeby jedną piątą potrzebujących zabezpieczyć. NFZ nawet podawał dane, że średni koszt leczenia każdego z pacjentów to jest koszt około 2,5 tys. złotych rocznie. Można sobie więc policzyć, że nawet gdybyśmy mieli składkę na poziomie 300 zł miesięcznie, to swobodnie płacimy za siebie i jeszcze za kogoś. Trafiłem na dane NFZ, które podają, że powyżej 100 tys. zł kosztu leczenia przez ostatnie 5 lat dotyczyło tylko 400 tys. pacjentów, a jedynie 2 tys. pacjentów wygenerowało w ciągu ostatnich 5 lat koszt leczenia na poziomie przekraczającym milion złotych. Gdybyśmy spojrzeli na to globalnie, to koszty jednostkowe nie są duże. Dlatego rozmawiamy o dofinansowaniu czy o potrzebie dodania dofinansowania dla konkretnych osób, dla tylko części populacji.
Skoro składki społeczne i zdrowotne są dosyć dużym bólem dla przedsiębiorców, to czy wobec tego oni szukają jakichś sposobów, które pozwoliłyby im nie płacić lub płacić mniej?
Tych sposobów nie ma zbyt wielu. Szczególnie, że składkę zdrowotną czy w ogóle ZUS, zatrudniając pracowników, przedsiębiorca zawsze musi zapłacić za pracowników. Może znaleźć sposoby na uniknięcie płacenia składki ZUS za siebie jako przedsiębiorcę, ale jeżeli zatrudnia pracowników, to za nich musi zapłacić zawsze. Były oczywiście i są cały czas podejmowane próby przez niektórych przedsiębiorców, np. przechodzenie z jednoosobowej działalności gospodarczej na spółkę z o. o., gdzie w ramach konkretnych struktur jest możliwość niepłacenia składki ZUS. Oczywiście nie zawsze są to decyzje pozbawione ryzyka biznesowego. Każdy je ponosi sam. Ale ja bym też w takim przypadku przypomniał przedsiębiorcom, że pojawi się im wtedy pytanie: No dobrze, jeśli nawet nie będę płacił tych składek społecznych, to co z moim ubezpieczeniem zdrowotnym? Kto mi zapłaci za szpital, kiedy w wyniku wypadku znajdę się w nim? I to jest największa bolączka przedsiębiorców. Oni nie mają w tym momencie za bardzo możliwości całkowitego odejścia od tego systemu publicznego. Bo, jak mówiłem, nie ma alternatywy. Oczywiście jest możliwość dobrowolnego ubezpieczenia się w NFZ. To są składki na dziś, o ile pamiętam, około 400 zł miesięcznie. Z tego rozwiązania może skorzystać nawet osoba, która nie jest przedsiębiorcą, tylko wykonuje np. dzieło. Może samodzielnie się ubezpieczyć i mieć pełne prawo do skorzystania z publicznej służby zdrowia, w pełnym zakresie.
Nie zapomnieliśmy jeszcze haseł, które towarzyszyły jesiennej kampanii wyborczej. Jednym z nich była zapowiedź dobrowolnego ZUS. Ten dobrowolny ZUS nam się przeistoczył w wakacje od ZUS-u. Czy to dobre rozwiązanie? Pewnie dobre w jakiś sposób dla przedsiębiorcy, bo będzie miał lżej. Ale czy to nie jest jednak gorycz u przedsiębiorców?
Wielu przedsiębiorców oczekiwało na dobrowolny ZUS. Bo, jak mówiłem na początku, tą największą bolączką, szczególnie dla mikroprzedsiębiorców, jest właśnie ten ZUS i składki ZUS-owe w części społecznej. I wielu z nich miało nadzieję, że będą mogli sami zdecydować, czy będą składki płacić. Takie rozwiązania są za granicą i tam nie ma jakoś przypadków, żeby ci przedsiębiorcy nie mieli z czego żyć na emeryturze. Przedsiębiorcy, podejmując działalność gospodarczą, ryzyko, domniemuje się, że są osobami odpowiedzialnymi, potrafiącymi myśleć nie tylko o sobie, ale o innych, i będą w stanie zabezpieczyć sobie emeryturę. I to nie muszą być koniecznie pieniądze wypłacane co miesiąc z jakiegoś świadczenia, chociażby typowej emerytury społecznej czy czegoś z budżetu państwa. Przedsiębiorca, który nie płaciłby składki ZUS-owej, nawet półtora tysiąca miesięcznie, gdyby część z tych środków był w stanie zainwestować w jakiś inny sposób, można domniemywać, że środki te byłyby lepiej spożytkowane. Ale tu jest też inny aspekt psychologiczny. Każdy z nas niech się zastanowi czy byłby w stanie samodzielnie i odpowiedzialnie, nawet gdybyśmy znieśli obowiązek płacenia ZUSu, obojętnie jaki mamy stosunek do naszego państwa i jaką wiarygodność ma szczególnie instytucja ZUS, do tego czy nam wypłaci emeryturę i w jakiej wysokości, to czy my bylibyśmy w stanie przez 20, 30 lat prowadzenia firmy co miesiąc odkładać te pieniądze? ZUS mimo wszystko zmusza nas przedsiębiorców do odkładania jakichś pieniędzy. Oczywiście wiemy, że my płacimy i nie będziemy mieli z tego wiele, ale czy będziemy w stanie w inny sposób oszczędzać? Rzeczywiście, przedsiębiorcy te pieniądze pewnie zupełnie inaczej zainwestowaliby, chociażby kupili jakąś nieruchomość, którą później by wynajmowali itd. Sam zrobiłem prywatny eksperyment – wynajem nieruchomości w Warszawie. I okazuje się, że koszty które poniosłem na zakup tej nieruchomości były dużo niższe, niż te które poniósłbym płacąc co miesiąc na składki ZUS jako przedsiębiorca. A korzyści jakie mam z czynszu, który generowany jest przez osoby wynajmujące są dużo wyższe. I możnaby powiedzieć, dobra, a co mają powiedzieć inni? Mamy przecież umowę społeczną i te moje pieniądze z ZUS mają finansować w dużej mierze obecne emerytury. Tak już niestety ten nasz system jest skonstruowany, że powinniśmy się dokładać na obecne emerytury. Bo co mielibyśmy zrobić w tym okresie przejściowym, gdybyśmy mieli ten stricte dobrowolny ZUS i decydujemy się np. od 2025 roku, że część przedsiębiorców nie płaci ZUS, część przedsiębiorców decyduje się że tego nie robi. Ale jak sfinansować obecne emerytury? Nie zapominajmy, że jeszcze przez wiele lat te emerytury będą finansowane z pieniędzy pochodzących od obecnych pracujących.
Wydaje się, że jednak wakacje od ZUS są bezpieczniejszym rozwiązaniem, patrząc na to nie tylko z perspektywy osoby, która w przyszłości będzie emerytem, ale też z perspektywy tej umowy społecznej.
Szymon Ostrowski: Nie wiem, czy całe zamieszanie związane z wprowadzeniem wakacji od ZUS-u będzie warte tych korzyści, które będziemy w stanie osiągnąć jako przedsiębiorcy. Bo czy naprawdę aż tak dużą korzyścią dla tego przedsiębiorcy będzie możliwość niepłacenia jednej składki? Oczywiście cały czas zmieniają się założenia tych wakacji, była nawet początkowo opcja, że trzeba będzie nawet na kilka miesięcy wcześniej składać informację, przewidywać w listopadzie, że np. w lutym nie będzie mnie stać na składkę. To okazało się rozwiązaniem kuriozalnym, bo przedsiębiorca nie jest w stanie przewidzieć takiej sytuacji. Kiedy będzie ostatecznie przyjęty projekt wakacji od ZUS, zobaczymy jak przedsiębiorcy do tego podejdą. Nie wiem, czy gra jest warta świeczki. No oczywiście zawsze to będzie jakieś odciążenie dla przedsiębiorcy, ale nie wiemy jaki to będzie miało skutek.