Innowacja to jedno z ważniejszych, jeśli nie najważniejsze słowo we współczesnej farmacji. Czym jest innowacja z pani punktu widzenia?
Innowacja to bardzo modne słowo, którego wszyscy używają lub chcieliby używać. Innowacja to krok do przodu, robienie czegoś lepiej, bardziej efektywnie, tak, żeby w przyszłości osiągnąć jeszcze lepszy rezultat. W Angelini Pharma właśnie tak staramy się robić. Jesteśmy innowatorem w dziedzinie chorób mózgu. Leki, które mamy, z gruntu są więc innowacyjne. To molekuły, które dopiero zostały zarejestrowane i są przynajmniej tak samo skuteczne, jak te, które już istnieją, ale cechują się dużo większym bezpieczeństwem. W dalszym ciągu staramy się pacjentowi jak najbardziej pomóc i stawiamy na skuteczność, ale oprócz tego stawiamy na jakość życia, na to, by ten pacjent czuł się dobrze, nie pamiętał, że jest chory.
Staramy się też stawiać małe innowacyjne kroki w życiu codziennym, na przykład w zarządzaniu pracownikami, w tym, że mamy absolutną elastyczność czasu pracy. Mnie nie zależy, czy ktoś zaczyna pracę o 8 i kończy o 16, czy może woli sobie zrobić dwie godziny przerwy w ciągu dnia, bo na przykład musi odebrać dzieci ze szkoły. Są projekty, które muszą być zrobione, ale dajemy pracownikom wolność. Z drugiej strony – po prostu lubimy się. Mamy nowoczesne biuro, wszyscy, łącznie ze mną, pracujemy w open space. Przepływ informacji jest dzięki temu dużo lepszy, niż gdybyśmy byli zamknięci w silosach. To małe kroki, które zmieniają naszą pracę i podejście do niej.
Innowacja wymusza też chyba nieco inne podejście do wyznaczania sobie celów.
Trzy lata temu zaczęliśmy mówić o nieprzewidywalności. Nikt nie przewidywał, że będzie pandemia, że nagle zostaniemy wyłączeni z życia. Nikt nie podejrzewał, że nie będziemy wychodzić z domów, nie będziemy się infekować, ale i niestety nie będziemy się też diagnozować i leczyć. W efekcie sprzedaże spadły i diagnostyka praktycznie upadła. Teraz zbieramy tego żniwo. Inaczej trzeba dziś podejść do każdego tematu, założenia, pacjenta, nowego wprowadzenia leku. Żyjemy w czasach nieprzewidywalnych.
Jakie znaczenie, nie tylko biznesowe, ma dla Angelini wprowadzanie na rynek nowoczesnych terapii?
Kolosalne. To wymiar ludzki, bo oprócz tego, że nie jesteśmy instytucją charytatywną i zarabiamy na sprzedaży leków, to myślę, że pomagamy chorym. Bardzo mocno współpracujemy z organizacjami pacjenckimi. Jesteśmy ekspertem w dziedzinie chorób mózgu, które trudno się diagnozuje i trudno leczy, a na wiele z nich nie ma bezpośrednio działającego leku. Od lat destygmatyzujemy depresję, a dwa lata temu weszliśmy na rynek neurologii z najnowszą molekułą na padaczkę lekooporną. Od półtora roku prowadzimy natomiast kampanię „Nie jesteś sama, nie jesteś sam”, w której mówimy pracodawcom, by nie bali się zatrudniać osób z padaczką. To świetni pracownicy, a dobrze kontrolowane ataki oznaczają, że zachowują się oni dokładnie tak samo, jak zdrowi ludzie. Z drugiej strony, zachęcamy chorych, by wyszli z domów, pokazali się, mówimy im, że są nowe metody leczenia. Trzy lata temu zrefundowaliśmy lek ostatniej szansy na białaczkę szpikową. Jestem szczególnie dumna z tego, że przedtem mieliśmy kilkuletni program darowizn. Pacjenci potrzebowali leku, kiedy tylko się pojawił, bo dla nich oznaczało to szansę na przeżycie. Teraz, trzy lata po objęciu tego preparatu refundacją, nadal jest część pacjentów z darowizn. Podarowaliśmy im kilka lat życia. Nie wpływa to na sprzedaż, a wynika z chęci pomocy innym.
Dostęp do nowych terapii to często szansa na powrót do normalnego funkcjonowania.
Kiedy zaczęłam się spotykać z neurologami, powiedzieli mi oni, że ich nie interesuje redukcja ataków padaczkowych, tylko lek, który uwolni od nich pacjenta. Tylko wtedy może normalnie pracować, posiadać rodzinę, prowadzić samochód. Może więc w pełni funkcjonować społecznie i czuć się dobrze. To jest najważniejsze i to właśnie zapewniają nowoczesne terapie.
Dziękuję za rozmowę.