O koniecznym i oczekiwanym restarcie w hematoonkologii eksperci dyskutowali podczas Szczytu Zdrowie 2021.
Wiceminister zdrowia Sławomir Gadomski przyznał, że w onkologii kreślone są w tej chwili, jeśli chodzi o skutki pandemii, czarne scenariusze, związane przede wszystkim z niezdiagnozowanymi i zbyt późno zdiagnozowanymi chorobami. - To jest właśnie ów dług zdrowotny, który częściowo wynika z ograniczenia dostępności a częściowo z obaw pacjentów, którzy źle zrozumieli hasło „Zostań w domu”. To, jak duży będzie to dług, zależy od tego, jak dużo opóźnionych pacjentów trafi do systemu, jak bardzo będą opóźnieni – mówił, podkreślając jednocześnie, że „na dziś” sytuacja bynajmniej nie jest jednakowa we wszystkich obszarach. - Widzimy to w guzach litych. Rak płuca to obszar najbardziej poturbowany, bo oddziały chorób płuc w dużym stopniu zostały przestawione na walkę z COVID-19. W nowotworach piersi czy jelita grubego na ten moment sytuacja nie jest tak zła, choć oczywiście nie ma pełnych danych – podkreślał, zaznaczając, że ośrodki onkologiczne raportują znacząco większą liczbę przypadków.
Wiceszef resortu zdrowia zapowiedział zmiany organizacyjne w hematoonkologii, w tym wdrożenie sieci hematoonkologicznej, nad którą prace przerwała, a w każdym razie opóźniła pandemia. - Mamy na finiszu rozwiązania do zastosowania, wyróżnienie wszystkich poziomów referencyjnych, przygotowanie standardów diagnostycznych i terapeutycznych, określenie, gdzie mogą być realizowane drogie programy lekowe - wyliczał. Zwrócił również uwagę, że w dostępności do leków onkologicznych nastąpił wyraźny postęp. - Od ponad dwóch lat nie ma listy refundacyjnej, na której nie znajdowałyby się nowe cząsteczki dla pacjentów onkologicznych. Wierzę, że będzie tak nadal. W Funduszu Medycznym pojawiły się nowe terapie. Nie w onkologii, nie w hematoonkologii, ale dajmy się rozpędzić tym nowym rozwiązaniom – przekonywał.
Nie wszystkie zapowiedzi Sławomira Gadomskiego znalazły akceptację ekspertów. Prof. dr hab. Krzysztof Giannopoulos zwracał uwagę, że sieć hematoonkologiczna nie może oznaczać centralizacji leczenia, a konieczność wyodrębnienia i wzmocnienia ośrodków referencyjnych nie powinna oznaczać odsunięcia skutecznych terapii od pacjentów i ich miejsca zamieszkania. – Na pewno można i trzeba centralizować procedury diagnostyczne. Można również to robić w takich obszarach jak radioterapia, przeszczepy, czy szczególnie trudne populacje pacjentów – mówił. Zwłaszcza kwestia diagnostyki – na przykład w przypadku przewlekłej białaczki limfoblastycznej - jest tutaj warta przemyślenia, bo – jak zwracał uwagę ekspert – od prawidłowego rozpoznania zależy najwięcej. – Zdarzają się pacjenci, którzy są leczeni nie na tę chorobę, na którą cierpią – przyznał.
Tymczasem, jak mówił jedna trzecia z pacjentów z PBL wymaga wyłącznie obserwacji, jedna trzecia – będzie wymagać leczenia w przyszłości, a u jednej trzeciej leczenie jest wymagane bezzwłocznie. Pytanie – jakie leczenie? – Immunochemioterapia, leczenie ogólnoustrojowe, zalecane jest w tej chwili tylko pacjentom dobrze rokującym – mówił ekspert.
- Leczenie innowacyjne, które minister nazywa drogim, a ja nazywam skutecznym, wcale nie musi być podawane w wybranych ośrodkach. To są leki doustne lub podskórne, które powinny być podawane jak najbliżej miejsca zamieszkania. Pacjent wręcz nie powinien być zmuszony do stawiania się w ośrodku referencyjnym po kolejne opakowanie tabletek, które gwarantuje świetną kontrolę choroby i możliwość utrzymania aktywności w życiu społecznym, zawodowym – przekonywał prof. Giannopoulos, postulując, by resort zdrowia utrzymał na stałe rozwiązanie zastosowane na początku pandemii, gdy pacjenci mogli otrzymywać leki na trzy albo nawet na sześć miesięcy. - To jest kwestia rozwiązań systemowych. Te leki w Europie są dostępne w aptekach, albo są dystrybuowane bezpośrednio do pacjentów – przypominał.
Prof. Jan Zaucha przypomniał, że w tej chwili coraz więcej towarzystw naukowych rekomenduje wręcz rezygnację z leczenia ogólnoustrojowego w PBL na rzecz terapii celowanych. – Pomysł stworzenia ośrodków referencyjnych, które współpracowałyby z mniejszymi, satelitarnymi, nie jest nowy. To pożądany kierunek zmian: pacjent jest diagnozowany w ośrodku referencyjnym, tam jest ustawiany plan leczenia, natomiast samo leczenie jest prowadzone w mniejszym ośrodku, choćby ze względów logistycznych. Wiadomo, że pacjent powinien mieć ośrodek w odległości nie większej niż 50-60 km od miejsca zamieszkania – mówił.
Wiceminister Gadomski tłumaczył, że resort zdrowia wcale nie myśli o przesuwaniu leczenia wszystkich pacjentów do ośrodków referencyjnych, że właśnie chce postawić na model, w którym kumulowane w nich są tylko procedury diagnostyczne i terapeutyczne, wymagające największego zaangażowania specjalistycznych kadr oraz środków. – Mówimy o tym samym – zapewniał ekspertów.
Prof. Zaucha zwrócił też uwagę, że choć rzeczywiście w ostatnim czasie do refundacji zostało włączonych sporo leków onkologicznych, Polska cały czas jest w tyle wobec innych krajów europejskich. – Opóźnienie we wprowadzaniu leków jest ogromne, w dodatku mamy sztucznie zawężaną populację chorych, których możemy kwalifikować do leczenia – przypomniał.
Prof. Iwona Hus zwracała uwagę, że jednym z kluczowych problemów w leczeniu PBL jest brak możliwości zastosowania terapii celowanych u chorych w pierwszej linii z zaburzeniami genetycznymi przy których immunochemioterapia nie jest możliwa do zastosowania. – Również u starszych pacjentów leczenie celowane, zwłaszcza krótkoterminowe, pozwala wydłużyć czas do progresji choroby – podkreślała.
W dyskusji mocno wybrzmiewał argument, że choć resort zdrowia uważa leczenie celowane za drogie, w istocie jest ono nie tylko skuteczne – jak argumentowali lekarze – ale też opłacalne, i to zarówno z punktu widzenia pacjenta (co oczywiste), ale też płatnika, systemu ochrony zdrowia (nie generuje bowiem kosztów hospitalizacji i odsuwa w czasie moment, gdy pacjent będzie wymagał bardziej intensywnej opieki) czy gospodarki – przynajmniej część pacjentów może kontynuować swoją aktywność zawodową.
Jaka jest efektywność leczenia ograniczonego w czasie? Prof. Iwona Hus mówiła, że w przypadku leczenia pierwszej linii trzy lata od zakończenia leczenia większość pacjentów ciągle nie ma progresji choroby i ma szansę na jeszcze dłuższy czas życia bez objawów.