Na uczelniach medycznych od lat kształcimy specjalistów zdrowia publicznego. W ostatnim okresie katalog zawodów medycznych został poszerzony o nową pozycję: profilaktyk. Jednak w tej chwili, jak mówiła Beata Małecka-Libera, przewodnicząca senackiej Komisji Zdrowia, system „nie widzi” potencjału tych kadr. – Są na to dwa dobitne przykłady. W ustawie o opiece koordynowanej w POZ wprost zapisano, że profilaktyką zdrowotną zajmują się lekarz i pielęgniarka. Jak najbardziej mogłoby to być zadanie profilaktyka – podkreślała. Edukacja zdrowotna, która we wrześniu zawita w szkołach, to kolejny przykład. Plany MEN, przynajmniej na razie, nie uwzględniają wykorzystania specjalistów zdrowotnych, osią mają być przekwalifikowane kadry nauczycielskie.
Wydaje się, że resort zdrowia też dostrzega problem. – Jest pytanie, kim będziemy uczyć tego przedmiotu? Wydaje się, że obecność specjalistów zdrowia publicznego w szkołach to podstawa sukcesu, choć niekoniecznie chodzi o to, by byli zatrudniani na etatach – mówił wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny. - Wprowadzenie do szkół wiedzy o zdrowiu to fantastyczny pomysł. Lekarze widzą na co dzień, jak pacjenci mało wiedzą zarówno o swoim zdrowiu, jak i swoim chorowaniu, o swoim organizmie – wtórował Mariusz Klencki, dyrektor Departamentu Rozwoju Kadr Medycznych w Ministerstwie Zdrowia. Co się zmieni we wrześniu 2025 roku? – Będziemy mieć nauczycieli i podstawę programową. Sęk w tym, że można ją realizować na sto różnych sposobów – podkreślał. Byłoby błędem, gdyby edukacja zdrowotna stała się jeszcze jednym „szkolnym” przedmiotem. Realizacja programu powinna być oparta o lekcje z profesjonalistami zdrowotnymi. Prof. Bolesław Samoliński z WUM poszedł jeszcze dalej: – Nie chodzi tylko o zaangażowanie w sam przedmiot, w to, jak on jest realizowany, ale o budowanie prozdrowotnej atmosfery w szkole, na przykład przez organizowanie happeningów, akcji promujących zachowania prozdrowotne – wskazywał.
Powodów, dla których tak wiele miejsca poświęcono kwestii edukacji zdrowotnej, jest jednak więcej. Eksperci zgodzili się, że od jej sukcesu zależy zmiana podejścia przynajmniej części społeczeństwa do kwestii profilaktyki pierwotnej. To najbardziej newralgiczny w tej chwili problem zdrowia publicznego, który przekłada się – wprost – na obciążenie systemu, a więc i kadr medycznych, schorowanymi pacjentami. Bez zmiany postaw zdrowotnych, podejścia choćby do aktywności fizycznej, diety, używek czy z drugiej strony – szczepień – napór potrzebujących medycyny naprawczej będzie stanowić coraz większy problem.
Nie ma dyskusji o kadrach w ochronie zdrowia bez konstatacji, że mamy ich za mało (nie chodzi tylko i nawet nie przede wszystkim o lekarzy), dlatego kluczem do sukcesu, albo przynajmniej do minimalizowania problemów kadrowych, jest właściwe wykorzystanie tych profesjonalistów, którymi system dysponuje. Są dobre praktyki, choć trzeba ich szukać przede wszystkim w sektorze prywatnym. Monika Tomaszewska, dyrektor Departamentu Zarządzania Klinicznego i Projektów Medycznych w Grupie LUX MED przyznała, że w podmiocie prywatnym łatwiej kreować rozwiązania „poza ramami określanymi przez publicznego płatnika”, dzięki czemu placówki Grupy LUX MED mogą lepiej wykorzystywać kompetencje m.in. pielęgniarek, fizjoterapeutów czy ratowników medycznych. – Od wielu lat pracujemy na mapie kompetencji, opisującej, co przedstawiciele poszczególnych zawodów mają prawo wykonywać. Nie ma takiego zawodu medycznego, który w ramach naszej grupy pozostałby niewykorzystany w stu procentach, czy to chodzi o optometrystów, profilaktyków czy fizjoterapeutów – dodała. Sensowne zagospodarowanie kadr przekłada się na wysoką jakość świadczeń, poprawia dostępność ale też ułatwia uzyskanie zadawalających wskaźników efektywności. – Kluczem jest to, by dobrze opisać w systemie kompetencje poszczególnych zawodów – stwierdziła.
Jak podkreślał prowadzący tę dyskusję prof. Mariusz Gujski, kierownik Zakładu Zdrowia Publicznego WUM, przygotowanie takiej mapy wymaga – między innymi – pożegnania się z utrwalonym pojęciem „zawodów pomocniczych”. – W tej chwili, w systemie który budujemy, na taką hierarchizację nie ma już miejsca – podsumował.