- Patrząc na obiektywne wskaźniki, trzeba stwierdzić, że w kluczowych nowotworach odsetek przeżyć pacjentów rośnie. Niestety, bolączką pozostaje profilaktyka – przyznał ekspert.
Może nie bolączką, ale z pewnością wyzwaniem, jest personalizacja terapii. Jak podkreślał prof. Rutkowski, w tej chwili wytyczne przewidują wdrażanie diagnostyki molekularnej i opartej na jej wynikach terapii – jednak w niektórych nowotworach cel nie został jeszcze osiągnięty. Jednym z problemów jest konieczność akredytowania ośrodków, które będą wykonywać najlepszej jakości badania molekularne, trzeba też – jak podpowiadał specjalista – uprościć kwestie biurokratyczne (w tej chwili np. pacjent musi wyrazić zgodę na każde badanie z osobna), wreszcie – last but not least – zapewnić pełną refundację dostępnych badań.
Na przełomową dla pacjentek i systemu rolę badań wskazywał dr hab. Michał Jarząb, Centrum Diagnostyki i Leczenia Chorób Piersi Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie – Państwowego Instytutu Badawczego w Gliwicach, mówiąc o testach wielogenowych pokreślił, że te posiadające wartość prognostyczną, ale również predykcyjną mogą z dużą dokładnością określić, które pacjentki z wczesnym rakiem piersi oprócz leczenia hormonalnego powinny otrzymać chemioterapię, a którym ona nie tylko nie przyniesie korzyści, ale po prostu nie jest potrzebna. – Ostatnio w 8 ośrodkach onkologicznych w Polsce mieliśmy możliwość używać test wielogenowy Oncotype DX – jedyny test wielogenowy, który ma znaczenie predykcyjne. Takie testy w Stanach Zjednoczonych pojawiły się już dwie dekady temu, w Europie znacznie później, ale już są szeroko stosowane i pozwalają oszczędzić wielu kobietom obciążającego leczenia. Jeśli chemioterapia jest konieczna, należy ją stosować, ale tylko wtedy – mówił. Chemioterapii – gdyby onkolodzy mogli sięgać po testy wielogenowe – mogłoby uniknąć kilkadziesiąt procent pacjentek. – Wykonanie takiego testu pozwala nie narażać pacjenta na niepotrzebne leczenie. To jest właśnie personalizacja leczenia – komentował prof. Piotr Rutkowski, dodając, że publiczna dyskusja w tej chwili koncentruje się wokół dostępności badań molekularnych, gdy tymczasem są już dostępne gotowe produkty, z których mogą korzystać onkolodzy i pacjenci onkologiczni. I nawet jeśli są one kosztowne, mają sens – również ekonomiczny. – Wydanie nawet 8-10 tys. zł za test pozwala zaoszczędzić na trwającej pół roku chemioterapii – przypomniał prof. Rutkowski, podkreślając, że w Polsce ciągle wydajemy zbyt mało na diagnostykę w stosunku do wydatków na leczenie. Dostęp do narzędzi diagnostycznych, na podstawie których powinny być podejmowane wszystkie decyzje poprzedzające wdrożenie leczenia onkologicznego, pozwoliłby lepiej zarządzać nie tylko chorobą i procesem terapeutycznym, ale również – kosztami.
- Część pacjentek może czuć się zaniepokojona, że ich leczenie będzie mniej skuteczne, jeśli nie dostaną chemioterapii, więc niezwykle istotna jest właściwa komunikacja i wyjaśnienie, dlaczego to jest rozwiązanie o wiele bardziej korzystne – mówiła dr Mariola Kosowicz, Poradnia Zdrowia Psychicznego w Narodowym Instytucie Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie – Państwowym Instytucie Badawczym w Warszawie, która podzieliła się osobistym doświadczeniem, bo najbliższa jej osoba skorzystała z takiej diagnostyki za granicą, co pozwoliło uniknąć obciążającej chemioterapii. Ekspertka podkreśliła, że w USA, gdzie taka diagnostyka była przeprowadzona, jest to postępowanie rutynowe, a wyniki testu są chorym precyzyjnie tłumaczone, nie mają więc wątpliwości, że lekarze podejmują najlepszą dla nich decyzję.
Jeśli chodzi o sytuację w hematologii, prof. Ewa Lech-Marańda, konsultant krajowa w dziedzinie hematologii, dyrektor Instytutu Hematologii i Transfuzjologii w Warszawie, podkreślała, że ostatnie lata przyniosły ogromny postęp. – W ciągu pięciu lat liczba cząsteczkowskazań w refundacji wzrosła o 75, a w tym roku o kolejne dziewiętnaście – mówiła, przypominając, że jeszcze sześć, siedem lat temu w trakcie podobnych dyskusji wyliczano długie listy stosunkowo prostych leków, do jakich brakowało dostępu. W tej chwili, jak podkreślała konsultantka krajowa, przed hematologią stoi zadanie systemowe – budowa Krajowej Sieci Hematologicznej, na wzór KSO, z ośrodkami referencyjnymi i kompleksowa oraz skoordynowaną opieką nad pacjentami.
Nie oznacza to, oczywiście, że wszystkie potrzeby zdrowotne pacjentów zostały zaspokojone. Prof. Anna Czyż, z-ca kierownika Kliniki Hematologii, Nowotworów Krwi i Transplantacji Szpiku, Uniwersytecki Szpital Kliniczny im. Jana Mikulicza-Radeckiego we Wrocławiu przywołała przykład pacjentów po allogenicznych przeszczepieniach komórek krwiotwórczych, którzy są szczególnie narażeni na infekcje. Samo przeszczepienie jest już procedurą stosowaną rutynowo – w Polsce od trzech dekad, postępy w leczeniu są olbrzymie, kluczowe staje się zapobieganie powikłaniom i ich leczenie. Zapobiegać części zakażeń można dzięki coraz lepszemu programowi szczepień ochronnych dla tej grupy pacjentów, jednak szczepienia zabezpieczają tylko przed częścią chorób. Problemem jest m.in. cytomagalowirus (CMV) – infekcja jest bezobjawowa, więc receptą jest stałe monitorowanie (testowanie) pacjentów, a w przypadku potwierdzenia zakażenia włączenie leczenia. – Mamy dostępny lek, jednak powoduje on sporo działań niepożądanych, w dodatku część pacjentów go nie toleruje, część na niego nie odpowiada – mówiła specjalistka. Lekarze chcieliby mieć możliwość stosowania bardziej skutecznego i jednocześnie mniej toksycznego maribaviru, jednak nie jest on finansowany. – Ten lek jest potrzebny dla stosunkowo wąskiej grupy wyjątkowo trudnych w leczeniu pacjentów – tłumaczyła.