Podczas Kongresu Zdrowia Kobiet 2022 eksperci pochylili się nad jedną z najważniejszych, najbardziej powszechnych chorób, czyli – depresją. Jak podkreślał prof. Marcin Wojnar, kierownik Katedry i Kliniki Psychiatrycznej WUM, w tej chwili do psychiatrów trafia coraz więcej pacjentów z depresją – nie tylko dlatego, że więcej osób choruje, ale również dlatego, że rośnie świadomość chorób psychicznych i tego, że można otrzymać pomoc. Aktywność organizacji pozarządowych, kampanii edukacyjnych sprawiają, że do specjalistów zgłasza się coraz więcej osób z łagodniejszymi objawami depresji, które na stosunkowo wczesnym etapie choroby postanawiają szukać pomocy.
Problemem jednak, jak mówiła prof. Agata Szulc, kierownik Kliniki Psychiatrycznej, Wydział Nauk o Zdrowiu WUM, depresja lekooporna, która pojawia się u ok. 30 proc. pacjentów. – 70 proc. chorych dobrze odpowiada na leczenie farmakologiczne. O tym, że pacjent nie odpowiada, że występuje u niego depresja lekooporna, mówimy, gdy nie ma poprawy po dwóch pełnych cyklach leczenia. Każdy trwa ok. 6-8 tygodni – tłumaczyła. To oznacza, że diagnoza „depresja lekooporna” może być postawiona nawet po 12-16 tygodniach od rozpoczęcia leczenia, gdy – dodatkowo – wykluczy się inne przyczyny (np. uzależnienia). U takich pacjentów znacząco rośnie ryzyko podjęcia próby samobójczej, również z powodu braku nadziei (subiektywna ocena) na wyleczenie, na poprawę stanu zdrowia.
Szansą dla takich pacjentów są nowe leki, substancje, które odmienne działają na funkcjonowanie mózgu, np. esketamina. Działają one bardzo szybko, dosłownie w kilka godzin po podaniu – i, jak podkreślała prof. Szulc, są przełomem w leczeniu depresji. Problemem jest ich niedostępność – leki nie są refundowane, a dla pacjentów z depresją, zwłaszcza tych, którzy leczą się już od dłuższego czasu (bo mają za sobą kilkanaście tygodni terapii), cena leku często nie jest obojętna.
W leczeniu depresji, jak podkreślali paneliści, niezwykle ważny jest pierwszy krok – czyli samo podjęcie decyzji o zwróceniu się po pomoc do specjalisty. A gdy to się uda (nie jest to oczywiste, dostępność do psychiatrów w systemie publicznym jest bardzo limitowana a czas oczekiwania nawet w przypadkach pilnych to minimum kilka tygodni) – akceptacja tego, że trzeba się leczyć. Nierzadko psychiatrzy słyszą już podczas wizyt, że leczenie farmakologiczne nie wchodzi w rachubę, bo – na przykład – leki zmieniają osobowość, uzależniają etc. Nic z tego nie jest prawdą, ale w przestrzeni publicznej takie mity funkcjonują w najlepsze.
Z pomocą specjalistom przychodzą organizacje pacjenckie, prowadzące kampanie społeczne. Jedną z nich jest kampania „Twarze depresji”, o której opowiadała Adrianna Sobol, psycholog, psychoterapeuta, założycielka portalu Zdrowie zaczyna się w głowie. W piętnastu edycjach akcji już kilkadziesiąt znanych osób – aktorów, sportowców – mówiło o swoich doświadczeniach z depresją i jej leczeniem. W ostatnich tygodniach dzielili się nimi m.in. aktor Marcin Bosak i srebrna medalistka z Tokio Agnieszka Kobus-Zawojska, która nie tylko mówiła wprost o swojej depresji, ale również o tym, że wywalczyła medal, zażywając antydepresanty. – Takie historie pomagają ludziom zrozumieć, że psychiatra to lekarz, jak każdy inny. Gdy mamy dolegliwości sercowe, udajemy się do kardiologa. Nie czekamy, aż samo przejdzie. Gdy choruje umysł, trzeba nie tylko iść do psychiatry, ale też przyjmować zapisane leki – mówiła Adrianna Sobol, podkreślając, że leki przeciwdepresyjne może również przepisać lekarz POZ, ale w przypadku depresji warto udać się ze swoim problemem do psychiatry.
Problemem jest dostępność. – Żeby skutecznie leczyć depresję, musi być większa liczba specjalistów – podkreślała Ewa Woydyłło-Osiatyńska, psycholog, terapeuta uzależnień. Nie tylko mieszkańcy małych miejscowości, ale również największych miast, takich jak Warszawa, mają problem z dostaniem się do psychiatry. – Naszą specjalnością jest rozmawianie o problemach, a ich rozwiązywanie zostawiamy urzędnikom. Prawda jest jednak taka, że system ochrony zdrowia nie docenia wagi zdrowia psychicznego – oceniła. Jednocześnie eksperci podkreślali, że zmiany w polskiej psychiatrii zachodzą, ale – zbyt wolno. Że ciągle, mimo upływu już wielu lat (bo przecież Narodowy Program Zdrowia Psychicznego to 2010 rok) jesteśmy w fazie „lekko zaawansowanego pilotażu” powstawania centrów zdrowia psychicznego, których w skali kraju jest w tej chwili zaledwie kilkadziesiąt. – Dostęp do opieki psychiatrycznej na pewno byłby lepszy, gdyby znajdowała się ona wyżej na liście priorytetów – podsumowali.