Zmagamy się z epidemią otyłości, zarówno wśród osób dorosłych, jak i dzieci. Jakim jest to wyzwaniem dla systemu ochrony zdrowia?
To jedno z największych wyzwań, biorąc pod uwagę liczbę osób otyłych, która wynosi już od 6 do 8 mln chorych, częstość występowania powikłań choroby otyłosciowej, których uznaje się, że jest już około 200, ponad 50-proc. wzrost częstości rozwoju nowotworów złośliwych u osób chorych. Choroba otyłościowa jawi się więc jako największe współcześnie wyzwanie. Nikt nie znalazł dotychczas recepty, jak moglibyśmy w sposób skuteczny przecidziałać jej rozwojowi.
Byłoby idealnie, gdyby profilaktyka działała…
Mam wrażenie, że mówiąc o profilaktyce cały czas indywidualizujemy to i przerzucamy odpowiedzialność na poszczególne osoby. Myślę, że powinniśmy całkowicie zmienić nasz sposób podejścia do tego zagadnienia. Nie mamy szans zakupienia żywności nieprzetworzonej. Sam tego nie zmienię, nie doprowadzę do sytuacji, że wejdę do sklepu i znajdę tam nieprzetworzoną żywność. Musimy podjąć wysiłek jako społeczeństwo. Nikt sam nie jest w stanie zmienić wymagań swojego szefa, który każe pracować mu od 6 do 22, a przerwa na lunch nie wchodzi w rachubę. Należy więc społecznie zaangażować się w to, by zmienić warunki pracy. Takie przykłady można mnożyć.
Jeśli zaś chodzi o dzieci… Pamiętam, że ja zawsze miałem ze strony mamy awantury, że po szkole graliśmy w piłkę, aż się ściemniło. Teraz dzieci na podwórkach się nie widuje, a najlepiej wytrenowane są mięśnie kciuków od zabawy z komórką. Powinniśmy stworzyć dzieciom przyjazne warunki do uprawiania aktywności fizycznej i być w tym konkurencyjni względem dostawców nowych technologii.
Słyszymy często opinię, że skoro ktoś doprowadził się do otyłości, to jego leczenie nie powinno być refundowane. Co pan myśli o takiej postawie?
Bardzo bolesny dla chorych na otyłość jest wątek przerzucania odpowiedzialności za rozwój choroby na nich. To dotyczy m.in. tego, że jest całkowity brak wiedzy i świadomości co do wyników współczesnych badań naukowych, które wyraźnie pokazują, że choroba otyłościowa jest taką samą chorobą jak każda inna: niedoczynność tarczycy, rak przełyku, zapalenie trzustki. Winy chorego w rozwoju tych chorób nie ma. Przerzucając odpowiedzialność na chorych doprowadzamy do izolacji ich. Jeśli jest powszechne oczekiwanie: ogarnij się, zrób coś ze sobą, to ci chorzy nie szukają pomocy. Choroba otyłościowa postępuje, prowadzi do rozwoju powikłań i finansowo obciąża całe społeczeństwo. To choroba przewlekła, każdy z nas może na nią zachorować i wiele osób nie potrafi zidentyfikować momentu, który byłby odpowiedzialny za jej rozwój. Pierwszym, co musimy zrozumieć to to, że nie ma winy chorych w rozwoju tej choroby. Drugą – że prowadzi ona do powikłań, których leczenie będziemy finansować ze środków publicznych. To chociażby cukrzyca typu drugiego. Leczenie powikłań choroby otyłościowej jest niewątpliwie bardziej kosztochłonne, niż leczenie przyczynowe i niedoprowadzanie do powikłań. To wszystkim nam opłacałoby się, gdybyśmy leczyli choroby na wcześniejszym etapie, nie czekając na rozwój tych powikłań. Często to są procesu nieodwracalne, będące nieszczęściem dla tych osób.
Co dziś daje nam medycyna w leczeniu otyłości?
Daje tyle, ile w każdym innym obszarze. Są metody farmakologiczne i zabiegowe. Chorym proponujemy więc najpierw leki, w przypadku oporności możemy sięgnąć po metody chirurgiczne. Przerażającą dla mnie sytuacją jest to, że wiedza społeczna na temat tej choroby cały czas tkwi w nieuprawnionych przekonaniach i stereotypach. Nie sięgamy do badań naukowych, które całkowicie powinny zmienić naszą perspektywę. W głowie nie mieści się, by w XXI wieku w kraju Europy Środkowej ktokolwiek umierał nieleczony. To dla mnie niepojęte, a często tak się właśnie dzieje.