Od lat zajmuje się pani tematyką profilaktyki zdrowotnej, w tym profilaktyki raka piersi. Jak z punktu widzenia przewodniczącej Senackiej Komisji Zdrowia ocenia pani funkcjonowanie dostępnych w Polsce programów profilaktycznych?
Bardzo się cieszę, że przez ostatnie lata temat profilaktyki i promocji edukacji zdrowotnej zaczyna mieć należytą rangę. Coraz więcej osób zaczyna się tym interesować. To sukces. W programach profilaktycznych mamy jeszcze bardzo wiele do zrobienia. Te, które są, są realizowane w 20-30 proc. To zdecydowanie za mało, jeśli mówimy o programach populacyjnych. Efekty braku profilaktyki widzimy. W dalszym ciągu mamy wzrost zachorowań na raka piersi i raka szyjki macicy. W przypadku drugiej z tych chorób mamy przecież efektywnie działającą szczepionkę. Niestety, przez ostatnie lata nie była w Polsce refundowana, a początkowo nawet dostępna. Dopiero teraz, po wielu latach próśb, nacisków, debat i konferencji, ministerstwo zdrowia zdecydowało, że od czerwca będzie ona wprowadzona. Miejmy nadzieję, że ta obietnica zostanie zrealizowana.
Rak szyjki macicy jest w Polsce szóstym pod względem częstości występowania, a tymczasem w Australii, gdzie program szczepień jest już od kilkunastu lat, problem został już praktycznie rozwiązany.
To wstyd dla naszego systemu opieki zdrowotnej, że mamy taki problem. W rozmowach z ekspertami bardzo postulowaliśmy o wprowadzenie szczepień populacyjnych, zarówno dla dziewcząt, jak i chłopców. Z obietnic ministerstwa zdrowia wynika, że tak będzie, ale mamy wątpliwość co do samej szczepionki. Są różne preparaty: dwuwalentne, ale i 9-walentne, o szerszym wachlarzu działania na brodawczaka. Jeśli mamy dobrze realizować program, to powinniśmy sięgnąć po najwyższe zabezpieczenie. Z informacji przekazywanych przez ministerstwo wynika póki co, że raczej będzie to szczepionka dwuwalentna.
Dziękuję za rozmowę.