- Pacjent przychodzi z diagnozą z internetu
– Rzadko kiedy tak jest, naprawdę, tzn. pacjenci przed wizytą czytają w internecie i mają swoją wizję diagnozy. Na szczęście mają na tyle dużo wobec mnie kultury i szacunku (za co dziękuję im), że nie rzucają hasłami z internetu. Chociaż zdarzają się i tacy. Wtedy ja, powiem szczerze, czasem mówię ma Pan/Pani rację, a czasem, że nie. Okazuje się, że można takiego pacjenta pewną oczywistą prawdą sprowadzić na właściwe miejsce. Właściwe miejsce jest takie, że niech pacjent szuka, ale tylko na stronach kończących się na .edu, .org (i oczywiście na Medexpress.pl). Jest trochę takich dobrych stron, które my lekarze popieramy. Co tu dużo mówić, internet nie jest jednym wielkim złem, chociaż generalnie jest w nim dużo dezinformacji czy quasi informacji robiących mętlik. Poza tym trzeba te informacje umieć przetworzyć. Pacjent ma wrażenie czasem, że wszystko wie i że jest w stanie sobie to poukładać. Ale nie uda mu się to, jeżeli nie ma pełnej wiedzy medycznej.
2. Pacjent próbuje wymusić zwolnienie
– Przychodzi do Pana pacjent i widać, że mu nic nie dolega, pewnie ma jakiś remont albo wakacje i ewidentnie próbuje wymusić zwolnienie. Co wtedy?
– Nie uda mu się ewidentnie wymusić. Wiem jaka jest motywacja. Akurat moi pacjenci zarówno stali jak i ci, którzy przyjdą pierwszy raz, wiedzą, że nie ze mną takie numery. Jeżeli pacjent jest chory i ja to widzę, a chciałby jeszcze 2 czy 3 dni odpocząć, to jest to element leczenia. Kiedy np. antybiotyk czy jakaś terapia kończy się w czwartek czy w środę, to ja mu jestem w stanie jeszcze te dwa dni dołożyć, bo to element terapii. Natomiast jeżeli ktoś udaje (a zdarzają się tacy), jest pełen agrawacji, wymyśla niestworzone historie, to ja przede wszystkim udowadniam, że te historie są niestworzone. Choć czasem to nie jest takie proste. Bo pacjent właśnie z internetu czy od kolegów, wie jak udawać, jest przygotowany, i wtedy też niech się ZUS czy KRUS nie dziwi, że będzie zwolnienie.
3. Pacjent dzwoni w środku nocy
– Czy Pan swoim pacjentom daje swój prywatny numer telefonu?
– Tak. Jestem rzecznikiem Kolegium Lekarzy Rodzinnych, więc mój numer telefonu jest na stronie. Ja nie zawsze wszystkie telefony jestem w stanie odebrać.
– A czy pacjenci tego nadużywają?
– Tak, zdarza się. Nie lubimy takich pacjentów. Jestem na dyżurze w szpitalu, bo poza POZ pracuję w klinice i na uczelni, pracuję też społecznie i bywa, że słyszę swój telefon o 2 w nocy. Nie odbieram.
– Ale jak to? Wysłuchać pacjenta rzecz święta!
– Niekoniecznie. Odbierać, by usłyszeć pytanie, czy jutro będę przyjmował? Takie pytanie o 2:00 w nocy? Pani uważa, że to jest w porządku? To nie jest w porządku. Drugi przykład – telefon dzwoni o godz. 23 w sobotę, żeby omówić nieistotny, administracyjny problem. Nie możemy sobie na takie rzeczy pozwolić! Mamy swoje życie, też normalnie funkcjonujemy. Ale lekarz, jak wiadomo, nie choruje, nie ma rodziny, dzieci, powinien być tylko sługą pacjenta do końca i nic poza tym.
– Pokutuje dr Judym.
– Tak, pokutuje. Ja często o sobie tak mówię. Ale doktor Judym też ma swoje granice.
4. Pacjent bez krawata jest bardziej awanturujący się
– Pacjent czasem przychodzi po prostu poawanturować się, tak dla samej awantury. Wierzcie mi Państwo. Jesteśmy chyba jedną z ostatnich instytucji (przychodnie i szpitale), zawsze tak było, w których można wszystko powiedzieć, gdzie latają słowa na K i na Ch. Takiego pacjenta też nie lubię. Naburmuszonego od początku, kłótliwego na dzień dobry, tylko żeby coś udowodnić, jakąś swoją przewagę, mimo że nikt go źle nie traktuje. Ja naprawdę mam godnie zachowujący się personel w przychodni. I zdarzają się też emocje u pań w rejestracji, pielęgniarek i pozostałego personelu, ale one są naprawdę ograniczone do pewnych rzeczy. Czasem nie można tych wulgaryzmów wysłuchiwać i bywa, że naprawdę trzeba zawiadomić policję.
5. Pacjent próbuje wręczyć łapówkę
– A co, jeśli jest próba wręczenia łapówki, oczywiście niezgodnie z procedurami?
– Jeżeli pani redaktor uznaje, że jest jakaś łapówka zgodna z procedurą?
– Skoro można kraść zgodnie z procedurą albo niezgodnie, to rozumiem, że łapówka też może być zgodnie lub nie z procedurą?
– Wiemy, że to wszystko jest dalej łapówką. I z punktu widzenia prawa i moralności – mówimy „do widzenia”. Ja tak mam. I nie mam z tym problemu. Pokutuje powiedzenie Gomułki z czasów PRL, że lekarze to jak kelnerzy, zawsze sobie coś tam dorobią na boku. Pewnie tak i było w wielu przypadkach. I to jest źle. Ale tak nie jest, lekarze nie zarabiają źle, ale nie mówię, że mają wspaniale, cudownie. Rozstrzał wśród lekarzy jest ogromny, w zależności od tego, gdzie, jak i co. Ale mnie na chleb wystarcza i zawsze starczało, w związku z tym nie miałem tutaj poczucia tego, że muszę. Obecnie już się to zdecydowanie rzadziej zdarza, ale przy okazji tego zwolnienia, pacjenci chcieliby jakoś to… Różne są formy i wykręty. Pójście gdzieś do prywatnego gabinetu, żeby się dostać do państwowego szpitala, my te zakręty znamy. To jest łatanie dziur w systemie dla pacjenta nieszczególnie przyjaznym. Ale w żaden sposób nie powinno to usprawiedliwiać (nielicznych pewnie) pacjentów i lekarzy od tego, żeby zachowywać się korupcyjnie.
6. Pacjent nie odwołał wizyty
– Pacjent się umawia i nie przychodzi, nie dzwoni. I to też jest ciekawa sprawa, że prywatna ochrona zdrowia jest w stanie sobie z tym poradzić. Zawsze przed wizytą jest SMS, telefon, przez który można potwierdzić lub anulować wizytę. A publiczna ochrona zdrowia zupełnie nie radzi sobie z tym problemem.
– Nie, to nie jest tak, że ona sobie z tym nie radzi. Ona sobie nigdy do końca nie poradzi, ponieważ problemem jest właśnie to, że jest publiczna i że każdy może przyjść z ulicy. W sprawach nagłych z POZ, z lekarzami rodzinnymi, w części ambulatoryjnej opieki, jest trochę jak z pogotowiem, gdzie przychodzi pacjent w każdej chwili, wczołga się do przychodni, bo czuje ból w klatce piersiowej i cały harmonogram idzie w diabły. I co z tego, że ja mam czterech pacjentów następnych zapisanych, gdzie ja godzinę będę się zajmował tym co się nagle pojawił, o którym nic nie wiem. My siedzimy na bombie. Tak nie jest w przypadku „sieciówek medycznych” i pewnych prywatnych miejsc, gdzie oczywiście też takie przypadki się zdarzają, ale zdecydowanie sporadycznie. Nikt proszę państwa nie idzie do „sieci medycznej” z dolegliwościami, które wymagają pogotowia. A do lekarza rodzinnego często przychodzi z takimi, które powinno załatwiać nawet pogotowie. I vice versa. Czasem do pogotowia czy na SOR idzie, z problemem, z którym powinien przyjść do lekarza rodzinnego. Ale to nie jest sprawa tylko SMS-ów. To jest właśnie sprawa tych wszystkich rzeczy, które w takich placówkach są. Jest abonament. I mówią, no tak, ale ja płacę tam tylko 60 zł miesięcznie. No tak, ale my w POZ mamy na pacjenta, takiego przeciętnego, 20 zł miesięcznie. To też implikuje różnego rodzaju możliwości np. techniczne, informatyczne, zawiadamiania itd. Nawet jeżeli byśmy wysyłali 1000 SMS-ów, to tak jak z zaproszeniami na mammografię, które wysłano do kobiet w całej Polsce, po czym okazało się, że przyszło 8 procent. Nie jest więc tak, że wszystko działa. Prywatne placówki mają może trochę więcej pieniędzy, mogą zatrudnić więcej lekarzy, nie mają może takich problemów kadrowych jak my (chociaż też), ale to nie znaczy, że pacjenci kapitalnie przychodzą na każdą umówioną wizytę. Oczywiście nie lubimy jak pacjent nie przyjdzie. Chociaż czasem mówię tak, no dobra nie przyszedł, mam 15 minut przerwy.
7. Pacjent z niedostatkiem higieny osobistej
– A jak pacjent przychodzi nieumyty, brudny? Co z takim pacjentem?
– Bywa tak i wcale nierzadko. Wszystko należy w sposób kulturalny i empatyczny zrozumieć. Jednak zrozumieć, dlatego bo ja leczę bezdomnych, ja rozumiem, że taki pacjent nie będzie pachniał fiołkami, bo ja i moi ludzie wyciągamy go ze śmietników, czy wiat autobusowych w Warszawie.
– Ten przykład jest zrozumiały. Ale są też pacjenci umówieni.
– Też trzeba podejść w sposób zrozumiały. Jest trochę wyjątków od reguły. Przychodzi do mnie starsza osoba z demencją, to o czym brak higieny świadczy? Przecież nie o niej, tylko o jej rodzinie. Czy do pacjenta należy mieć pretensje? No, należy mieć trochę pretensji do jej rodziny. Ale to jest też przypadek zrozumiały, pani redaktor zaraz powie i będzie miała rację. No cóż. Trzeba pacjenta zbadać i w sposób kulturalny, bo to dotyczy godności, ale jednak powiedzieć to, co się myśli. Ja bym nie pisał na drzwiach, a znam takie przypadki, że piszą „pacjenta brudnego nie przyjmujemy”. To jest jednak brzydkie sformułowanie. Nie chciałbym siedzieć w poczekalni jako pacjent i widzieć napis przed wizytą „umyj się”, bo być może dziś się nie kąpałeś. To nie jest w porządku. Nie należy z tym przesadzać. Ale należy pacjentowi powiedzieć: proszę pani/pana, coś się dzieje z higieną, ja bardzo uprzejmie proszę, żebyśmy na przyszłość zadbali o to. Mówiąc nawet w liczbie mnogiej, ale zawsze prawdziwie i delikatnie. Ja też nie lubię ani lekarzy, ani pacjentów, którzy wszystkim muszą powiedzieć prawdę – śmierdzisz Pan! No jak to brzmi? A mogą być okoliczności, które spowodują, że tak będzie. Bo poza tymi dwoma przykładami, może być pacjent z urazem czy ktoś, kto ma nagłe zachorowanie. Jest więc tych wyjątków od reguły dużo, wynikają z przyczyn, o których lekarz w tym momencie w gabinecie – nie wie.
Epilog: Apeluję do pacjentów, żebyśmy się wzajemnie szanowali, bo wbrew temu co Państwo uważają, jedziemy dokładnie na tym samym wózku.
– Pacjencie! Szanuj lekarza swego jak siebie samego!